Zarząd Europejskiej Sieci Rad Sądownictwa (ENCJ) chce usunięcia nowej KRS ze swojej organizacji. Propozycja ma zostać przedstawiona na Zgromadzeniu Ogólnym.
Do polskiej KRS wysłano 22 kwietnia br. oficjalne stanowisko, którego głównym założeniem jest wydalenie Krajowej Rady Sądownictwa z ENCJ.
Polska KRS ma miesiąc na ustosunkowanie się do treści przesłanego dokumentu. – Możliwość zareagowania na propozycję wydalenia członka ze Stowarzyszenia jest zgodna z art. 6 ust. 4 statutu ESRS – czytamy w komunikacie. Od decyzji polskiej KRS będzie zależała finalna treść propozycji, która zostanie przedstawiona na Zgromadzeniu Ogólnym stowarzyszenia.
A problemy KRS sięgają 21 lutego 2020 roku, gdy to ENCJ wystosował pierwszy list z uwagami co do jej działań i funkcjonowania. Główne zarzuty dotyczyły braku niezależności od władzy wykonawczej w Polsce, a to z kolei powiązane było m.in. z dziwnymi listami poparcia dla sędziów wybranych do nowej KRS.
W drugim liście znalazły się także zarzuty dotyczące nieprzestrzegania zasad panujących w ENCJ – niedostatecznym zabezpieczeniu niezależności i autonomii władzy sądowniczej. Szczegółowo wymienia się tu brak reakcji na próby wpływania na sędziów i poszczególne organy polskiego sądownictwa. Zarząd ENCJ uważa również, że KRS podważa prawo Unii Europejskiej, które jest gwarantem bezpieczeństwa sędziów, oraz oddzielności i niezależności władzy sądowniczej od wykonawczej.
W konkluzjach stwierdzono też, że KRS poważnie naruszyło statut stowarzyszenia. Co więcej, mimo upomnienia zawartych w pierwszym liście, KRS nie podjęło żadnych działań w celu zmiany swojego postępowania. Teraz czas na ruch ze strony neoKRS. A ja wiem, że ta KRS (mówiąc bardzo, bardzo delikatnie) ma to gdzieś.
Ma to gdzieś, bowiem… (co zapominalskim przypominam) na jaw wyszły kolejne szczegóły pokazujące, z jak paskudną manipulacją mieliśmy do czynienia przy powołaniu neoKRS. Oto piętnastka sędziów tej Rady powinna reprezentować sędziów i być niezależna od ministra sprawiedliwości. A jak się okazuje listy gremialnie podpisywali sędziowie, będący od lat na delegacji w tym resorcie – po prostu pracownicy ministra od sprawiedliwości (sic!). Trzech z nich podpisało się aż pod dziewięcioma kandydatami, dwóch pod ośmioma, pięciu pod pięcioma itd.
A pamiętacie jeszcze, co mówiła skruszona „Mała Emi”? Jeśli nie, to przypominam: – …ponieważ brakowało podpisów czynnych sędziów (nawet awansowanych przez Ziobrę), trzeba było dobrać z tych, co szefowi nie odmówią, więc „przebiegło się po pokojach” i wymagane 25 podpisów uciułano.
Jeśli zabawimy się rachunkami – każdemu kandydatowi pomniejszymy liczbę zebranych podpisów o podpisy złożone przez pracowników ministerstwa, to okaże się, że gdyby nie ministerialna pomoc, dziewięcioro z nich w ogóle nie mogłoby kandydować, bo zebrali za mało podpisów!
Z tego wyniku wynika, że zamiast Krajowej Rady Sądownictwa pisowska większość wybrała Krajową Radę Ziobrownictwa. A że takiej Konstytucja RP nie przewiduje, powinna zostać rozwiązana. I ja się tego domagam. I to by było na tyle…