Szkoły przyjazne LGBTQ+

Rzecznik praw dziecka, jak sama nazwa wskazuje, od tego jest, by stać na straży praw dzieci. Ale nie aktualny – pisowski. Ten wykorzystując męczeńską śmierci 8-letniego Kamilka z Częstochowy, ogłosił, że… sprawdzi, czy placówki edukacyjne, które znalazły się w ogólnopolskim Rankingu Szkól Przyjaznych LGBTQ+, przygotowanym przez środowiska lewicowe, weryfikowały swoich pracowników w rejestrze pedofilów.

Wskazany ranking, do którego odnosi się rzecznik, prowadzony jest od 2018 r., a pozycja danej szkoły w zestawieniu zależna jest od opinii wyrażonych przez uczniów szkół ponadpodstawowych i nauczycieli.

Pierwotnie inicjatorem Rankingu był… aktywista, edukator i Europejczyk – jak pisze o sobie, lecz dwa lata temu patronat nad projektem objęła Komisja Europejska. Ranking finansowany jest przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię za pośrednictwem Funduszy Europejskiego Obszaru Gospodarczego.

W Polsce Patronaty honorowe nad Rankingiem objęli prezydenci: Warszawy, Poznania, Łodzi, Gdańska oraz Wrocławia. A to może wskazywać, że polskie dzieci znalazły się nad przepaścią i interwencja rzecznika praw dziecka jest nie tylko zasadna, alei niezbędna. I to tym bardziej, że niezweryfikowani przez niego i IPN ankieterzy od pięciu lat nawiedzają szkoły w celu pobrania opinii uczniów i nauczycieli, siejąc genderową propagandę i przy okazji zapewne dopuszczając się aktów dalece bardziej nieuporządkowanych moralnie.

Co oczywiste, inicjatywa rzecznika nie mogła spodobać się opozycji. Wskazuje, że… – Przywrócić świetność rzecznikowi praw dziecka to jest tylko mały fragmencik sprzątania po PiS. To jest rzecz tak oczywista, że nie wymaga komentarza – stwierdził marszałek senatu.

Zareagował na to jeden taki wiceminister od edukacji – tako rzekł: – Nie rozumiem reakcji marszałka senatu i innych osób oburzonych zapowiedzią kontroli. Przecież opozycja wielokrotnie używała argumentów mówiących o konieczności ochrony dzieci przed wszelkie maści zwyrodnialcami. Działania pana rzecznik w tej sprawie są jak najbardziej słuszne, uzasadnione i celowe – stwierdził.

– Biuro Rzecznika Praw Dziecka sprawdza rozmaite szkoły – katolickie, muzyczne, podstawowe, ponadpodstawowe… A więc to nie dotyczy tylko tych placówek, które pojawiają się w różnych dziwnych rankingach. Po drugie, szkoły najczęściej sprawdzane są pod kątem przeciwdziałania przestępstwom wobec dzieci. Niestety, w wielu przypadkach okazuje się, że dyrektorzy czy też inne instytucje nie weryfikują swoich pracowników w rejestrze pedofilów. (…) Spodziewam się, że różne organizacje, które wcześniej chciały wchodzić do szkól z pseudoedukacyjnymi programami, będą się teraz oburzały, ale jeszcze raz podkreślam, że procedura kontroli nie jest nadzwyczajną sytuacją – odszczeknął się sam rzecznik, dając tym do zrozumienia, że od pomysłu kontroli nie odstąpi.

Z 1,5 mln uczniów szkół ponadpodstawowych w ubiegłym roku ankiety wypełniło tylko 22 tys. Ale dzięki rzecznikowi przedsięwzięcie ma całkiem intensywną reklamę. A to może się przełożyć na wzrost popularności wśród młodzieży, a diabeł tylko na to czeka. Oj czeka…

Konwencja stambulska Cd.

Tak, konwencja stambulska szczególnie dużą uwagę poświęca kwestii dyskryminacji kobiet i dziewcząt (vide poprzedni wpis) jako źródła przemocy (a wspomniany wcześniej raport z 15 lutego 2023 r. określa jako przemoc także brak dostępu do aborcji), ale odnosi się do wszystkich ofiar przemocy ze względu na płeć. Dokument jest więc też ważnym narzędziem ochrony praw osób LGBT oraz osób z niepełnosprawnością.

W konwencji znalazł się zapis, że m.in. religia może służyć do usprawiedliwiania przemocy wobec kobiet. Konwencja nie wyszczególnia, o którą religię chodzi. Zwyczajnie stwierdza, że religia może być jednym ze sposobów usprawiedliwiania aktów przemocy wobec kobiet. Z perspektywy ofiary nie ma znaczenia, czy zostanie okaleczona, bo sprawca powołał się na islam, katolicyzm, judaizm, buddyzm czy kościół latającego potwora spaghetti.

Powyższe zapisy, po pierwsze, wskazują, w jaki sposób kraje członkowskie powinny chronić ofiary, a także podają przyczyny przemocy. Według konwencji państwo ma podjąć niezbędne środki, by zapobiec aktom przemocy. Po drugi; konwencja pozostawia państwom dowolność w decydowaniu, jakich narzędzi chcą użyć, by zmienić wzorce generujące nierówności, więc gadki o naruszaniu suwerenności są tu zwyczajnie śmieszne. Po trzecie, konwencja nie wprowadza żadnej ideologii, ale przepisy mające chronić kobiety przed przemocą wynikającą m.in. ze społecznych różnic w traktowaniu osób różnej płci. Co więcej, wprowadza najważniejsze definicje (m.in. systemowej i strukturalnej przemocy ze względu na płeć, płci społeczno-kulturowej, przemocy domowej czy gwałtu), które trafnie oddają istotę tych zjawisk, i umożliwia ich skuteczne zwalczenie, a nazywanie tych postulatów neomarksizmem nie zaczaruje rzeczywistości.

Wskazany poseł do Parlamentu Europejskiego stwierdził i coś takiego: – Musimy pamiętać, iż statystyki pokazują, że to Polska jest krajem najbezpieczniejszym dla kobiet czy mniejszości. To jest niespotykane w wielu demokracjach, które siłą stosują ideologię gender. Głównym powodem tego, dlaczego te statystyki w Polsce są tak dobre, jest to, że bezpieczeństwa bronią małe wspólnoty tożsamościowe. Tam, gdzie oazy tożsamości są silne, tam jest bezpiecznie.

Badanie Agencji Praw Podstawowych UE z 2014 r., owszem, wykazało, że w Polsce jest najmniej przypadków przemocy wobec kobiet w Europie (19%, a średnia unijna wynosi 33%). Jednocześnie ten sam raport wyjaśnia, skąd mogą się brać różnice w poziomie przemocy między poszczególnymi państwami członkowskimi. Cytuję: – W społeczeństwach, w których przemoc w rodzinie uważa się w dużym stopniu za sprawę prywatną, jest mało prawdopodobne, że o przypadkach przemocy wobec kobiet będzie się rozmawiać z rodziną i przyjaciółmi lub że będą one zgłaszane policji. I dalej: – Równouprawnienie płci może być przyczyną większej częstotliwości ujawniania przypadków przemocy wobec kobiet. Jest też bardziej prawdopodobne, że w społeczeństwach, w których panuje większe równouprawnienie, przypadki przemocy wobec kobiet będą traktowane i zwalczane bardziej otwarcie.

Niezależnie od powyższego – od prób deprecjonowania konwencji, jej wdrożenie na poziomie Unii Europejskiej to jasny sygnał, że ochrona ofiar przemocy przez wzgląd na płeć, w tym ochrona praw kobiet, są priorytetem w całej Unii. I należy się z tego cieszyć.

Do tej pory konwencję antyprzemocową podpisało 45 państw Rady Europy, w tym wszystkie kraje UE, ale tylko 33 dokonały ratyfikacji (21 z UE). Państwa członkowskie, które wciąż nie ratyfikowały konwencji, to: Bułgaria, Czechy, Litwa, Łotwa, Słowacja i Węgry).

Konwencja stambulska

Wygląda na to, że w ferworze prekompanii wyborczej do parlamentu, umknął nam fakt, że europosłowie opowiedzieli się za ratyfikacją konwencji stambulskiej. A cóż to takiego? – zapytacie. Odpowiadam.

To pierwszy międzynarodowy akt prawny, który definiuje przemoc wobec kobiet i dziewcząt oraz ustanawia ramy środków prawnych i sposobów przeciwdziałania takiej przemocy. Zobowiązuje jej sygnatariuszy do podjęcia określonych działań w zakresie wspierania ofiar i karania sprawców. Zapisy traktują o: międzynarodowym ściganiu przestępstw; wdrożeniu przepisów umożliwiających izolację sprawcy przemocy od ofiary (zakaz zbliżania, eksmisja z mieszkania); ściganiu przestępstwa gwałtu z urzędu (w Polsce do 2014 r., aby wszcząć postępowanie w sprawie gwałtu, potrzebny był formalny wniosek osoby pokrzywdzonej i nie wystarczało samo zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa); prewencji (czyli szacowaniu ryzyka zaostrzenia przemocy oraz zbieraniu danych na temat przestępstw ze względu na płeć); ochronie ofiar m.in. poprzez zapewnienie całodobowej infolinii i odpowiedniej liczby schronisk; przeszkoleniu służb celem zapobiegania wtórnej wiktymizacji ofiar, a także edukacji społeczeństwa.

Dojście do tego aktu nie było łatwe. Oto Komisja Europejska zaproponowała przystąpienie Unii Europejskiej do konwencji w 2016 r., ale wówczas sprawę zablokowało kilka państw, które konwencji wciąż nie ratyfikowały. Ale w 2021 r. Trybunał Sprawiedliwości UE uznał, że Wspólnota może przyjąć konwencję kwalifikowaną większością głosów, więc. 15 lutego 2023 r. PE przegłosował raport wzywający państwa członkowskie do ratyfikowania konwencji stambulskiej na poziomie całej Unii, a 10 maja PE zagłosował za ratyfikacją dokumentu.

Polska ratyfikowała konwencję w 2015 r. – przed dojściem PiS do władzy. W 2020 r. pisowski wiceminister sprawiedliwości ogłosił wszem i wobec, że… Konwencja stambulska to ratyfikowana przez rząd Platformy Obywatelskiej i PSL neomarksistowska propaganda, która przewraca do góry nogami nasz świat wartości.

Wtedy to spłodzono petycję, która wyjaśniała, w jaki sposób konwencja zagraża Polakom (choć nie zagraża w żaden) i zebrano pod nią 41 tys. podpisów. Ordo Iuris przekazało petycję premierowi – notorycznemu kłamczuchowi, ale rząd oczekiwań nie zrealizował. Ba, w resorcie ministra – dziś już szefa Solidarnej Polski, powstały przepisy nowej ustawy o przemocy domowej, przyjętej przez sejm w grudniu 2022 r. Podczas jej procedowania rząd powoływał się właśnie na konwencję stambulską i cieszył się, że nowe przepisy wypełniają jej zalecenia.

Po wskazanym wyżej kolejnym ruchu Parlamentu Europejskiego prawica ponownie zawyła z oburzenia. Jeden z jej prominentnych działaczy – Europarlamentarzysta… jaki taki, byle jaki, tokował w radiu Rydzyka: – Parlament Europejski przegłosował przy-stąpienie Unii Europejskiej do konwencji stambulskiej dlatego, że wiele państw Unii Europejskiej nie chciało jej ratyfikować, korzystając ze swoich suwerennych uprawnień w zakresie polityki dotyczącej moralności, edukacji, kultury, tożsamości. Unia Europejska postanowiła, że skoro państwa nie chcą same po dobroci, to ona to przyjmie i będzie wymuszać stosowanie zapisów konwencji.

Prawicy chodzi głównie o artykuł 12 konwencji, który brzmi: – Strony podejmą niezbędne środki w celu promowania zmian w społecznych i kulturowych wzorach zachowań kobiet i mężczyzn w celu wyeliminowania uprzedzeń, zwyczajów, tradycji i wszystkich innych praktyk, które opierają się na idei niższości kobiet lub na stereotypowych rolach dla kobiet i mężczyzn. Cdn.

Napuszcza jednych na drugich

W rewolucyjnym 1905 r. w Warszawie doszło do pewnych niecodziennych wydarzeń – społeczność żydowska, a potem i polska bez żadnych konkretnych powodów zaczęły atakować i demolować domy publiczne, czyli burdele. Zabijano alfonsów i prostytutki. Prawdopodobnie było to wywołane prowokacjami carskiej ochrany, która chciała w ten sposób odwrócić uwagę społeczeństwa od nastrojów rewolucyjnych skierowanych przeciwko władzy.

Czytam powieść o tamtych wydarzeniach. Oto szef wydziału śledczego referuje szefowi ochrany:

Wiem, kogo Polacy znienawidzą bardziej niż nas. Tych, którzy zarabiają dzięki naszym koncesjom i demoralizują młodzież: domy publiczne. Gniew ludu można skierować przeciwko nim. – Chcecie wysłać socjalistów do burdeli? – pyta zdziwiony szef ochrany.

Nie do burdeli, a na burdele. I nie socjalistów, a zwykłych ludzi. Obywateli zatroskanych o przyszłość dzieci. Burdele są wylęgarnią zarazy, one są prawdziwym wrogiem, a nie car i policja!

Szef wydziału śledczego każe podległym sobie oprawcom porwać z wesela córkę bogatego żydowskiego rzeźnika. I odstawić ją do jednego z burdeli na Nalewkach. Gdzie znalazła się dziewczyna, szybko rozchodzi się pocztą pantoflową… Zorganizowany tłum rzeźniczych mistrzów i czeladników uzbrojony w topory rusza na sutenerów. Policja się nie wtrąca.

Czemu wspominam o tak odległych, choć nie powiem ciekawych, zdarzeniach? Przez analogię. Oto prezes wszystkich prezesów – obecny naczelnik Polski, podczas konwencji regionalnej w Bydgoszczy zapowiedział wsparcie ustawy: „Chrońmy dzieci, wspierajmy rodziców”. – Żeby pary homoseksualne nie mogły eksperymentować dziećmi, tzn. ich adoptować, żeby dzieci nie były przedmiotem eksperymentów, które są w interesie bardzo niewielkiej mniejszości, ale nie są przede wszystkim w interesie dzieci i nie są w interesie przyszłości naszego narodu, a dzieci to przyszłość. W ciągu roku będziemy decydować o losie Polski i Polaków. Będziemy decydować o tym, w którą stronę pójdziemy, i będziemy także decydować o tym, czy obronimy się przed pewnymi zagrożeniami, bardzo poważnymi zagrożeniami – tokował.

Widać tu, że pisowski szef wszystkich szefów dobrze wie jak traktować potencjalnych wyborców – zwykłych ludzi: każą jeść chrząszcze – niech sami je żrą; lewactwo plugawi postać JP2 i chce seksualizować dzieci; a pedały będą nam porywać dzieci. No, nie możemy na to pozwolić, etc.

Proste i chwytliwe, zapada w głowę, duszę i sumienie. Kierowane do zwykłych obywateli zatroskanych o przyszłość dzieci: – To edukatorzy seksualni i homoseksualiści oraz ich poplecznicy są wylęgarnią zarazy. Narodzie! To oni są prawdziwym wrogiem, a nie PiS. Pamiętajcie o tym w cyklu: jesień tego roku wybory parlamentarne, wybory prezydenckie i europejski w 2024 r. A dzieci są ważne. Są przyszłością!

Wyborcza przemoc… Cz. 5

8-letni Kamil został zakatowany przez swego ojczyma (vide poprzednie wpisy). Jego śmierć poruszyła wszystkich, łącznie z politykami. Zaczął się więc festiwal demagogicznych haseł. Też stała się impulsem do dyskusji o ochronie dzieci przed przemocą ze strony dorosłych i o systemie, który tej pomocy nie zapewnia.

Pisowski premier i minister od (nie)sprawiedliwości wyrazili tęsknotę za karą śmierci, zaś pisowski minister m.in. i od oświaty stwierdził, że kluczowe dla tego dramatu jest to, że rozegrał się w patologicznej rodzinie, a do patologii dochodzi, bo atakowane są wartości chrześcijańskie i rodzina (sic!). Niestety, za słowami nie idą czyny – PiS od lat trzyma w legislacyjnej zamrażarce projekty mogące wzmocnić ochronę dzieci.

Sprawcy przemocy postawiono zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Niezależnie od śledztwa mającego wyjaśnić okoliczności tej okrutnej zbrodni, drugim wątkiem, jakim zajęli się prokuratorzy jest niedopełnienie obowiązków przez pracowników ośrodków pomocy społecznej w Częstochowie i w Olkuszu, gdzie przez pewien czas mieszkała rodzina Kamila, oraz gminnych zespołów ds. przeciwdziałania przemocy w rodzinie, a także przez kuratorów i placówki oświatowe w Częstochowie i Olkuszu.

Rodzina Kamila w Olkuszu miała założoną niebieską kartę ze względu na przemoc, ale po przeprowadzce do Częstochowy – oficjalnie w związku z poszukiwaniem pracy – zniknęła z systemu. I o tym systemie mówią osoby zaangażowane w pomoc dla dzieci – ofiar przemocy domowej.

Do tej pory Polska nie ratyfikowała trzeciego protokołu Konwencji o Prawach Dziecka. W 2016 r. grupa 19 organizacji pozarządowych przygotowała petycję dotyczącą ratyfikacji dokumentu podpisanego za rządu PO-PSL w 2013 r. Pomimo tego, że jednym z inicjatorów i współtwórców konwencji była… Polska, ratyfikacja trafiła do zamrażarki. Zdaniem obrońców praw dziecka wszystko dlatego, że pozwoliłaby urealnić ochronę, zapewniając perspektywę międzynarodowej oceny działania polskich organów władzy.

Kolejne starania podjęła Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. W 2019 roku, gdy w jednym miesiącu pięcioro dzieci zginęło z rąk rodziców/opiekunów Fundacja uruchomiła petycję, podpisaną przez ponad 22 tysiące obywateli. W treści petycji domagano się wprowadzenia w Polsce systemu Serious Case Reviews – czyli procedury uruchamianej po śmierci dziecka w wyniku krzywdzenia, całkowicie niezależnej od postępowania karnego lub dyscyplinarnego. Jej celem było namierzenie luk systemu ochrony dzieci, które uniemożliwiły lub utrudniły pomoc zmarłemu dziecku, zanim byłoby już za późno. W polskim projekcie, który lada dzień miał trafić do Sejmu, planowano utworzenie przy Rzeczniku Praw Dziecka Rady do spraw Systemowej Analizy Przypadków Śmierci Dzieci. Rada miała badać każdy przypadek śmierci dziecka, identyfikować problemy systemowe, a na ich bazie proponować konkretne zmiany: w prawie, praktyce, organizacji, finansowaniu lub kształceniu kadr, tak aby uczynić system ochrony dzieci jak najbardziej szybkim i efektywnym.

Widać, że w tej procedurze nie chodziło o znalezienie winnego przemocy i śmierci dziecka, bo tym zajmuje się prokuratura, ale o odkrycie luk w systemie, co pozwoliłoby chronić inne dzieci. Fundacja z tą inicjatywą dotarła do Kancelarii Prezydenta. Projekt miał trafić do Sejmu. Trafił inny, przygotowany przez Rzecznika Praw Dziecka. Ale i ten ciągle leży w sejmowej zamrażarce.

A wiadomym jest, że w 2022 r. częstochowski MOPS wystąpił do sądu rodzinnego o ustanowienie wobec chłopca pieczy zastępczej, czyli po prostu odebranie go matce i ojczymowi. Jednak sąd nie znalazł podstaw do takiej decyzji.

Dzień po śmierci Kamila Zarząd Stowarzyszenia Sędziów Rodzinnych w Polsce podjął uchwałę, w której napisał m.in.: – Jako sędziowie analizujemy ogólną sytuację, również z punktu widzenia sądu opiekuńczego, aby do takich zdarzeń więcej nie doszło. Zauważamy potrzebę zmian w całym systemie, na wszystkich szczeblach instytucji zajmujących się dzieckiem i rodziną, łącznie z sądem. Sędziowie przyznali, że brakuje narzędzi do systemowej analizy krzywdzenia dzieci, w tym ze skutkiem śmiertelnym, a system przepływu informacji pomiędzy sądem opiekuńczym, organami pomocy społecznej, kuratorami, organizatorem pieczy zastępczej i policją, szczególnie w sytuacji zmiany miejsca zamieszkania rodziny z dzieckiem, jest niewydolny. I co dalej?

Wyborcza przemoc… Cz. 4

Dziś widać, że wiele rozwiązań tamtej ustawy (vide poprzednie wpisy) było niewystarczających. Np. proponując, aby sprawcę przemocy można byk wyrzucić z domu – nawet jeśli to jego dom – pozostawiono w gestii sądu, co oznaczało, że ofiara musiała tygodniami pozostawać pod jednym dachem z oprawcą. Od 2020 r. taki nakaz – na dwa tygodnie, ze skutkiem natychmiastowym — może wydać interweniujący policjant. W tej kwestii udało się właściwie ustawić hierarchię wartości: prawo słabszych do niebycia katowanymi okazało się ważniejsze niż prawo silniejszego do własności.

W przypadku Kamila system zawiódł, ponieważ tak ma ułożone pryncypia: dziecko jest człowiekiem i podmiotem praw, zanim się nie urodzi; potem staje się własnością rodziców. Gdybyśmy przyjęli taki model, gdzie decyzja o zabraniu dziecka z domu następuje bardzo szybko, ponieważ jego bezpieczeństwo powinno być tak naprawdę jedynym elementem branym pod uwagę – Kamil zapewne zostałby odebrany matce już w 2019 r., kiedy jako czterolatek pętał się sam po ulicy. Jest dość duża szansa, że w ten sposób dożyłby dziewiątych urodzin.

Nie oszukujmy się więc, bowiem tego typu spraw, w tym tych medialnych, maltretowania zdarzają się regularnie. Parę lat temu w szpitalu, w którym konał Kamil, było niemowlę zakatowane przez ojczyma; była też maltretowana dziewczynka. I zawsze następowało wzburzenie w mediach, a potem wszystko cichło. Choć muszę przyznać, że w przypadku Kamila ta reakcja społeczna była bardzo nasilona. Przy żadnej analogicznej sprawie nie pamiętam aż takiego odzewu. Może dzięki temu faktycznie ta historia trafiła do większej liczby osób, ktoś ją zapamięta i później w swoim środowisku zauważy i przerwie podobną przemocową sytuację.

A powtarzam: jest ich wiele. Widzimy to w szpitalach i na oddziałach dziecięcych. Te bardzo drastyczne zdarzają się raz na kilka lat. Natomiast większość to są po prostu pobite dzieci. Nie mają obrażeń zagrażających życiu, nie wymagają długotrwałego leczenia. Takie trafiają raz w tygodniu.

Przemoc w rodzinie zazwyczaj nie jest incydentalna, tylko jest stała. I ona zaczyna się w niemowlęctwie. To nie jest tak, że dziecko było szczęśliwe i bezpieczne do 6-7 roku życia, a potem nagle ktoś zaczyna je maltretować. No chyba, że zmienia się opiekun. Jeżeli dziecko jest w normalnej rodzinie, to rzadko kiedy się zdarza, że ta rodzina nagle zaczyna źle funkcjonować. Chyba że właśnie coś się wydarzy: zmiana partnera, rozwód itd.

A do szpitali dzieci trafiają tylko w tych drastyczniejszych przypadkach. Bo jeżeli dziecko zostało pobite w domu i rodzice widzą, że nie dzieje się z nim nic poważnego, to przecież nie przyjdą z nim do szpitala. Więc te dzieci cierpią w domu i też czekają na pomoc.

Przedszkolu, szkoło, sąsiedzie otwórzcie szeroko oczy – starajcie się dostrzec krzywdzone dziecko – domową przemoc. Ono w milczeniu krzyczy o pomoc. A marsze przeciwprzemocowe ulicami miast post factum, niczego w tej mierze nie zmieniły i nie zmienią. Cdn.