Podpisaliśmy!!!

logoWalka o niezaostrzenie prawa antyaborcyjnego trwa. Nowoczesna Petru dzięki naszym naciskom już zadeklarowała, że zagłosuje przeciwko jakiemukolwiek zaostrzaniu ustawy. Teraz pora na Platformę Obywatelską. Powiedzmy sprawdzam i przekonajmy się, czy PO rzeczywiście tak bardzo różni się od PiS-u, jak deklaruje. A deklaruje, że prawa kobiet są ważne.

Już wkrótce debata i głosowanie nad projektem zaostrzającym ustawę antyaborcyjną. Upewnijmy się, że nie są to tylko puste słowa. W przeddzień konwencji programowych PO skłońmy Schetynę do obietnicy, że całe ugrupowanie zagłosuje przeciwko zaostrzaniu obecnego prawa.

Platforma prezentuje się jako partia centrowa, odległa od radykalnej prawicy. Grzegorz Schetyna wielokrotnie krytykował swoich konserwatywnych kolegów za blokowanie projektów dotyczących praw człowieka, takich jak ustawa o związkach partnerskich. Ewa Kopacz zadeklarowała, że PO nie chce decydować za polskie kobiety i rządzić ich sumieniami. Nie są to jednak jedyne głosy w tym ugrupowaniu. W 2007 roku, aż 24 posłów i posłanek PO zagłosowało za zmianą Konstytucji, która w konsekwencji doprowadziłaby do całkowitego zakazu aborcji, a 36 wstrzymało się od głosu.

Uczyńmy debatę w sprawie aborcji sprawdzianem dla Grzegorza Schetyny. Przez najbliższe tygodnie w całym kraju odbywają się regionalne konwencje programowe PO. Najbliższa już w piątek we Wrocławiu. W przyszłym tygodniu w Poznaniu, w czasie trwania konwencji PO, wykupimy billboard nawołujący Schetynę do złożenia obietnicy.

Teraz czas na Twoje działanie. Domagaj się deklaracji, że wszyscy posłowie i posłanki ugrupowania Schetyny zagłosują przeciwko jakiemukolwiek zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej. Dla Platformy to okazja, żeby pokazać, czy faktycznie różni się od PiSu w kwestiach, które decydują o życiu i zdrowiu kobiet. Daj głos i zwiększ nacisk. Wywołajmy ich do odpowiedzi.

Akcja Demokracja to tysiące osób, które walczą o ważne dla nich sprawy. Niemal 60 tys. z nas sprzeciwiło się zaostrzaniu ustawy antyaborcyjnej podpisując apel w tej sprawie. Później razem tweetowaliśmy i pisaliśmy do Ryszarda Petru. Udało się. Wspólnie osiągnęliśmy sukces otrzymując jasną deklarację od partii w tej sprawie. Ponad tydzień temu z tysiącami osób demonstrowaliśmy na ulicach Warszawy niosąc banery, transparenty i chorągiewki z hasłem „Ani kroku dalej”. Jednoczymy się po to, żeby nie pozwolić na kolejne kroki w ograniczaniu praw kobiet.

Sprawa jest zbyt ważna, żebyśmy milczeli. Chcemy doprowadzić do tego, że kiedy Sejm będzie debatował nad zaostrzeniem ustawy, głos osób stojących po stronie kobiet, będzie dobrze słyszalny.

Na początku czerwca zrobiliśmy ankietę. Wszystkich, którzy podpisali apel zapytaliśmy o to, jakie dalsze kroki w obronie kobiet powinniśmy podjąć. 75% osób wskazało Platformę jako partię na którą powinniśmy naciskać. Potrzebujemy Twojej pomocy, żeby skłonić Grzegorza Schetynę do jasnej deklaracji, że w walce o prawa kobiet i ich bliskich możemy też liczyć na Platformę. Dodaj swój podpis do listu otwartego.

Moja ślubna i ja już to zrobiliśmy.

Terminacja i badania prenatalne… Cd.

2014_09_19_Pawłowscy_6930A co z badaniami prenatalnymi? Ostatni na Podkarpaciu szpital, którego wszyscy lekarze „mają klauzulowane sumienie”, jeszcze z nich nie zrezygnował, ale niebawem może nie mieć wyboru. Wspomniana Fundacja właśnie zbiera podpisy pod obywatelskim projektem ustawy mającej chronić życie od poczęcia aż do naturalnej śmierci. Przewiduje on całkowity zakaz aborcji, nawet w przypadku stwierdzenia wad genetycznych płodu. Twórcy tego wiekopomnego dzieła zapis z obecnie obowiązującej ustawy o planowaniu rodziny i ochronie płodu ludzkiego, dotyczący ciążącego na organach administracji rządowej i samorządu terytorialnego obowiązku zapewnienia swobodnego dostępu do informacji i badań prenatalnych, uznają za zbędny. Wywodząc, że byłby on bezprzedmiotowy; ze względu na zakaz aborcji we wszystkich dopuszczalnych dotąd przypadkach. Znaczy to tyle, że jeśli nowa ustawa wejdzie w życie, finansowany przez NFZ Program Badań Prenatalnych legnie w gruzach. A już teraz jest z nim słabo. Na wolnym od aborterów Podkarpaciu badania prenatalne wykonują tylko dwie placówki – na jednego świadczeniodawcę przypada 268 tysięcy kobiet w wieku rozrodczym, czyli najwięcej w Polsce. (na Śląsku nieco ponad 35 tysięcy). Na dodatek w tym województwie badanych jest najmniej w Polsce ciężarnych kobiet, najmniej wykonywano legalnych aborcji, co zapewne dla hierarchów kościelnych stanowi powód do dumy, zwłaszcza że region charakteryzuje się nie tylko największą liczbą księży na 10 tysięcy mieszkańców, ale także największą częstotliwością występowania u dzieci wrodzonych wad rozwojowych.

Najmniej aborcji? Fenomen ten da się wytłumaczyć jedynie bliskim sąsiedztwem Słowacji, która oferują matkom Polkom swobodny dostęp do tanich i wykonywanych w przyzwoitych warunkach skrobanek, ale Najjaśniejsza chowa głowę w piasek i udaje, że o tym nie wie.

Dlatego na pozostałym obszarze RP jest niewiele lepiej niż na Podkarpaciu. Polska jest na jednym z końcowych miejsc w Europie pod względem liczby wykonywanych badań prenatalnych, ale za to przodujemy w występowaniu wad wrodzonych w postaci cewy nerwowej (9 przypadków na 10 tys. urodzeń; średnia europejska wynosi 3), rozszczepu kręgosłupa (odpowiednio: 6 i 2), wrodzonych wad serca (72 i 63) czy zespołu Downa (15 i 9). To efekt szczucia na legalnych aborterów i niewielkiej dostępności badań prenatalnych finansowanych przez NFZ. Fachowcy uważają, że wyjście jest proste: darmowym Programem Badań Prenatalnych należy objąć nie tylko ciężarne powyżej 35. roku życia, a takie kryterium obecnie obowiązuje, ale wszystkie niewiasty w stanie „błogosławionym”. Ministerstwo Zdrowia w zeszłym roku wszczęło prace nad wdrożeniem takiego rozwiązania, ale zaraz po dobrej zmianie robota ustała. Bo obecny minister ma ważniejsze sprawy na głowie. Obecnie zajmuje się wnioskiem fundacji Pro – Prawo do życia domagającej się skontrolowania wszystkich szpitali, w których zabija się nienarodzone.

Aktualnie PiS pracuje nad „obywatelskim” projektem ustawy całkowicie zakazującej aborcji, a więc i de facto także badań prenatalnych finansowanych przez NFZ. Czym się to m.in. uzasadnia? Czytamy: – Niniejszy projekt jest składany w nadziei pozytywnego przyjęcia przez władzę ustawodawczą, bowiem posłowie klubu PiS jasno wyrazili swoje poparcie dla pełnej ochrony życia podczas głosowania nad obywatelskim projektem inicjatywy ustawodawczej „Stop Aborcji” 11 września 2015 roku. Zasadnym więc jest oczekiwanie, że ta jednoznaczna postawa zostanie utrzymana i w obecnej kadencji. Ale co ważniejsze, autorzy projektu przedmiotowej ustawy twierdzą, iż wejście w życie tak poprawionej ustawy antyaborcyjnej przyniesie korzyść finansom publicznym w kwocie 2,5 mln zł, w związku z zaprzestaniem dotowania… mordowania nienarodzonych oraz podejrzanych etycznie badań prenatalnych, zaś opiekę na dziećmi urodzonymi z wadami rozwojowymi i chorobami przejmą samorządy i władze centralne. I to ma nimby nic nie kosztować? Autorzy zmian ustawowych dostrzegają problem, ale stwierdzają, że… analizę skutków finansowych zapewnienia pomocy materialnej i opieki dla rodzin wychowujących dzieci dotknięte ciężkim upośledzeniem albo chorobą zagrażającą ich życiu należy przeprowadzić w późniejszym terminie.

Jeśli dodamy do tego, że kilka tygodni temu Sąd Okręgowy w Białymstoku orzekł, że nienarodzone dziecko jest człowiekiem, to nie dziwi, iż Akcja „Polska bez aborterów” nabiera wiatru w żagle, a wraz z nią turystyka aborcyjna Polek. Miłej i efektywnej podróży!

Terminacja i badania prenatalne…

2014_09_19_Pawłowscy_6930Na Podkarpaciu w żadnym szpitalu już nie zabija się nienarodzonych – ostatnia taka placówka, poinformowała, że wszyscy zatrudnieni w nim ginekolodzy odmówili dalszego wykonywania aborcji. Wynika z tego, że kilkadziesiąt pikiet zorganizowanych przez działaczy Fundacji Pro – Prawo do życia najwyraźniej doprowadziło do obudzenia sumień ginekologów i w konsekwencji do zaniechania morderczych praktyk. – Naszym celem jest obudzenie sumień wszystkich Polaków. Dlatego kontynuujemy kampanię „Szpitale bez aborterów” – mówi przedstawiciel zarządu Fundacji. – Skoro najbardziej agresywny szpital musiał zaprzestać zabijania, to możliwe jest powstrzymanie aborcji w każdym szpitalu – dodaje.

Fundacja ta nie dała żyć wskazanemu szpitalowi z powodu pięciu aborcji dokonanych ze względu na wyniki badań prenatalnych – wskazywały… na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalną chorobę zagrażającą jego życiu. Przypatrzmy się jednemu z tych przypadkom.

– Wykryto, że dziecko urodzi się z zespołem Edwardsa – w czaszce cysta splotu naczyniówkowego (zbiornik z płynem), dolichocefalia (długogłowie), hiperteloryzm (powiększony rozstaw oczu), wąskie szpary powiekowe, stopy końsko-szpotawe, deformacje zgięciowe palców, rozszczep kręgosłupa, wady serca i nerek, zarośnięcie przełyku, niepełnosprawność intelektualna. Średnia długość życia – 7-14 dni, prawie wszystkie umierają w pierwszym roku życia. W poradniku czytamy: – Dziecko z zespołem Edwardsa nie jest w stanie samo jeść, dlatego musi być karmione sondą lub przez wytworzoną gastrostomię (przetoka prowadząca wprost do żołądka). (…) Nawet jeśli przeżyje dłużej niż rok, nie jest w stanie samo chodzić, a jego zdolności poznawcze i komunikacyjne są bardzo ograniczone. Stan dziecka jest przez cały czas ciężki i wymaga stałej opieki lekarskiej, nawet jeśli można zabrać maleństwo do domu.

A hasła pikiet przed szpitalem głosiły: – W szpitalu zabijają chore dzieci i Jak zabija się chore dzieci w szpitalu, ordynatorze? Do tego zestaw obowiązkowy: zdjęcia nienarodzonych dzieci zabitych podczas aborcji. Akcja trwała kilka lat. Szpital pozwał organizatorów o naruszenie dóbr osobistych. Obrońcy życia w pierwszej instancji przerżnęli. W drugiej wygrali – wyrok zapadł w grudniu 2015 r., a więc już w Polsce wielkiej, wolnej i niemogącej istnieć bez Kościoła. A uradowani obrońcy życia obwieścili z tej okazji, że… ponad połowa diagnoz prenatalnych, wedle których dzieci miały jakąś wadę, nie potwierdza się i dzieci rodzą się zdrowe, o czym warto pamiętać w kontekście aborcji. Szpital podkulił ogon, uzasadniając, iż… na decyzję o rezygnacji z zabiegów terminacji ciąży absolutnie nie miały wpływu żadne działania obrońców życia; nie podpisał z działaczami pro-life żadnego porozumienia; z zabiegów terminacji ciąży zrezygnowano, bo lekarze podpisali klauzulę sumienia w związku z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 7 października 2015 r.

A co z badaniami prenatalnymi? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w kolejnym wpisie, czyli cdn.

Polska jak Irlandia…?

2014_09_19_Pawłowscy_6930A było to tak. Jedna taka Irlandka, jak to zwykle bywa, zaszła w ciążę. Był rok 2011. W 21. tygodniu dowiedziała się, że płód ma wady genetyczne, w tym i śmiertelną serca. Zdecydowała się na aborcję, ale w obecnym czasie prawo zezwalało na to jedynie w przypadku zagrożenia życia matki, więc jej „tej przyjemności” odmówiono. Nie dała za wygrane i ciążę „poroniła” w Anglii. Z braku środków zmuszona była natychmiast po zabiegu wrócić do kraju. Ale tu odmówiono jej także prawa do opieki medycznej dla kobiet, które poroniły.

Sprawą zajęła się odpowiednia organizacja pozarządowa i w imieniu tej kobiety w listopadzie 2013 roku złożyła skargę do Komitetu Praw Człowieka ONZ. Ten po prawie trzech latach zdecydował, że Irlandia złamała międzynarodowe zobowiązania w zakresie praw człowieka – doszło do naruszenia artykułów 7 i 26 Międzynarodowego Paktu Praw Politycznych i Obywatelskich zakazujących okrutnego, nieludzkiego poniżającego traktowania i dyskryminacji oraz naruszenia prawa do prywatności. Podkreślono przy tym, że kryminalizacja aborcji prowadzi do stygmatyzacji i atmosfery strachu, które utrudniają pacjentkom uzyskanie rzetelnych informacji o ich stanie zdrowia i dostępnych możliwościach. Przełomowym w tym wyroku jest wezwanie Irlandii do zmiany przepisów, w tym konstytucji, jeśli zajdzie taka potrzeba, by nie stały w sprzeczności z prawem międzynarodowym.

Jak ten wyrok komentowany jest w Polsce? Z aprobatą został przyjęty przez obrońców praw człowieka, jako głos w toczącej się debacie na temat zmian w obowiązującej jeszcze tzw. ustawie antyaborcyjnej. Tym bardziej, że Polska jest stroną Konwencji Praw Człowieka, więc ten wyrok odnosi się również do naszego kraju. Jest o tyle istotny, że do tej pory Komitet wystrzegał się bardzo stanowczego zalecenia, co do zmiany prawa, a w tym przypadku wezwano do zmiany przepisów i to właśnie jest przełomem. Natomiast zwolennicy zaostrzenia prawa aborcyjnego, co oczywiste, podchodzą do tego wyroku bardzo krytycznie. – Komitet Praw Człowieka ONZ domaga się prawa do zabijania chorych dzieci, pokazuje kompletny upadek tej organizacji. Jej fundament stanowiła Deklaracja Praw Człowieka, której zasadniczym punktem było prawo do życia. Obecnie KPC ONZ domaga się prawa do zabijania. To są promotorzy morderstw, którzy zajmują się promocją ludobójstwa, udając przy tym obrońców praw człowieka – komentuje jeden z członków fundacji Pro – Prawo do Życia.

W Irlandii, podobnie jak obecnie w Polsce, trwa debata na temat prawa aborcyjnego. W ostatnich 30 latach Irlandczycy pięciokrotnie odrzucali w referendach propozycję zalegalizowania aborcji, ale ostatnie badania pokazują, że nastawienie społeczne zaczyna się zmieniać. – 87% społeczeństwa opowiada się za szerszym dostępem do możliwości przerwania ciąży. Ogromna większość uważa też, że prawie całkowity zakaz, obowiązujący dziś w Irlandii, jest okrutny, nieludzki i dyskryminujący. Tymczasem, co wynika z ostatniego sondażu, większość Polaków jest za całkowitym zakazem aborcji z zachowaniem możliwości ratowania życia matki. Na pytanie: Czy popiera Pan(i) całkowity zakaz aborcji, z zachowaniem możliwości ratowania życia matki, jeśli jest zagrożone?, ponad 58% respondentów odpowiedziało pozytywnie, zaś przeciwnego zdania było 30% pytanych. Widać, że w Irlandii jest zupełnie odwrotna sytuacja niż w Polsce – tam prawo kruszeje, a społeczeństwo coraz bardziej dojrzewa do liberalizacji w tym zakresie, zaś Kościół przestaje tam być autorytetem moralnym, a świadomość Irlandczyków zaczyna się zmieniać. Polska, o ile świat i instytucje międzynarodowe dostrzegają, że ograniczenie prawa do aborcji dotyka autonomii kobiety, stara się tego nie widzieć i w szybkim tempie zmierza w kierunku odwrotnym. My się po prostu cofamy. Najlepszym tego przykładem jest projekt, który zakłada zaostrzenie przepisów aborcyjnych. Nasza sytuacja zaczyna przypominać kraje afrykańskie, z którymi nie chcielibyśmy stać w jednym rzędzie. Projekt „Stop Aborcji” chce skazać kobiety na ogromne poniżenie oraz cierpienie związane z odmową wykonania zabiegu – zakłada, że lekarz może, ale nie musi zgodzić się na usunięcie ciąży, gdy ta zagraża jej życiu lub gdy płód jest poważnie uszkodzony; daje również możliwość karania kobiet za usunięcie ciąży, a to odbiega nawet od przedwojennych standardów w naszym kraju. Wówczas nikt nie kwestionował tego, że aborcji należy dokonać w sytuacji zagrażającej życiu.

Czy obecni polscy prawodawcy pomyślą o przedmiotowym wyroku ONZ, gdy przyjdzie do rozpatrzenia w Sejmie obywatelskiego projektu ustawy, której kształt, gdyby ją uchwalono, byłby identyczny jak ten irlandzki zaskarżony prze Komitet Praw Człowieka ONZ? Okaże się w praniu. Przypominam tu raz jeszcze, że Polska jest stroną Konwencji Praw Człowieka, więc ten wyrok odnosi się również do naszego kraju.

To co mnie interesuje i wkurza… 32

2014_09_19_Pawłowscy_6930Seks oralny i analny. 50-letni polski kapłan z Brukseli, został oskarżony przez prokuraturę o nakłanianie 14-letniego chłopca do poddania się innym czynnościom seksualnym – uprawianie z nim seksu oralnego i analnego. Przyznał się do winy i chce dobrowolnie poddać się karze. W przeszłości księżulo ten byt wykładowcą w jednym z seminariów w Polsce, proboszczem w diecezji kieleckiej, a obecnie służy we wspólnocie katolickiej w stolicy Belgii – ma pod sobą ok. 20 parafii. Przebywa na wolności, bowiem prokuratura nie zastosowała wobec niego środków zapobiegawczych.

Bogobojny Kraków sprawił kolejny prezent klerowi. Rada miasta podjęła ostateczną decyzję w sprawie dziatek w rejonie Centrum Jana Pawła II „Nie lękajcie się”. Miasto sprzeda Kościołowi dziatki warte 3,4 mln zł z 98% bonifikatą. Przeciwko tej decyzji było tylko czworo radnych. Wstrzymało się pięciu, a za głosowało 31. Oznacza to, że za teren wart 3,4 mln zł Kościół zapłaci tylko 68 tys.

Wkurzeni kierowcy. Jeden z nich jadąc przez wieś natknął się na procesję Bożego Ciała. Wkurzył się i zadzwonił na policję informując, że uczestnicy procesji utrudniają ruch i stwarzają zagrożenie na drodze. Patrol policji, który udał się na miejsce, troskliwie i wnikliwie zajął się skargą – ustalili, jakżeby inaczej, że to kierowca próbował wymuszać pierwszeństwo i dwukrotnie omal nie wjechał w uczestników procesji. Został za to ukarany 500-złotowym mandatem oraz 6 punktami karnymi. Trzeba wiedzieć, na co narzekać, żeby nie być za skargę ukaranym. Inny kierowca – tym razem kobieta, próbowała przejechać ulicą, którą szła procesja Bożego Ciała – chciała wyminąć zabezpieczającego procesję policjanta i uderzyła w inny samochód, ale nie zamierzała się zatrzymać. Złapano ją dzięki pomocy drugiego patrolu. Odpowie za… zakłócenie uroczystości religijnych.

Pedofil w sutannie. Został odsunięty od obowiązków duszpasterskich i załapał się na trzy lat pozbawienia wolności za obcowanie płciowe z małoletnią poniżej 15. roku życia, do czego się przyznał i dobrowolnie poddał karze, więc wyrok zapadł bez procesu. Oprócz kary więzienia dostał zakaz wykonywania zawodu nauczyciela religii i 5-letni – kontaktowania się z pokrzywdzoną dziewczyną. Kuria przeprosiła za czyny swego funkcjonariusza wszystkich, którzy poczuli się zgorszeni i urażeni. Wszczęto też wobec niego procedurę przewidzianą prawem kanonicznym w sprawach o pedofilię i skierowano materiał dowodowy do Stolicy Apostolskiej.

Kościelny „malarz”. Karę roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata zaproponowała prokuratura młodemu człowiekowi za to, że w czerwcu 2015 r. włamał się do zabytkowego kościoła oraz namalował na ścianach i obrazach odwrócone krzyże, a także zdewastował wyposażenie kościoła, m.in. zniszczył jeden z obrazów. Jest oskarżony o obrazę uczuć religijnych poprzez znieważenie miejsca kultu, zniszczenie zabytkowych przedmiotów znajdujących się w świątyni oraz kradzież znajdującego się w niej ryngrafu z wizerunkiem Matki Boskiej. Przyznał się do winy i złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze. W czasie śledztwa bezbożnik ten miał zakaz zbliżania się do obiektów kultu religijnego O jego ewentualnym uchyleniu zdecyduje sąd. No i jak w tej sytuacji ma się wyspowiadać z popełnionych grzechów i prosić o przebaczenie?

Głupi złodziej. Ukradł z jednego z kościołów w centrum miasta wielką skarbonę z datkami wiernych i ciągnął za sobą tę drewnianą skrzynię, nie wzbudzając większego zainteresowania. Otworzył skarbonę i wyjął z niej ok. 1000 zł, ale długo się nimi nie nacieszył – wypatrzyli go policjanci, po krótkim pościgu ujęli i pozbawili „fantów”. O dalszej sprawiedliwości ziemskiej i boskiej nie wspominam, ale go jeszcze czeka.

Dobry Kardynał – osobisty przyjaciel JP2, kurtuazyjnie, jak twierdzi. przyjął narodowców – delegację Młodzieży Wszechpolskiej. Ci pochwalili się, że zostali życzliwie przyjęci, a kardynał… pobłogosławił ich dalszej pracy. Chyba było to podziękowanie za rocznicowy białostocki marsz narodowców?

Taki nadszedł mail…

logoWitaj Eleonoro (tak na imię ma moja ślubna – dopisek JP.),

wiele osób wie o istnieniu Akcji Demokracji, ale nie wszyscy wiedzą dlaczego Akcja Demokracja w ogóle powstała.

Nasz ruch został założony po to, żeby wpływać na decyzje, które politycy i inni decydenci podejmują, a które dotyczą naszego codziennego życia. Tak jest w przypadku prób zaostrzania ustawy antyaborcyjnej.

W zeszłą sobotę byliśmy na Marszu Godności, ponieważ prawa kobiet w Polsce są po raz kolejny zagrożone. Walka o niezaostrzenie obecnego prawa trwa. Wyszliśmy na ulice razem z aktywistami i aktywistkami Akcji Demokracji, trzymając chorągiewki i transparenty. Razem nieśliśmy baner z hasłem naszej kampanii. Hasła zaproponowane przez osoby, które podpisały apel znalazły się w nagłówkach gazet

Na koniec Marszu wspólnie skandowaliśmy „Ani kroku dalej”. Ponieważ nie zgadzamy się na kolejne decyzje, które pogorszą życie kobiet i ich bliskich. Nie pozwolimy na to, żeby tak bulwersująca ustawa przeszła cicho, bez sprzeciwu. Marsz Godności i nasza obecność na nim, sprawiły, że temat pojawił się ponownie w mediach. O naszych postulatach mówiłam w TVN24, a o całym Marszu napisały m.in. Rzeczpospolita, Dziennik Polski, Polityka, jak również Pudelek. Głos osób stojących po stronie praw kobiet, jest i będzie głośny.

Z końcem czerwca Komitet Stop Aborcji, złoży w Sejmie projekt nowelizacji ustawy razem z podpisami ponad 100 tysięcy osób. Zapewne jesienią odbędzie się debata w tej sprawie. Już dzisiaj walczymy o to, żeby przeciwnicy zaostrzania ustawy byli w Sejmie liczni.

Z tysiącami osób apelowaliśmy do Nowoczesnej o wydanie jasnego oświadczenia, o tym jak posłowie i posłanki tej partii będą głosować. Udało się! Mamy deklarację tej partii, że stanie po stronie kobiet. Zapytaliśmy Ciebie i pozostałe 60 tysięcy osób, na kogo powinniśmy naciskać w drugiej kolejności. 75% z nas wskazało Platformę Obywatelską. Wsparliśmy organizację Marszu Godności, razem z aktywistami i aktywistkami Akcji. W naszym biurze przygotowaliśmy chorągiewki i transparenty. Będziemy walczyć, to na razie początek.

Akcja Demokracja to ponad 130 tysięcy osób, które biorą udział w różnych działaniach na rzecz spraw, które są dla nich ważne. Zaostrzanie prawa antyaborcyjnego, to jeden z wielu momentów, kiedy jednoczymy się, żeby wspólnie osiągać więcej.

Razem z aktywistami i aktywistkami Akcji byliśmy na Marszu Godności. Nie pozwolimy na kolejny krok w ograniczaniu praw kobiet.

Akcja Demokracja buduje ruch ludzi zaangażowanych w ważne dla nich sprawy. Wykorzystując nowe technologie dajemy możliwość działania na rzecz lepszego, bardziej sprawiedliwego, polskiego społeczeństwa.

Dziękuję, że działamy razem.

Weronika Paszewska z Akcji Demokracji

Gdzie jesteś Lewico? Cd.

2014_09_19_Pawłowscy_6930Wielu ludzi przestało wierzyć w dialog jako formę rozwiązywania sporów. A jeśli nie wierzy się w rozwiązywanie konfliktów na drodze dialogu, to trzeba wierzyć w siłę. W Rzeczpospolitej – gdzie przekonanie, iż… armia polska jest zwycięska i nie odda ani guzika, stanowi element narodowej tożsamości. Natomiast kwestia długości ewentualnego oporu przed nawałą ze wschodu pomijana jest taktownym milczeniem. Podobnie zresztą jak pytanie: Ile w tej sprawie zmieni jeden amerykański batalion w Redzikowie? To pozwala wnioskować, iż ci wszyscy, którzy zajmują się sianiem paniki, w istocie rzeczy rozumieją, że żadna nawała nam nie grozi – w przeciwnym razie trudno sobie wyobrazić powyższe, poważniejsze i bardziej aktualne pytanie. Ale narracja… musimy się zbroić, żeby się obronić przed Rosją nie odwołuje się do rozsądku, tylko do emocji i każdy, kto ją kwestionuje – czy to poprzez krytyczny stosunek do sojuszu, sojuszników i 2% PKB na wojsko, czy to podając w wątpliwość wizję „wroga u bram” – naraża się na etykietę agenta Moskwy. Mnie już nim ogłoszono.

Jedną rzecz chciałbym podkreślić: nie ma żadnych rozbieżności w świecie polityki, wszyscy mówimy jednym głosem. Jeżeli chodzi o kwestie wzmocnienia wschodniej flanki NATO, zwiększenia obecności wojsk sojuszniczych w Polsce, jest tutaj dzisiaj absolutna jednomyślność na całej scenie politycznej, co ja jako prezydent przyjmuję z wielką satysfakcją – radował się pisowski prezydent po ostatnim posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego.

Nie powinniśmy teraz podgrzewać atmosfery przez potrząsanie szabelką i wznoszenie wojennych okrzyków. (…) Musimy zważać, żeby nie dostarczać żadnych pretekstów do ożywienia dawnej konfrontacji – oświadczył na to dictum szef niemieckiej dyplomacji. – Myli się ten, kto uważa, że zwiększy bezpieczeństwo uciekając się do symbolicznych parad czołgów na wschodniej granicy Sojuszu. Wykorzystajmy szansę, jaką daje rozbrojenie. Byłoby dobrze, gdybyśmy nie dostarczali za darmo pretekstów do odgrzewania dawnych konfrontacji – dodał. Zgubne byłoby… zawężanie spojrzenia do aspektów militarnych i szukanie zbawienia jedynie w polityce odstraszania. Historia uczy, że oprócz wspólnej woli do obrony musi istnieć gotowość do dialogu i kooperacji – napominał i opowiedział się za podjęciem z Rosją dialogu o korzyściach płynących z rozbrojenia i kontroli zbrojeń dla bezpieczeństwa w Europie. Jak podkreślił, należy włączyć Rosję do… międzynarodowego partnerstwa odpowiedzialności, obejmującego m.in. takie zadania jak: niedopuszczenie do powstania irańskiej bomby atomowej, walkę z radykalnym islamem na Bliskim Wschodzie i stabilizację struktur państwowych w Libii.

Oto głos rozsądku, do którego Lewica winna się odwoływać, krytykując jednocześnie decyzje ministrów obrony państw NATO – wzmocnienie wschodniej flanki i rozmieszczeniu czterech batalionów w Polsce i krajach bałtyckich: na Litwie, Łotwie i Estonii (ostateczne mają zostać ogłoszone na szczycie Sojuszu 8 i 9 lipca w Warszawie). I co ty na to Lewico? Gdzie jesteś?

Gdzie jesteś lewico?

2014_09_19_Pawłowscy_6930Któregoś dnia znalazłem się w centrum Jeleniej Góry (jestem mieszkańcem Cieplic). Tu zatrzymał mnie młody człowiek grzecznym dzień dobry i zapytał – Czy jeszcze jest jakaś lewica w naszym mieście? Zmusił mnie tym do zajęcia się tematem, który od jakiegoś czasu przestał mnie w ogóle interesować, bowiem polska lewica już jakiś czas temu zaliczyła totalną padaczkę i nie widać by się z niej zamierzała (mogła) podnieść. A jeleniogórska…?

Od dawna nie przydarzył mi się kontakt z jakąś żywotna lewicą, co jest szczególnie bolesna, a jedynie z taką, która już ledwie dyszy, a to wyjątkowo martwi. Tym bardziej, że dzieją się rzeczy, na które powinna jakoś zareagować. Ale gdzie jej szukać, gdzie jest?

Ważne to pytanie na chwile przed szczytem NATO w Warszawie; ważne było w czas natowskich ćwiczeń „Anakonda -16″. Były to największe manewry wojskowe w Polsce po 1989 r. Wzięło w nich udział ponad 31 tys. żołnierzy z 24 krajów, w tym ok. 12 tys. z Polski. Uczestniczyło w nich 3 tys. pojazdów, ponad 100 samolotów i śmigłowców oraz 12 okrętów. Miały zademonstrować zdolność NATO do obrony – ćwiczono… obronę przed zakamuflowanym atakiem ze strony potencjalnego agresora, działającego w sposób przypominający taktykę Rosji przyjętą przez nią podczas zaanektowania Krymu na wiosnę 2014 roku. Oczywiście okrzyknęliśmy je wielkim polskim sukcesem.

A moim zdaniem, potrzebna jest jakaś alternatywa dla narastającego polskiego i europejskiego militaryzmu, który w Polsce wszyscy świętują niczym koniec wojny, a nie jej potencjalny początek. Mogłaby nim być organizacja czegoś w rodzaju „antyszczytu” (takie alternatywne imprezy towarzyszą szczytom NATO od 2009 r.), a takowy solidarnie zbojkotowały wszystkie partie polskiej lewicy, od SLD po Razem, co samo w sobie jest dość intrygujące.

Zresztą polska debata publiczna na temat NATO jest absolutnie sparaliżowana przez swego rodzaju szantaż – kto nie z nami, ten z Putinem. Wyklucza to jakikolwiek dyskurs i powoduje, że Polska jest w absolutnej awangardzie narastającego militarystycznego obłędu, bowiem nasze myślenie zdominowane jest przez dość megalomańskie przekonanie, że Putin nie śpi po nocach, snując plany zbrojnego najazdu na Rzeczpospolitą. Natomiast zachodnie środowiska pacyfistyczne sądzą, iż kwitnący ostatnio rozwój natowskiego militaryzmu prowadzi w prostej linii do koncentracji pewnej masy krytycznej, powyżej której wojna będzie nieunikniona – NATO potrzebuje wojny tak samo, jak Drakula potrzebuje krwi – tak to odczytują.

A co się stało z ruchem pacyfistycznym? Gdzie podział się zdrowy strach zwykłych obywateli demokratycznych państw Zachodu przed zbrojną konfrontacją? W latach 50. ruch antynuklearny zebrał 35 mln podpisów pod petycją w sprawie zakazu broni jądrowej; w latach 60. protesty przeciw wojnie w Wietnamie zmieniły oblicze Ameryki; 12 czerwca 1982 r. w Nowym Jorku milion ludzi wyszło na ulicę (a konkretnie do parku), żeby żądać zaprzestania wyścigu zbrojeń. Dlaczego dziś – gdy sytuacja międzynarodowa daje powody do głębokiego niepokoju – ruch antywojenny, tak charakterystyczny dla Lewicy, jest rachityczny i bezzębny? Dlaczego lewica milczy? Cdn.

Wściekły się… Cd.

2014_09_19_Pawłowscy_6930Skutki wprowadzenia proponowanych zmian w ustawie antyaborcyjnej (vide poprzedni wpis), jeśli będzie ona uchwalona, łatwo mogą zmienić się w horror, bowiem już dziś nawet kobiety, które mają prawo do legalnej aborcji, wolą załatwić sprawę w podziemiu, by nie narażać się na szykany ze strony lekarzy w państwowych szpitalach, dla których przerywanie ciąży to niebezpieczny temat – wolą wykręcić się klauzulą sumienia, która czasem cudownie przestaje obowiązywać w ich prywatnych gabinetach. A klauzulą ta obejmuje się już całe szpitale, a ostatnio nawet całe regiony (vide Podkarpacie). Już pod rządami obowiązującej ustawy zdarzały się z tego powodu tragedie (przykładów jest mnóstwo, o niektórych na tych łamach donosiłem). A co będzie po uchwaleniu proponowanych zmian? Trudno to sobie nawet wyobrazić – wszelkie decyzje o leczeniu kobiet w ciąży wymagałyby od lekarzy heroizmu, gdyż groziłoby im nie tylko napiętnowanie ze strony „obrońców życia”, ale także więzienie.

Pamiętajmy, że wojna o aborcję jest w istocie wojną o władzę – kto kontroluje seksualność człowieka, ten kontroluje jego życie. Nie przypadkiem w rekomendowanej przez WHO Powszechnej Deklaracji Praw Seksualnych zapisano, że każdy człowiek ma prawo do podejmowania wolnych i odpowiedzialnych decyzji w kwestii posiadania potomstwa, do pełnego dostępu do edukacji seksualnej i środków regulujących płodność. Ta sfera od wieków jest bowiem w zainteresowaniu instytucji, które roszczą sobie prawo do jej regulowania: Kościoła i władz państwowych, zwłaszcza tych autorytarnych, które postrzegają prokreację jako patriotyczny obowiązek. Nie dziwi mnie, że ta władza już cofnęła dofinansowanie programu in vitro, a jeszcze zamierza wprowadzić recepty na awaryjną antykoncepcję (od ponad roku można ja nabyć bez recepty, jeśli ukończyło się 15. rok życia), oczywiście ze względu na bezpieczeństwo kobiet (Sic!). Nie dziwi, że kobiety się wściekły. A jak zachowają się w tej sytuacji parlamentarzyści? Okaże się w praniu. Ale to właśnie dla nich i dla wszystkich zwolenników totalnej ustawy antyaborcyjnej dedykuję list Grzegorza Ulmana zatytułowany „Aż do śmierci…”.

Miałem brata z najcięższą odmianą mongolizmu. Bardzo go kochaliśmy, choć nie mówił, niewiele rozumiał, miał nieskoordynowane ruchy i bardzo cierpiał na wszystkie możliwe dolegliwości. Robiliśmy wszystko, aby choć trochę pomóc bratu w jego męczarniach. Nadaremnie. Na swoje nieszczęście przeżył biedak przeszło pół wieku w strasznym upodleniu. To genetyczne cierpienie było mu przypisane od poczęcia do naturalnej śmierci. Byłoby dużo lepiej dla niego, gdyby się nie urodził. Będzie dużo lepiej dla wszystkich innych takich potencjalnych, nieszczęśliwych istot, z felernym kodem genetycznym, jeśli się nie urodzą. Ludzi, którzy lekkomyślnie podpisują się pod zakazami aborcji uszkodzonych płodów, pytam – kto wam dat prawo skazywać nieszczęsne istoty i ich rodziny na niewyobrażalne cierpienia i upodlenie? Czy potrafilibyście 60-latkowi uwięzionemu w niesprawnym ciele 12-latka, z rozumem 2 latka, wydłubywać dzień po dniu kat z odbytu, odsysać flegmę z przełyku, karmić papkami poprzez bezzębny otwór gębowy, opatrywać niegojące się i cuchnące rany, zadbać o pampersową higienę, przenosząc delikwenta na własnych placach do łazienki? Zanim jeden z drugim, zainfekowany antyhumanitarną, religijną indoktrynacją, podpisze się pod antyaborcyjnym projektem, niech najpierw popróbuje zaopiekować się takim warzywem nie przez 60 lat, wystarczy przez tydzień. Tak, warzywem, bo mój brat nie mógł o sobie powiedzieć „myślę, więc jestem”, bo nie miał rozumu ani do myślenia, ani do mówienia, ani do rozumienia. Przez ostatnie sześć lat życia tego nieszczęśnika poza sygnałami bólu nie było z nim żadnego innego kontaktu. Jego życie nie miało nic wspólnego z ludzką egzystencją. Wiem co mówię, bo miałem z tą tragedią do czynienia przez kilkadziesiąt lat, chociaż nie tyle co moja młodsza siostra, która zmarła zaraz po jego zejściu. Z całą pewnością wykończyła ją pełna miłości opieka nad tym tragicznym stworzeniem, Kiedy słyszę antyhumanistycznych drani, którzy w imię swojej pokrętnej ideologii chcą zafundować taką podłą egzystencję kolejnym genetycznie zdefektowanym osobnikom, to wiem, że nie mają oni żadnego pojęcia o wartości życia.

Wściekły się…

2014_09_19_Pawłowscy_6930Niemrawa dotychczas dyskusja o prawach kobiet nabrała nowej społecznej dynamiki. A wszystko to za sprawą projektu fundacji Pro – Prawo do życia. Ale po kolei. Gdy w 1993 r. Sejm przyjmował jedną z najbardziej restrykcyjnych ustaw antyaborcyjnych w Europie, na ulicach wrzało – pikiety i demonstracje, żądanie referendum (pod projektem, by o kształcie ustawy zadecydowało społeczeństwo zebrano 1,5 mln podpisów), do którego nie doszło, bowiem rządzący wraz z Kościołem uznali, że w sprawach moralnych mają prawo głosu jedynie posłowie (obawiano się wyniku takiego referendum). Ustawa przeszła, a „obrońcy życia” nazwali to „kompromisem”, albowiem zakaz przerywania ciąży nie był całkowity. I w zasadzie był spokój – rządowe statystyki wskazywały kilkaset zabiegów rocznie, a w równoległym świecie doskonale funkcjonowało podziemie i turystyka aborcyjna.

Dziś środowiska, które wtedy przeforsowały ustawę (tzw. kompromis), dziś żądają całkowitego wyeliminowania aborcji bez wyjątku, i bez względu na to, jakie koszty miałyby ponosić kobiety. Chcą też wprowadzenia do polskiej legislacji takich pojęć jak: „zabójstwo prenatalne” i „dzieciobójstwo prenatalne”. A za „spowodowanie śmierci dziecka poczętego” proponują kary więzienia od trzech miesięcy do pięciu lat, a przy działaniu nieumyślnym – do trzech lat, kiedy zaś winna jest matka – sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary lub od niej odstąpić, wyjątkiem jest lekarz – nie podlega karze wyłącznie w wypadku jeśli udowodni, że do śmierci płodu doszło w wyniku działań leczniczych, koniecznych dla uchylenia bezpośredniego niebezpieczeństwa dla życia matki. Dodatkowo z ustawy mają być wykreślone zapisy o tym, że państwo ma zapewnić swobodny dostęp do informacji i badań prenatalnych, a także do nauczania o metodach i środkach świadomej prokreacji.

Dotychczas kolejne próby zaostrzenia ustawy nie wywoływały większych społecznych emocji, bowiem miały małą, właściwie zerową, szanse na uchwalenie. Ale dziś sytuacja jest inna – do władzy dorwał się PiS. Do kobiet dotarło, że oni mogą to zrobić i się wściekły – pikiety pod Sejmem, zbiórka podpisów pod obywatelskim projektem liberalizacji ustawy o przerywaniu ciąży, wreszcie Marsz Godności (18 czerwca na ulicach Warszawy), więc kolejnej wojny o aborcję nie da się uniknąć.

Tak, to właśnie „obrońcy życia”, chyba wbrew własnym intencjom, obudzili uśpiony dotychczas potencjał. I teraz PiS ma problem. Trudniej bowiem będzie zagłosować za ustawą, która każe rodzić kobietom zgwałconym czy noszącym zdeformowane, pozbawione szans na życie płody – to nawet jak na standardy polskiej hipokryzji może być zbyt wiele, czyli kolejny gorący polityczny konflikt gwarantowany.

A przecież skutki takiej ustawy, jeśli będzie uchwalona, łatwo mogą zmienić się w horror… Ale o tym w dalszej części tego wpisu, czyli cdn.