Kompatybilny program…? Cd.

2014_09_19_Pawłowscy_6930

Pierwsza części przemówienia lidera w wyraźny sposób nawiązywała do tego, co mówiłam dwa tygodnie temu, czyli „totalna propozycja”, a nie „totalna opozycja”. To oznacza, że jako PO przestajemy się zajmować PiS-em – mówiła po łódzkiej Konwencji Samorządowej Platformy posłanka tej partii Joanna Mucha. To prawda. Słowo PiS i nazwisko naczelnika-prezesa-zwykłego posła rzeczywiście ani razu nie padły.

Posłanka zamierza przedstawiać poszczególne punkty swojego programu „czterdziestolatków” – tak go nazywa, bowiem trud przygotowania i przekonania Polaków do jego realizacji powinno wziąć na siebie właśnie to pokolenie. Twierdzi też, że program ten jest komplementarny z prezentowanym przez Platformę, więc mogą ze sobą współgrać, a nie konkurować.

Ten manifest (program) – zarys najważniejszych założeń, podkreśla pięć rzeczy: człowiek, wspólnota, dobre państwo, rewolucja wydajności i integracja ze wspólnotą narodową. Mocny nacisk kładzie na budowanie wspólnoty, ale nie narodowej, i społeczeństwa obywatelskiego. W kwestii pracy podkreśla, że… bez wyjścia z folwarcznych, feudalnych relacji pracy, nie przeniesiemy się w stronę innowacyjnej gospodarki. Nie ma powodu wprowadzać innowacji, jeśli konkuruje się kosztami płac. Nie ma powodu wprowadzania zdrowych relacji między pracownikiem a pracodawcą, jeśli rynek pracy należy do pracodawcy.

W kwestii praw człowieka wskazuje na rolę równości, tolerancji i różnorodności. – Każdy człowiek ma prawo do wyboru własnego modelu życia, roli społecznej i sposobu jej realizowania, własnych preferencji. Każdy człowiek ma prawo realizować własne pasje, rozwijać talenty. Każdy z nas jest równy. Państwo jest odpowiedzialne za stworzenie nam równych szans, niezależnie od miejsca naszego urodzenia. Życie we wspólnocie oznacza, że zależy nam na sobie wzajemnie, a to wzajemny szacunek, tolerancję, partycypację i zaangażowanie, partnerstwo, rozwiązywanie konfliktów przez dialog i kompromis – mówi.

– Podział na lewicę i prawicę jest zużyty. Dziś aktualny jest podział na partie, w  centrum których jest człowiek albo naród. Teraz jest czas, by przekonywać ludzi, otwierać im głowy i pytać, jakie jest ich wymarzone państwo. Czy takie, w którym człowieka poświęca się dla narodu, dla ideologii, czy takie, w którym właśnie człowiek jest najważniejszy, a państwo ma mu pomagać – dodaje.

– Zapatrzyliśmy się przez ostatnie lata we wskaźniki ekonomiczne. W to, w jaki sposób Polska pięknie się rozwija, a straciliśmy zupełnie z oczu los poszczególnego człowieka – uzupełnia.

Zapowiada też, że program ten ma gwarantować skok rozwojowy porównywalny z transformacją ustrojową roku 1989. Transformacją, która skończyła się po dwóch latach rządów PiS. Jesteśmy zawracani z tego dorobku, który przyniosła nam ta ustrojowa transformacja. – Proszę sobie wyobrazić, gdzie może być Polska, jeśli będziemy w stanie dokonać takiego skoku – przekonuje.

Najważniejsze założenia tego programu to m.in. zmiana relacji między państwem a obywatelem. Silny ma być obywatel, a państwo sprawne, co oznacza podpisanie zupełnie innej umowy społecznej między ludźmi.

Jeśli Platforma, jej liderzy, nie obrażą się na program swoich „czterdziestolatków”, jeśli zaczerpną z jego dorobku, to będzie można uznać, że Platforma łódzką konwencją dała oznaki życia, bowiem systematycznie spadające notowania tej partii, do alarmującego poziomu 20%, potwierdzały opinie, że cała formacja więdła, wchodziła w kryzys, który za moment mógł doprowadzić do jej rozpadu czy wręcz unicestwienia.

Mówi się o problemie pojawienia się w Platformie ruchów rozłamowych. Za takowy próbuje się uznać deklarację programową ogłoszoną przez posłankę Joannę Muchę, uważaną za jedną z liderek „frakcji młodych”, czyli partyjnych czterdziestolatków. A to akurat jest pozorny problem, problem, który może przykryć ten rzeczywisty – że to sam lider Platformy, który w elektoracie tej partii, wg sondaży, ma ledwie kilkunastoprocentowe poparcie, a w ogólnych rankingach zaufania do polityków zrównuje się z Macierewiczem, jest większym problemem. W opinii wielu to aparatczyk pozbawiony charyzmy, to obciążenie partii – personalny gwarant wyborczej porażki. I jeśli nawet ocena ta jest krzywdząca, to należy pamiętać, iż w polityce jest tak, jak uważają wyborcy, a oni w swej znacznej masie lidera Platformy nie lubią. A po ostatnich wyborach w Polsce (Szydło, Duda), też Francji, Austrii i Czechach widać, że dla głosujących wygląd lidera zaczyna być ważniejszy od programu wyborczego – jego treści.

Jest to o tyle niepokojące, że do solidnego zarządzania demokratycznym państwem i odpowiedzialnego angażowania obywateli w budowanie wspólnoty konieczny jest dobry i czytelny program. Tak więc ogromnym wyzwaniem dla partii biorącej udział w wyborach jest to, by on właśnie odgrywał w wyborach kluczową rolę, a nie twarzyczka, modulacja głosu i wyuczone gesty kandydata. Ja przynajmniej oczekuję merytorycznej dyskusji nad programem. Uważam bowiem, że to nam dziś jest najbardziej potrzebne.

I już na koniec. Oto politycy PO zjechali 21.10.17 r. do Łodzi, na swoją samorządową konwencję. Oto „czterdziestolatkowie” też mają/tworzą długofalowy program dla Polski, dla mnie.  I co? I nic wielce ciekawego ja emeryt nie usłyszałem. No może to o trzynastej emeryturze, ale czy doczekam?

A ja… – Mam takie marzenie – jako prawie 80-letni mężczyzna – chcę po prostu dożyć tego, żeby PiSiaków szlag trafił. Ale wątpię, czy doczekam, choć bardzo bym chciał by PiS poszedł się turlać – parafrazuję tu Marcina Mellera, który ma nadzieję, mnie dziś jej brak, i którą wyraził w rozmowie z Ewą Koszowską.

Kompatybilny program…?

2014_09_19_Pawłowscy_6930

Kiedy usłyszałem o zwołanej do Łodzi Konwencji Samorządowej Platformy Obywatelskiej, wyobrażałem ją sobie, jako kolejną partyjną liturgię – rutynowe, bez żaru i wiary, klepanie antypisowskiego różańca. Spotkała mnie niespodzianka. Przypomnę, że w zaproponowanym na konwencji Platformy programie propozycji było sporo, choć niektóre tylko w formie haseł. Głównie związane były z wyborami samorządowymi, ale pojawiło się też kilka zapowiedzi dotyczących wyborów parlamentarnych.

I tak. Samorządom obiecano zwiększenie podatkowych przychodów, kompetencji oraz niezależności krępowanej przez wrogich dziś wojewodów, czyli likwidację urzędów wojewódzkich. Ale brakło wskazania, jak w takiej sytuacji zabezpieczyć przed pełną samowolą lokalnych kacyków. Zresztą każdy z zaprezentowanych w łodzi pomysłów Platformy, a szczególnie idea rozszerzenia programu 500 plus na pierwsze dziecko czy wypłaty „trzynastej emerytury”, wymagają dopowiedzenia – podania choćby przybliżonej kalkulacji finansowej. Tu pisowskie… wystarczy nie kraść…, to stanowczo za mało.

Duży aplauz (mój też) wywołała obietnica uchwalenia po zwycięstwie wyborczym… Aktu Odnowy Demokracji przywracającego do życia Trybunał Konstytucyjny, niezależną prokuraturę, publiczne media i inne zniszczone przez PiS instytucje państwa. Traktuję to jako jednoznaczne opowiedzenie się przeciwko głoszonej dziś tezie, że Polacy nie szanują i nie rozumieją instytucji demokratycznych, że w zamian za iluzję narodowej wielkości, bezpieczeństwa i hojnego socjalu chętnie zaakceptują zamordyzm.

Zresztą programy winne odzwierciedlać wizję państwa potencjalnych wyborców – Polskę, jaką chcą Polacy. Jaką? Odpowiedź nie jest prosta. Ale myślę, że wokół hasła obrony wartości demokratycznych da się zbudować jakąś nieznacznie większościową antypisowską formację. A z dużą pewnością stwierdzić mogę, że przy stworzeniu wspólnych list wyborczych przez całą opozycje liberalno-lewicową, dałoby się odsunąć PiS od władzy.

Znamienne jest też to, że na tej konwencji Platforma zaprezentowała się jako ugrupowanie centrowe, umiarkowane, powracające do idei „społecznej gospodarki rynkowej”, ale bynajmniej nie w formie sprzed 2015 r. Do tamtych czasów nie ma i nie może być już powrotu, bowiem społeczeństwo – też wyborcy Platformy, chce sprawnego, aktywnego, troskliwego państwa. Państwa równowagi między wolnością a solidarnością. A takie zdefiniowanie Platformy na dziś, zostawia wiele politycznego miejsca przyszłej (zjednoczonej?) Lewicy – m.in. oddając jej wszystkie postulaty i rewindykacje obyczajowe, kulturalne, równościowe, świeckie. Tylko ciągle nie wiem, na co ta Lewica czeka mając takie programowe pole.

Powracając do Platformy i konwencji, szczegółowo już o tym pisałem wcześniej, stwierdzam, że na tej konwencji opowiedziano się za maksymalnym wzmocnieniem samorządów oraz stworzeniem przed wyborami wielkiej koalicji z wszystkimi prosamorządowymi partiami i organizacjami lokalnymi. Wskazano też na to, że Polacy muszą wiedzieć nie tylko przeciw czemu, ale przede wszystkim na co, na kogo, mają głosować; że czas, kiedy mówiono o totalnej opozycji minął, a dziś należy mówić o totalnej propozycji.

A powracam do tego wydarzenia (konwencji PO), bowiem dopiero teraz dowiedziałem się, że jeszcze przed nią posłanka Platformy Joanna Mucha obwieściła, iż przygotowała założenia programu dla opozycji na najbliższe 25 lat – taki osobisty manifest, wstępny zarys programu politycznego. Ale o nich, i nie tylko, w kolejnej części tego wpisu, czyli cdn.

Należę do tej większości…

2014_09_19_Pawłowscy_6930

Jak większość Polaków jestem bardzo (ja bardziej) krytyczny w kwestii stanowisko Kościoła wobec rządów PiS – wyraźnej komitywy. Jak 63% Polaków uważam, że Kościół powinien zachować neutralność wobec polityki PiS, wobec polityki każdego ugrupowania, który dzierży władzę w moim kraju. Polakom też (70% badanym), a mnie szczególnie, nie podoba się to, że tematy polityczne poruszane są podczas kazań w kościołach, choć osobiście nie mam okazji tego wysłuchiwać, bowiem zwyczajnie mnie tam nie uświadczycie, chyba że w ramach zwiedzania – „podziwiania” architektury i wystroju.

Tak jak niemal połowa (48%) dorosłych Polaków negatywnie ocenia relacje polskiego Kościoła i PiS – są zbyt bliskie, a przecież Kościół powinien zachować neutralność wobec polityki tego rządu – tak uważa 63% badanych. Z przeprowadzonego badania wynika, że zaledwie 16% z nas pozytywnie ocenia relacje Kościoła i partii rządzącej, natomiast niemal połowa (48%) ocenia je negatywnie uważając, że są one zbyt bliskie. I nie dotyczy to tylko zwolenników PO i Nowoczesnej (po 71%), ale też wyborców Kukiz’15 (48%) i PiS (20%). A tylko 6% badanych twierdzi, że Kościół powinien popierać politykę PiS, a zdecydowana większość (63%) jest zdania, że Kościół powinien zachować neutralność. Ważne jest tu to, że odpowiedzi takie padają niezależnie od sympatii politycznych badanych oraz ich zaangażowania religijnego. Uważa tak bowiem 86% sympatyków Kukiz’15, 72% – PO, 53% – Nowoczesnej oraz 47% – PiS-u. Tego zdania są zarówno katolicy praktykujący, jak i niepraktykujący (po 62%).

Polacy są także bardzo krytyczni wobec poruszania tematów politycznych podczas kazań w trakcie nabożeństw w kościele – aż 70% badanych ocenia to zjawisko negatywnie. Tu najwięcej przeciwników jest wśród zwolenników PO (95%) i Nowoczesnej (94%), ale tego samego zdania jest też 60% praktykujących katolików, zaś przewaga zwolenników poruszania tematów politycznych podczas kazań jest wyłącznie wśród sympatyków PiS.

Najwięcej osób deklarujących się jako praktykujący katolicy jest wśród zwolenników PiS (66%) i Kukiz’15 (62%), a w dalszej kolejności wśród sympatyków PO (45%) i Nowoczesnej (26%).

Wyniki powyższe to wg mnie mocny głos Polaków za rozdziałem Państwa i Kościoła, bowiem nawet osoby definiujące się jako praktykujący katolicy wolą, by Kościół zachował neutralność polityczną.

Wskaźniki powyższe to też woda na „mój młyn” – zawsze twierdziłem, i to podtrzymuję, że nie należy się bać jednoznacznego stawiania kwestii światopoglądowych w wyborczych tezach programowych – precyzowania w konkretnych posunięciach neutralności światopoglądowej państwa, rozdziału Kościoła od Państwa. I do tego zachęcałem i nadal zachęcam Lewicę, jeśli takowa jeszcze się gdzieś przed wyborami objawi.

Niezła ta „dobra zmiana”…

2014_09_19_Pawłowscy_6930

Oto przy wyliczaniu PKB GUS musi uwzględnić też dane z biznesu erotycznego. Tego wymaga Eurostat.

Zaglądam więc do raportu: Rachunki Narodowe Według Sektorów i Podsektorów Instytucjonalnych w latach 2012-2015. I co widzę? Oto sytuacja najstarszego zawodu świata w Polsce jest coraz gorsza – mniej kobiet trudni się nierządem, a dochody sutenerów i ochroniarzy kobiet trudniących się nierządem spadają. Tak, o 16% (rok do roku) spadły dochody sutenerów i osób związanych z branżą erotyczną podaje GUS – w 2015 r. „pracodawcy” uzyskali od „pracowników” tylko 720 mln zł – o 140 mln zł mniej niż rok wcześniej.

Zapytanie skąd wzięli te dane? Cytuję GUS: Dochody z tytułu działalności związanej ze świadczeniem usług seksualnych obliczono dla trzech typów prostytucji – działalności agencji, osób pracujących w prywatnych lokalach oraz prostytucji ulicznej. Wartość tych przychodów równa jest iloczynowi liczby osób świadczących usługi seksualne, liczbie kontaktów w ciągu roku oraz średniej cenie usług. W szacunku uwzględniono także udział nierezydentek, który charakterystyczny jest dla prostytucji ulicznej. Wartość usług świadczonych przez cudzoziemki, a także wartość kosztów, jakie ponoszą w związku z przekazywaniem części swojego zysku sutenerom, wpływają także na poziom salda handlu zagranicznego (do szacunków wykorzystuje się m.in. raporty policyjne – dopisek JP.).

Czyli prostytucja w Polsce ma się coraz gorzej. A czy to wynika z „dobrej zmiany” czy może ze względu na dostępność internetu, który daje szansę umówienia się nawet na darmowy seks za pośrednictwem siec? Oceńcie sami. Ja Wam mówię, i to z własnego doświadczenia, że prostytutki obu płci mają się nieźle. Ale mogłoby być lepiej – mówią.

Z taką nadzwyczajną radością informuję…

2014_09_19_Pawłowscy_6930

Dużo mówi się o edukacji seksualne, ale mało robi, więc z radością witam i Was informuję, że pojawia się cień szansy, iż o seksie mówić się będzie otwarcie. A to za sprawą zainicjowanej przez Anję Rubik – top modelkę i aktywistkę, kampanii społecznej #SEXEDPL – Cała Polska będzie rozmawiać o seksie. Modelka przygotowała ją we współpracy z wielu znanymi Polakami – ulubieńcami młodzieży, ale też cieszącymi się szacunkiem dorosłych.

Rusza 28 października 2017 r. na: glamour.pl. Stay tuned! To cykl krótkich, 60-sekundowych filmików (codziennie będzie wypuszczany jeden) poruszających takie tematy, jak antykoncepcja, masturbacja, pierwszy raz, świadoma zgoda, rozmowa z dzieckiem na temat seksu, regularne badania, wizyta u ginekologa, pigułka „dzień po”, wrażliwość. Mają rozwiewać mity, otwarcie mówić o tym, co nie przechodzi przez usta nauczycielom, politykom, a czasem i rodzicom. A celem tych filmików, jak i całej kampanii, jest zwrócenie uwagi na potrzebę edukacji seksualnej, która w naszym kraju, zarówno w domach, jak i szkołach, niestety, nadal traktowana jest bez należytej uwagi i powagi.

Chcę, żeby wszyscy zrozumieli, że i kobiety, i mężczyźni są istotami seksualnymi. Że seks to odpowiedzialność za siebie i za drugą osobę – mówi inicjatorka kampanii.

Powiecie, że przecież jakaś tam edukacja seksualna w szkole jest – WDŻ. Tak? Jest? To posłuchajcie, jakie niesie treści i jak jest traktowana przez nauczanych.

Oto gimnazjalista, kiedy pierwszy raz zobaczył nagą dziewczynę, ostro skomentował jej wygląd: – Powinnaś sobie to zoperować. Lekcje wieją nudą, często śmieszą. Zdarza się, że prowadzi je ta sama nauczycielka, która uczy religii i na lekcji truje o tym, że… lepiej poczekać do ślubu, że kobiety, które zaczynają wcześniej współżycie, chorują, i to do uczennic, z których połowa ma już za sobą inicjację. – Takie lekcje to po prostu obciach i marnowanie czasu – mówią nastolatkowie i nastolatki. A często słyszą na nich o ogniach piekielnych, złych prezerwatywach i wstydzie, więc ze strachu przed potępieniem i ciążą, z braku elementarnej wiedzy nie kontrolują swojej seksualności. O skutkach tego nie ma co nawet mówić.

Nie można tu przeoczyć nowej podstawy programowej tego przedmiotu. To takie zajęcia, z których dzieci wynoszą jedynie obrazki rozebranych modeli. Takie, na których nauczycielka opowiada o moralnych aspektach stosowania antykoncepcji. Takie, gdzie nastolatki czytają w dostępnych podręcznikach: – Dziewczyna szuka miłości w kategoriach romantycznych. Jest wrażliwa na słowa i dotyk. Jeżeli chłopak mówi ciepło i czule obejmuje, dziewczyna otwiera swoje serce i wyobraźnię. Wydaje się jej, że to już ten jedyny, wspaniały i na całe życie. Planuje, jaką będzie miała ślubną suknię, pantofelki, bukiet... (vide: Wędrując ku dorosłości. Wychowanie do życia w rodzinie dla uczniów klas I-III gimnazjum pod red. Teresy Król). Albo: – Ginekolog to nie dentysta – regularne kontrole w Waszym wieku nie są konieczne. Jeśli dziewczyna czuje się zdrowo i ma kogoś zaufanego, kto odpowie na pytania czy rozwieje jej wątpliwości (najlepiej, by była to mama), wizyta jest niepotrzebna.

To nie jest żadna edukacja seksualna! To brak rzetelnej edukacji!

Z powodu klimatu, który obecnie panuje w Polsce – brak edukacji seksualnej oraz konsekwentnie realizowany plan rządu, by ograniczyć dostęp do antykoncepcji – zdecydowałam się stworzyć kampanię edukacyjną (…). Wybrałam grupę powszechnie znanych w Polsce osób, zarówno kobiet, jak i mężczyzn, wywodzących się ze świata sztuki, muzyki, filmu oraz mody z prośbą o wzięcie udziału w projekcie i szerzeniu wiedzy na temat edukacji seksualnej – pisze inicjatorka kampanii.

– Z pomocą specjalistów oraz grupy Dziewuchy Dziewuchom, stworzyliśmy listę głównych lekcji na temat edukacji seksualnej. Następnie poprosiliśmy każdą osobę biorąca udział w kampanii, by opowiedziała historię, która nawiązuje do jednej z lekcji – dodaje.

Tak, wszyscy mówimy o tym, jak ważna jest edukacja, a nie rozmawiamy o edukacji seksualnej. A przecież seks jest istotną częścią naszego codziennego życia!!! Z szeregu badań wiadomym jest, że – czy się to komuś podoba, czy nie – inicjacja seksualna następuje dużo wcześniej. Udawanie, że tak nie jest, ignorowanie potrzeby przygotowania młodych ludzi do bezpiecznego i odpowiedzialnego seksu, skazuje nastolatki na poszukiwanie informacji na własną rękę ze znanym skutkiem.

Na szczęście zainteresowanie nastolatków kampanią jest bardzo duże. Jest więc ogromna szansa, że otworzy ona dorosłych na problem, zaś młodym pokaże, że o seksualności można opowiadać bez wstydu. Bo to, że publicznie nie rozmawiamy o cielesności, seksie i zdrowiu, to fakt. Szkodliwy fakt!

Dzisiaj rządzący i ci, którzy odpowiadają za program wychowania do życia w rodzinie, żyją w innym świecie – w świecie gdzie istnieją tylko małżeństwa, wszyscy chcą mieć rodzinę, są zgodni, podejmują tylko przemyślane decyzje. A to wyjątkowo fałszywy obraz.

Dlatego informacje dotyczące anatomii i seksualności trzeba przekazać dziecku w miarę jak najszybciej. Wtedy jest mniej lęku, mniej wstydu. Można kształtować zachowania asertywne, zdrowe podejście do seksu. A zachowanie jest ściśle związane z nawykami. Jeśli się tego nie wykształci na początku życia, to później nastolatki same tego nie wypracują. Będą wstydziły się nauczycieli, a już na pewno rodziców. Zwrócą się w stronę internetu. Pytanie tylko, na co tam trafią. Powinniśmy zastanowić się, jakiego człowieka wychowujemy, skoro nie pozwalamy mu korzystać z rzetelnej wiedzy na temat seksu – ludzkiej seksualności.

Jeszcze o zespole Downa

2014_09_19_Pawłowscy_6930

Mówiłem, że do tematu powrócę, wiec na początek jeszcze słów kilka o Islandii. Tu aborcja jest legalna na żądanie do 16. tygodnia ciąży, po uprzedniej rozmowie w szpitalu z pracownikiem socjalnym, ale i tak 95% kobiet pozostaje przy swoim. Po 16. tygodniu też jest możliwa, ale już tylko w przypadku stwierdzenia ciężkiej choroby czy upośledzenia, np. zespołu Downa.

Badania prenatalne są tu darmowe i lekarze muszą o nich informować ciężarne. Odbywają się w formie testu kombinacyjnego: badanie krwi oraz ultrasonografia. Decyduje się na nie ok. 85% kobiet w całym kraju. Z tej grupy, od trzech lat, w przypadku stwierdzenia zespołu Downa wszystkie badane wybierają aborcję. Na ok. 4 tys. urodzeń rocznie w tym roku nie urodziło się jeszcze żadne dziecko z zespołem Downa, w 2016 i 2015 r. – po dwoje, przy czym przypadki urodzeń w zasadzie są wynikiem błędu w badaniu lub z braku takowego.

A w Polsce? Przy okazji konfliktu o projekt ustawy całkowicie zakazującej przerywania ciąży naczelnik-prezes-zwykły poseł powiedział, że usuwanie ciąży z powodu zespołu Downa… to jest ogromna większość legalnych aborcji w Polsce. Jak zwykle kłamał. Szacuje się, że chodzi maksymalnie o 30%, a na pewno nie większość.

Wcześniej badania prenatalne – testy, były dość inwazyjne. Łączyło się to z koniecznością pobrania od kobiety wód płodowych, co mogło wywołać poronienie. Ale od 2011 r., gdy do powszechnego użytku wszedł nieinwazyjny test prenatalny, który pozwala za pomocą genetycznej analizy kropli krwi z 98% precyzją stwierdzić obecność takich upośledzeń jak zespół Downa, wszystko się zmieniło. Dzięki temu testowi badania prenatalne stały się rutynowe, ale nie w Polsce, a w Europie Zachodniej, a szczególnie dotyczą kobiet po 35. roku życia. Przeprowadza się je w 9. lub 10. tygodniu ciąży, czyli zanim ciąża staje się widoczna, co ułatwia decyzję o ewentualnej aborcji.

Niemniej faktem jest występowanie zależność między odsetkiem badań prenatalnych i liczbą aborcji w danym kraju, o czym tak u nas wrzeszczą przeciwnicy aborcji, dążący też do ograniczenia badań prenatalnych – tworzący różnego rodzaju bariery na drodze do nich.

Faktem też jest (vide dane Światowej Organizacji Zdrowia), że obecnie z tym upośledzeniem żyje na świecie ok. 6 mln osób; że co roku rodzi się z nim 5 tys. dzieci; że prawdopodobieństwo jego wystąpienia to 1 na 200 żywych porodów, ale rośnie ono z wiekiem matki; i że właśnie z tego też wynika proporcjonalny wzrost urodzeń z zespołem Downa w ostatnich trzech dekadach – szczególnie w zachodnich społeczeństwach (kobiety zachodzą w ciążę w coraz późniejszym wieku).

Faktem jest i to, że dzieci z zespołem Downa rozwijają się inaczej niż bez tego zespołu, i że różnią się też między sobą, jeśli chodzi o zdolności uczenia się czy dojrzałość emocjonalną. U niektórych z wiekiem pojawiają się problemy zdrowotne – najczęściej kłopoty z sercem, słuchem, również nadczynność tarczycy, ale dzięki rozwojowi medycyny ich długość życia w ostatnich dekadach wyraźnie wzrosła – 80% z nich dożywa 50 lat. Problemem jest też i to, że na podstawie dostępnych obecnie badań prenatalnych nie sposób określić stopnia upośledzenia – może być zróżnicowany. Niektóre dzieci z zespołem Downa nigdy nie będą w stanie jeść bez pomocy rodziców, niektóre skończą szkoły średnie, będą na siebie zarabiać i wyprowadzą się z rodzinnego domu.

Wg Dawkinsa, jeśli przyjąć za cel powiększanie sumy szczęścia i zmniejszanie nieszczęścia na świecie, to decyzja o urodzeniu dziecka z zespołem Downa, jeśli możliwa jest aborcja, może być po prostu niemoralna, biorąc pod uwagę dobro dziecka. Podejmując decyzję o urodzeniu, matka (lub para) decyduje się poświęcić życie opiece nad osobą, która nigdy nie przestanie być dzieckiem. W dodatku naraża ją na niebezpieczeństwo w przypadku, gdy umrze pierwsza.

Zgadzając się z powyższym stanowiskiem pragnę podkreślić, że stoję na stanowisku, iż jeśli chodzi o seks i reprodukcję, liczy się wolna wola i zgoda kobiety – ma prawo wybrać, jak jej życie będzie wyglądać. Tak więc jeśli państwo do niczego nie zmusza, nawet jeśli 100% kobiet poinformowanych o zespole Downa wybierze aborcje, nie widzę problemu.

Wiem, wiem, że przeciwnicy takiego podejścia oskarżą mnie o eugenikę (aborcję eugeniczną, co jest bzdurą) – chęć doskonalenia cech gatunku poprzez eliminację przypadków dziedzicznych upośledzeń. Problem jednak w tym, że akurat dziedziczność zespołu Downa jest bliska zeru. Choć jest to upośledzenie wrodzone, bardzo rzadko się zdarza, aby zostało odziedziczone po rodzicach. Jeśli więc motywy usuwania ciąży miałyby mieć charakter eugeniczny, to szkoda byłoby czasu na poszukiwanie przypadków zespołu Downa. Jako oskarżony o eugenikę skupiłbym się raczej na dziedzicznych przypadkach upośledzenia, bo to miałoby sens z punktu widzenia „czystości” przyszłych pokoleń.

Ale czy to dociera (dotrze) do moich adwersarzy? Wątpię!

Tu nie ma dzieci z zespołem Downa

2014_09_19_Pawłowscy_6930

Jeśli rodzi się dziecko chore na zespół Downa, to tylko ze względu na pomyłkę lekarza, który niedokładnie przeprowadzili test, bowiem od wprowadzenia badań prenatalnych w kierunku wykrycia wad płodu zdecydowana większość kobiet ciężarnych, które otrzymały pozytywny wynik, zdecydowała się przerwać ciążę.

A badania te, wprowadzone w 2000 r., stają się coraz bardziej popularne – ich liczba stale rośnie. I właśnie w skutek tego zmniejsza się liczba dzieci, które przyszły na świat chore na zespół Downa – tu ta wada genetyczna znika ze społeczeństwa, odsetek nowo narodzonych dzieci z zespołem Downa jest bliski zeru. Tak więc choć badania w kierunku wykrycia zespołu Downa nie są obowiązkowe, należą do tych zalecanych, to od momentu ich wprowadzenia, zdecydowało się na nie blisko 100% ciężarnych kobiet.

Chętne przyszłe mamy poddawane są testom wykorzystującym kombinację ultradźwięków i badania krwi, a dodając do tego wiek matki, lekarze mogą określić, czy płód ma wadę genetyczną, która może wskazywać na zespół Downa. I okazuje się, że kobiety, które otrzymają wynik wskazujący, że ich przyszłe dziecko będzie chore – decydują się na aborcję.

Oczywiście, że różne istnieją poglądy na temat aborcji płodów obarczonych ryzykiem zespołu Downa.

Jedni medycy stoją na stanowisku, że likwidacja tej wady genetycznej ze społeczeństwa to słuszna, choć skomplikowana decyzja, choć lekarze niczego nie narzucają – starają się doradzać jak najbardziej neutralnie, bez naciskania. Jednak inni twierdzą, że proponowanie przeprowadzenia testu samo w sobie stanowi wyznaczenie pewnego kierunku.

Natomiast specjaliści podkreślają, że na kwestię aborcji płodów obarczonych ryzykiem zespołu Downa, nie patrzą jak na morderstwo, ale traktują ją jak wyjście, pozwalające uniknąć problemów zdrowotnych dziecka po narodzinach.

A wszystko to ma miejsce nie w Polsce, lecz w… Islandii, w której mieszka ok. 330 tys. osób, i w której w ciągu roku rodzi się 1-2 dzieci z zespołem Downa, jak wcześniej zaznaczyłem, zazwyczaj jest to skutek pomyłki lekarza.

Polska odpowiedź na to dictum? Ograniczenie badań prenatalnych oraz starania o wprowadzenia ustawowego zakazu tzw. aborcji eugenicznej (cokolwiek to znaczy). I to jest Polska pisowska właśnie! Ale do tematu jeszcze powrócę.

Dwa listy i głosy rodziny

2014_09_19_Pawłowscy_6930

By ułatwić dotarcie, byś nie mógł tłumaczyć się tym, że nie wiedziałeś, nie znalazłeś, przedstawiam gotowiec dotyczący mężczyzny, który w czwartek 19 października 2017 roku podpalił się w proteście przeciwko polityce PiS.

Pozostawił dwa listy. Pierwszy w formie wydrukowanej w kilkudziesięciu egzemplarzach ulotki rozrzucił na miejscu zdarzenia. Drugi pozostawił rodzinie z prośbą, by przekazać go mediom. Rodzina – żona i dwoje dzieci – obdarzyła OKO.press zaufaniem i powierzyła mu publikację. Opowiedziała także o swoim mężu i ojcu, który wciąż walczy o życie w warszawskim szpitalu.

List do mediów: Dlaczego tak radykalnie? Bo sytuacja jest dramatyczna.

Można oczekiwać, że PIS będzie się starał pomniejszyć mój protest i będzie szukał na mnie „haków”. Postanowiłem mu to ułatwić i wskazać pierwszy punkt zaczepienia (inne będą sobie musieli wymyślić).

Od kilku lat choruję na depresję, więc jestem tzw. osobą chorą psychicznie. Ale takich osób jak ja jest w Polsce kilka milionów i jakoś funkcjonują w sposób mniej więcej normalny, często nawet nie wiadomo o ich chorobie.

Zresztą sformułowanie „choroba psychiczna” odnosi się również np. do takich dolegliwości jak bezsenność, czy jąkanie się, więc niekoniecznie musi być związane z niepoczytalnością. To, co na pewno jest związane z moją chorobą, to problemy ze snem i łaknieniem, zmniejszenie energii, tendencja do odkładania wszystkiego na później (prokrastynacja) i że widzę rzeczywistość w bardziej czarnych barwach niż większość „normalnych” ludzi.

Ale w tej sytuacji to nawet dobrze, bo potrafię dostrzec bardzo niepokojące sygnały wcześniej niż inni i silniej na nie reagować. I może też łatwiej mi poświęcić swoje życie, chociaż zapewniam, że wcale nie tak łatwo.

Cóż mogę jeszcze dodać – poglądy takie jak ja wyraża wiele osób z mojego otoczenia, publicystów, czy polityków, więc nie wynikają one z mojego spaczonego odbioru rzeczywistości.

A dlaczego tak radykalna forma protestu?

Bo sytuacja jest dramatyczna. Nie chodzi o to, że rząd popełnia mniej czy więcej błędów (każdy rząd to robi) ale, że ten rząd wstrząsa podstawami naszej państwowości i funkcjonowania społeczeństwa. Natomiast większość społeczeństwa śpi, nie zwraca uwagi, co się dzieje i trzeba je z tego snu obudzić.

Do powyższego Listu dołączone były poniższe dwa fragmenty:

1: Tak mało zrobiłem do tej pory dla Ojczyzny

Urodziłem się w 1963 r., dlatego jestem w tej dobrej sytuacji, że pamiętam PRL, pamiętam „Solidarność”, odzyskiwanie niepodległości i kształtowanie się naszej demokracji. Dzięki temu mogę lepiej ocenić to, co się teraz dzieje.

Kiedy wybuchła „Solidarność” byłem jeszcze w liceum. I w tym liceum z kolegami zakładaliśmy Samorządne Zrzeszenie Uczniowskie, bo nie było wszak „Solidarności” dla niepełnoletnich uczniów.

13 grudnia (1981 – red.) byłem już studentem i nie spałem do południa tylko roznosiłem pierwsze ulotki.

W czasie stanu wojennego robiłem to, co miliony innych ludzi w Polsce – roznosiłem ulotki, chodziłem na demonstracje, słuchałem Wolnej Europy, zapalałem świeczki w oknach.

4 czerwca 1989 z radością wziąłem udział w pierwszych, częściowo wolnych wyborach i potem we wszystkich następnych.

Mój wkład w odzyskanie niepodległości był mikroskopijny, wstydzę się, że do tej pory tak mało zrobiłem dla Ojczyzny. I wiem, że muszę to zmienić.

2: Wstydzę się tłumacząc, że Polska to nie to samo, co polski rząd

Wstydzę się, że mam prezydenta, który jest prezydentem tylko swojej partii i jej zwolenników, i który łamie konstytucję (zawetowanie dwóch niekonstytucyjnych ustaw, aby zaproponować dwie inne, ale nadal niekonstytucyjne ustawy nie jest odkupieniem win).

Wstydzę się, że mam premier, która realizuje wydawane jej „po linii partyjnej” polecenia.

Wstydzę się, że znajomym z Zachodu muszę tłumaczyć, że Polska to nie to samo, co polski rząd.

Wstydzę się, że znowu muszę używać pojęcia „nomenklatura” i sformułowania „partia i rząd” tak jak w czasach PRL.

Wstydzę się widząc, jak opluwani są ludzie, którym należy się szacunek za to, co zrobili dla wolnej Polski.

List – ulotka Obudźcie się! Jeszcze nie jest za późno!

Protestów pod adresem obecnych władz mógłbym sformułować dużo więcej, ale skoncentrowałem się na tych. które są najbardziej istotne, godzące w istnienie i funkcjonowanie całego państwa i społeczeństwa.

Nie kieruję żadnych wezwań pod adresom obecnych władz, gdyż uważam, że nic by to nie dało. Wiele osób mądrzejszych i bardziej znanych ode mnie, podobnie jak wiele instytucji polskich i europejskich wzywało już tę władzę do różnych działań i niezmiennie te apele były ignorowano, a wzywający obrzucani błotem. Najpewniej i ja za to, co zrobiłem też takim błotem zostanę obrzucony. Ale przynajmniej będę w dobrym towarzystwie.

Natomiast chciałbym, żeby Prezes PiS oraz cała PiS-owska nomenklatura przyjęła do wiadomości, że moja śmierć bezpośrednio ich obciąża i że mają moją krew na swoich rękach.

Wezwanie swoje kieruję do wszystkich Polek i Polaków, tych którzy decydują o tym kto rządzi w Polsce, aby przeciwstawili się temu co robi obecna władza i przeciwko czemu ja protestuję. I nie dajcie się zwieść temu, że co jakiś czas działalność władz uspokaja się i daje pozór normalności (jak choćby ostatnio) – za kilka dni czy tygodni znowu będą kontynuować ofensywę, znowu będą łamać prawo. I nigdy nie cofną się i nie oddadzą tego co już raz zdobyli.

Wprawdzie to już dość wyświechtane powiedzenie, ale bardzo tutaj pasuje: Jeśli nie my to kto? Kto jak nie my, obywatele ma zrobić porządek w naszym kraju?
Jeśli nie teraz to kiedy? Każda chwila zwłoki powoduje, że sytuacja w kraju staje się coraz trudniejsza i coraz trudniej będzie wszystko naprawić.

Przede wszystkim wzywam aby przebudzili się ci, którzy popierają PiS – nawet jeśli podobają się wam postulaty PiS-u to weźcie pod uwagę, że nie każdy sposób ich realizacji jest dopuszczalny. Realizujcie swoje pomysły w ramach demokratycznego państwa prawa, a nie w taki sposób jak obecnie.

Tych, którzy nie popierają PiS-u, bo polityka jest im obojętna albo mają inne preferencje wzywam do działania – nie wystarczy czekać na to co czas przyniesie, nie wystarczy wyrażać niezadowolenia w gronie znajomych, trzeba działać. A form i możliwości jest naprawdę dużo.

Proszę was jednak, pamiętajcie, że wyborcy PiS to nasze matki, bracia, sąsiedzi, przyjaciele i koledzy. Nie chodzi o to, żeby toczyć z nimi wojnę (tego właśnie by chciał PiS) ani „nawrócić ich” (bo to naiwne) ale o to aby swoje poglądy realizowali zgodnie z prawem i zasadami demokracji. Być maże wystarczy zmiana kierownictwa partii.

Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej! Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj, zanim całkowicie pozbawi nas wolności. A ja wolność kocham ponad wszystko. Dlatego postanowiłem dokonać samospalenia i mam nadzieję, że moja śmierć wstrząśnie sumieniami wielu osób, że społeczeństwo się obudzi i że nie będziecie czekać aż wszystko zrobią za was politycy – bo nie zrobią!

Obudźcie się! Jeszcze nie jest za późno!

  1. Protestuję przeciwko ograniczaniu przez władze wolności obywatelskich.
  2. Protestuję przeciwko łamaniu przez rządzących zasad demokracji, w szczególności przeciwko zniszczeniu (w praktyce) Trybunału Konstytucyjnego i niszczeniu systemu niezależnych sądów.
  3. Protestuję przeciwko łamaniu przez władzę prawa, w szczególności Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Protestuję przeciwko temu, aby ci, którzy są za to odpowiedzialni (m.in. Prezydent) podejmowali jakiekolwiek działania w kierunku zmian w obecnej konstytucji – najpierw niech przestrzegają tej, która obecnie obowiązuje.
  4. Protestuję przeciwko takiemu sprawowaniu władzy, że osoby na najwyższych stanowiskach w państwie realizują polecenia wydawane przez bliżej nieokreślone centrum decyzyjne związane z Prezesem PiS, nieponoszące za swoje decyzje odpowiedzialności. Protestuję przeciwko takiej pracy w Sejmie, kiedy ustawy tworzone są w pośpiechu, bez dyskusji i odpowiednich konsultacji, często po nocach, a potem muszą być prawie od razu poprawiane.
  5. Protestuję przeciwko marginalizowaniu roli Polski na arenie międzynarodowej i ośmieszaniu naszego kraju.
  6. Protestuję przeciwko niszczeniu przyrody szczególnie przez tych, którzy mają ją chronić (wycinka Puszczy Białowieskiej i innych obszarów cennych przyrodniczo, forowanie lobby łowieckiego, promowanie energetyki opartej na węglu).
  7. Protestuję przeciwko dzieleniu społeczeństwa, umacnianiu i pogłębianiu tych podziałów. W szczególności protestuję przeciwko budowaniu „religii smoleńskiej” i na tym tle dzieleniu ludzi. Protestuję przeciwko seansom nienawiści, jakimi stały się „miesięcznice smoleńskie”: przeciwko językowi nienawiści i ksenofobii wprowadzanemu przez władze do debaty publicznej.
  8. Protestuję przeciwko obsadzaniu wszystkich możliwych do obsadzenia stanowisk swoimi ludźmi, którzy w większości nie mają odpowiednich kwalifikacji.
  9. Protestuję przeciwko pomniejszaniu dokonań, obrzucaniu błotem i niszczeniu autorytetów takich jak np. Lech Wałęsa, czy byli prezesi TK.
  10. Protestuję przeciwko nadmiernej centralizacji państwa i zmianom prawa dotyczącego samorządów i organizacji pozarządowych zgodnie z doraźnymi potrzebami politycznymi rządzącej partii.
  11. Protestuję przeciwko wrogiemu stosunkowi władzy do imigrantów oraz przeciw dyskryminacji różnych grup mniejszościowych: kobiet, osób homoseksualnych (i LGBT), muzułmanów i innych.
  12. Protestuję przeciwko całkowitemu ubezwłasnowolnieniu telewizji publicznej i niemal całego radia i zrobieniu z nich tub propagandowych władzy. Szczególnie boli mnie niszczenie (na szczęście jeszcze nie całkowite) Trójki – radia, którego słucham od czasów młodości.
  13. Protestuję przeciwko wykorzystywaniu służb specjalnych, policji i prokuratury do realizacji swoich własnych (partyjnych bądź prywatnych) celów.
  14. Protestuję przeciwko nieprzemyślanej, nieskonsultowanej i nieprzygotowanej reformie.
  15. Protestuję przeciwko ignorowaniu ogromnych potrzeb służby zdrowia.

Rodzina o mężu i ojcu

Jego życie wisi na włosku – przyznaje żona. Stan 54-latka obecnie jest bardzo ciężki. duży procent skóry został spalony. Pozostaje czekać.

Bliscy desperata, żona, córka i syn, opowiadają, że ok. 15.30 otrzymali od niego niepokojące SMS-y, które świadczyły, że zdecydował się na próbę samobójczą. Później w domu znaleźli listy pożegnalne (dla każdego oddzielny) oraz wspomniany list do mediów.

Żona Mnie też zaszokowała forma protestu – jak bardzo musiał być zdesperowany, w jakim musiał być stanie, żeby coś takiego zrobić? Jak bardzo przepełniła się ta czara… Często mówił, że jest rozżalony, bezsilny. Zmagał się z depresją od ośmiu lat. Ale jego czyn nie miał z tym związku, to nie był odruch szaleńca. Leczył się w Krakowie u najlepszych lekarzy, regularnie był na wizytach. Falowało, były okresy remisji, ostatnio się pogorszyło. Ale to nie jest choroba dwubiegunowa, tylko depresja endogenna.

Córka Dla nas to jest szokująca sytuacja. Tata jest bardzo spokojnym człowiekiem. Tak gwałtowny sposób jaki wybrał – nie rozumiem. Depresja często dotyka ludzi inteligentnych i wrażliwych. Boję się, że pokażą tatę jako wariata i umniejszą jego motywację. Ciężko tak mówić o własnym ojcu, ale nie mogę zaakceptować takiego radykalizmu. Boli mnie to i nie uważam, że to jest odpowiedni sposób działania (pauza). Ale mimo wszystko mam do niego szacunek, że był w stanie zrobić coś tak mocnego.

Syn – W listach, które napisał do nas, podkreślił, że to, na co się zdecydował, nie ma związku z chorobą. I że decyzję podjął już jakiś czas temu. (…).  Boimy się, że będą go chcieli przedstawić jako niepoczytalnego. Mam na razie żal do ojca za to, co zrobił, ciężko mi to zaakceptować patrząc na to, w jakiej sytuacji nasza rodzina jest i będzie. I wydaje mi się, że to nie było tego warte, nie na tym etapie, jeszcze nie teraz, wobec tych miernot… Oczywiście, jeśli się władza nie zatrzyma, to nie wiadomo, co może być dalej. Ale jeszcze nie czas na takie działania.

Żona, córka i syn 54-latka z Niepołomic wolą zachować anonimowość, choć zdają sobie sprawę, że raczej będzie to niemożliwe. Jak mówią, chcą przekazać prawdę o swoim mężu i tacie, który zdecydował się na taki desperacki krok.

Trzy wydarzenia…

 

16 stycznia 1969 roku, Jan Palach, student wydziału filozofii Uniwersytetu im. Jana Karola, dokonał aktu samospalenia w centrum Pragi. Był to dramatyczny protest przeciwko wkroczeniu wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji, a także przeciw powszechnej apatii społeczeństwa. Przez trzy dni walczył w szpitalu ze śmiercią. Zmarł 19 stycznia w następstwie dotkliwych poparzeń, które obejmowały ponad 80% jego ciała.

Tym desperackim czynem udało mu się rozbudzić czechosłowackie społeczeństwo – tuż po jego samospaleniu przez wiele miast przeszły demonstracje. W Pradze manifestanci zebrali się na placu Wacława, stamtąd przeszli pod uniwersytet. A idący na czele pochodu studenci nieśli transparent z napisem Pozostaniemy wierni.

19 października 2017 roku, 54-letni mieszkaniec podkrakowskich Niepołomic rozrzucił list ze swoim protestem wydrukowany w kilkudziesięciu egzemplarzach i podpalił się na Placu Defilad pod Pałacem Kultury i Nauki w geście protestu przeciwko rządom Prawa i Sprawiedliwości. Przebywa w szpitalu. Jego czyn szeroko komentowały wszelkie media. Ja utożsamiam się z wpisem prof. Jana Hartmana określonym najdelikatniej, jako kontrowersyjnym:

Jestem pod wielkim wrażeniem samospalenia starszego mężczyzny pod Pałacem Kultury. Nikt dotąd nie potraktował pisowskiej dewastacji naszej demokracji z taką powagą, śmiertelną powagą. Czy mężczyzna (nie znamy jeszcze, jego imienia i nazwiska, aczkolwiek wkrótce je pewnie poznamy) jest niezrównoważony psychicznie? Może i jest – każdy, kto decyduje się na tak desperacki czyn, jest tym samym jakoś zaburzony. Tylko co z tego? – Nie wiem, czy mężczyzna spod Pałacu Kultury przeżyje, czy nie, lecz jeśli złoży ofiarę swego życia, by obudzić z letargu i samozadowolenia polskie społeczeństwo, z pewnością osiągnie wiele – zawstydzi nas, którzy nie zrobiliśmy nic albo prawie nic, żeby ratować zdobycze polskiej demokracji. Nie zrobiliśmy my, zwykli obywatele, lecz przede wszystkim nie zrobili politycy partii opozycyjnych, którzy z miesiąca na miesiąc wydają się coraz bardziej bezradni, gnuśni i niewiarygodni. Ta śmierć (pytacie, czy na nią czekam? I tak, i nie…) będzie (byłaby) w historii reżimu Kaczyńskiego cezurą. – Był czynem – co tu się krygować – męczeńskim (…) Jeśli ten człowiek umrze, nasza niemrawa i nierówna walka z reżimem PiS będzie miała nowy symbol i nowego bohatera. Stanie się odtąd poważniejsza – bo w polityce powaga jest następstwem czyjejś śmierci. I za to – niezależnie od tego, czy samobójca przeżyje, czy nie – chciałbym mu już dziś z uszanowaniem podziękować.

22 października 2017 roku, godz. 19:00 przed Sądem Okręgowym w Jeleniej Gorze, na wezwanie miejscowego KOD, zebrała się garstka protestujących – dokładnie 24 osoby różnej płci, w tym też fotoreporterzy i przedstawiciele służb, w obstawie dwóch samochodowych patroli policji – jednego w bezruchu i drugiego przejeżdżającego w tą i z powrotem po ul. Wojska Polskiego.

Protestowali przeciwko próbie całkowitego zawłaszczenia wymiaru sprawiedliwości i „nędzy” służby zdrowia – braku właściwej reakcji rządu na „głodówkę” rezydentów i co tam jeszcze aktualnie ma miejsce. Były przemowy, flagi: organizacyjna, Polski i UE, były palące się znicze i świeczki. Ciemno, smutno, niemrawo, przy całkowitym braku zainteresowania ze strony nielicznych przechodniów. Nikt się nie podpalił.

Trzy wydarzenia i takie proporcje mocium panie!

A przecież w pierwszym z dwóch listów, które pozostawił mężczyzna, który podpalił się 19.10.17 r. czytamy: (…) Wezwanie swoje kieruję do wszystkich Polek i Polaków, tych którzy decydują o tym kto rządzi w Polsce, aby przeciwstawili się temu co robi obecna władza i przeciwko czemu ja protestuję. I nie dajcie się zwieść temu, że co jakiś czas działalność władz uspokaja się i daje pozór normalności (jak choćby ostatnio) – za kilka dni czy tygodni znowu będą kontynuować ofensywę, znowu będą łamać prawo. I nigdy nie cofną się i nie oddadzą tego co już raz zdobyli.
Wprawdzie to już dość wyświechtane powiedzenie, ale bardzo tutaj pasuje: Jeśli nie my to kto? Kto jak nie my, obywatele ma zrobić porządek w naszym kraju?
Jeśli nie teraz to kiedy? Każda chwila zwłoki powoduje, że sytuacja w kraju staje się coraz trudniejsza i coraz trudniej będzie wszystko naprawić. (…).