Wrzaski nienarodzonych…

2014_09_19_Pawłowscy_6930

Media się podniecały. – Mordowanie dzieci poczętych; zbrodnia na poczętym dokonana w szpitalu „Świętej Rodziny; ofiara to dziecko w dwudziestym czwartym tygodniu życia płodowego; urodziło się żywe, przez ponad godzinę płakało, krzyczało, tego krzyku nie da się zapomnieć; niewinny maluch skonał po godzinie płaczu; nikt go na ziemi nie chciał...

Twierdzono, że dokonano co najmniej dwóch przestępstw: nielegalna (znacząco po terminie dopuszczonym przez polskie prawo) aborcja i zabójstwo urodzonego już człowieka (dziecko narodzone i żywe, nawet jeśli przyszło na świat w wyniku aborcji, jest według polskiego prawa człowiekiem, a odmowa pomocy to zabójstwo).

W rzeczywistości były przesłanki do aborcji – w badaniach stwierdzono, że dziecko ma zespół Downa oraz wadę serca i nerek, a w momencie wykonania zabiegu ciąża trwała 23 tygodnie i 6 dni, zaś tzw. ustawa antyaborcyjna nie precyzuje, w którym momencie następuje osiągnięcie przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej – granicy legalnego przerwania ciąży ze względu na upośledzenie płodu, ale uchwała Sądu Najwyższego z 13 października 2005 r. (sygn. akt IV CK 161/05) mówi wyraźnie o 24 tygodniach, co jest powszechnie uznawanym przez medycynę terminem. Tak więc zwyczajnie i bezczelnie kłamano twierdząc, iż zabieg nastąpił… znacząco po terminie dopuszczonym przez polskie prawo, bowiem jeśli już, to nastąpił na granicy terminu, a to oznacza, że był legalny.

I coś jeszcze. Oto 24-tygodniowy płód ma płuca do tego stopnia niedorozwinięte, że nie jest w stanie samodzielnie oddychać, a tym bardziej płakać, ani krzyczeć, a co dopiero przez godzinę. A jednak księżulo, który na szpital doniósł do prokuratury twierdził, że… położyli je na przewijaku, dziecko krzyczało, osoby, które tam były mówią, że tego krzyku nie zapomną do końca życia.

Warto też wiedzieć, że decyzja co do postępowania w przypadku takiej niezwykle rzadkiej komplikacji aborcyjnej należy do lekarzy. Generalnie istnieje konsensus co do tego, iż szanse na przeżycie są zerowe, toteż działania prowadzące do podtrzymania życia płodu urodzonego przed 24. tygodniem rozwoju traktowane są jako uporczywa terapia. Niektórzy lekarze ją podejmują, inni nie. Wybór ten często podyktowany jest względami ideologicznymi lub emocjonalnymi; acz w istocie rzeczy powinien podlegać wyłącznie ocenie medycznej dokonywanej na bieżąco przez znających dany przypadek lekarzy specjalistów, a nie przez funkcjonariuszy kościoła czy płonących świętym gniewem dziennikarzy. Nie dziwi więc mnie, że szpital zareagował z olimpijskim spokojem. Rzeczniczka szpitala wydała oświadczenie: – Potwierdzam, że doszło w naszym szpitalu do przerwania ciąży. Do zabiegu zgłosiła się pacjentka z odpowiednią dokumentacją, zgodnie z przepisami o przerywaniu ciąży. Przeprowadziliśmy konsylium, w którym brało udział trzech ginekologów i dwóch neonatologów. Decyzją konsylium zabieg wykonano. Nieprawdą są inne zarzuty.

I na tym sprawa powinna się zakończyć. Ale nie z katolami takie numery. W wywołanej przez nich zadymie chodzi bowiem o coś więcej niż o ten wskazany wyżej pojedynczy przypadek trudnej aborcji. Chodzi o kolejną wojnę ideologiczną – pierwszą bitwę nowej katolskiej intifady. Jej zapowiedź słychać już w prawicowych mediach: – Wydarzenia w Szpitalu Świętej Rodziny są niezwykle mocnym sygnałem do nas, jako wspólnoty politycznej, pokazują bowiem, jakie są skutki obowiązującej w Polsce ustawy. Teraz trzeba przejść do działania. Wyciągnięcie konsekwencji wobec szpitala to tylko pierwszy krok. Ale potem trzeba przejść do działań prawnych. Zakaz aborcji eugenicznej to absolutna konieczność. PiS, który teraz jest u władzy, nie może tego ignorować. Krew tego biednego dziecka woła o pomstę do nieba. Kiedy politycy PiS zakażą aborcji? Jeszcze rok temu mieli gęby pełne obrony życia.

Na to tylko czekała fundacja PRO Prawo do Życia – zorganizowała pikietę przed szpitalem, a wspomniany księżulo z fundacji SOS Obrony Poczętego Życia oraz poseł Liroy od Kukiza, niezależnie od siebie, złożyli doniesienia do prokuratury, a rzecznik odpowiedzialności zawodowej postępowanie wszczął z urzędu, więc PiS musiało coś z tym zrobić.

A przypominam, że w poprzedniej kadencji to ugrupowanie parlamentarne w całości zagłosowało za dalszymi pracami nad obywatelskim projektem całkowitego zakazu aborcji. Na szczęście ówczesna większość rządowa wysłała ten projekt do kosza już po pierwszym czytania. A co stanie się tym razem?

Podpisy pod projektem zaostrzenia prawa antyaborcyjnego w różnych jego odmianach fundacja PRO – prawo do życia zebrała już czterokrotnie: w 2011, 2013, 2014 i 2015 r., a akcja Stop Aborcji 2016: Ogólnopolska zbiórka podpisów już trwa. A co na to nowy naczelnik państwa polskiego? Co mu przyjdzie do głowy, kiedy projekt całkowitego zakazu aborcji trafi do laski marszałkowskiej? Diabli wiedzą! Ale jego dobitne uświadomienie nam wszystkim, że… dziś w Polsce rządzą w ogromnej większości wierzący i praktykujący katolicy, niczego dobrego nie wróży. Nie wyobrażajcie więc sobie, że ci wierzący i praktykujący katolicy pozwolą na dalsze… mordowanie nienarodzonych w polskich szpitalach i to za państwowe pieniądze.

Totalny zakaz…

2014_09_19_Pawłowscy_6930

Mówi się, że Ministerstwo Zdrowia pracuje nad ograniczeniem dostępności pigułki „dzień po”, a w perspektywie nad całkowitym zakazem jej używania. Byłaby to na rękę Kościołowi i wszelkim katolom, którzy domagają się absolutnego zakazu przerywania ciąży.

A przypominam, że w 2007 roku mało brakowało – głosowano poprawkę do Konstytucji RP stanowiącą w art. 38, że… Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia od momentu poczęcia. Brakło ledwie 30 głosów do kwalifikowanej większości. Mówiono, że to sprawka dzisiejszego nowego naczelnika państwa wówczas wkurzonego na Rydzyka za określenie jego bratowej-prezydentowej mianem czarownicy, za to ze była przeciwko zakazowi skrobanek w sytuacji, gdy ciąża zagrażałaby życiu kobiety, a do tego przecież zmierzała powyższa nowela konstytucji.

Ale dziś naczelnikowi Kościół jest bardzo potrzebny do ewentualnego pacyfikowania burzliwych okresowa nastrojów związanych z „dobrymi zmianami”, więc biskupi kombinują jakby tu szybko dokonać zmian w tzw. ustawie antyaborcyjnej, bowiem na zmiany w Konstytucji raczej nie mają co liczyć – brak większości konstytucyjnej. Projekt zmian w ustawie już mają – był już trzy razy w Sejmie w formie inicjatywy obywatelskiej i zawsze odrzucany, choć w klubie parlamentarnym PiS obowiązywała dyscyplina głosowania.

Ponowne zbieranie podpisów pod projektem całkowitego zakazu przerywania ciąży – po raz kolejny trafił do Sejmu – już się rozpoczęło. I nie mam wątpliwości, że te wymagane min 100 tysięcy zostanie zebranych; i że projekt ten pod obrady wejdzie. Pytacie o wynik? Wszystko zależy od naczelnika. Jak zdecyduje, tak się stanie, ale chce mieć pewność, że jego uchwalenie nie spowoduje kolejnej fali demonstracji. Będzie się o tym mógł przekonać wypuszczając balon próbny – zakaz używania pigułka „dzień po”, która dziś, zgodnie z dyrektywą Komisji Europejskiej, jest jeszcze dostępna bez recepty.

Uwaga! Tym ostatnim stwierdzeniem daję Wam coś do zrozumienia. Nie możecie milczeć, bowiem już teraz aborcja jest niepenalizowana tylko w trzech przypadkach. Kiedy: ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety; badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu, albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu; zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego. Czyli aborcja jest absolutnym wyjątkiem. Jednak dla Kościoła i jego akolitów to za mało – zakaz ma być totalny. Ma też dotyczyć „aborcji farmakologicznej (pigułki EllaOne), bowiem Episkopat uznaje jej stosowanie za zachowanie bezprawne i karalne, za ciężki grzech, więc katolickie ministerstwo zdrowia… pracuje nad uporządkowaniem kwestii dostępności leków antykoncepcyjnych bez recepty – poszukuje takiej ustawy, która musiałaby być starsza niż dyrektywa unijna i dałaby się naciągnąć tak, żeby EllaOne była znów na receptę. I podobno coś takiego znaleziono, więc za moment miast zażycia pigułki „dzień po”, pozostanie tylko modlitwa. Ale nie łudźcie się, że to coś da.

Jeśli więc nic z tym nie zrobimy, wszystko wskazuje na to, że po tegorocznym szaleństwie urlopowym dostaniemy w prezencie od PiS ustawę… o ochronie życia i zdrowia ludzkiego od poczęcia, która wprowadzi: praktyczny zakaz edukacji seksualnej w szkołach; 3 lat odsiadki dla dokonującej przerwania ciąży kobiety i dla każdego, kto o tym wie i nie doniesie odpowiednim organom; obowiązek urodzenia nawet zdeformowanego płodu, czy też będącego wynikiem gwałtu i nawet wtedy gdy poród zagraża zdrowiu i życiu kobiety – jeśli jest możliwe, że rodząca nie przeżyje porodu.

Pocieszać się można tylko tym, że kliniki zagraniczne będą działały pełną parą – w jeszcze większym zakresie nastawią się na przyjmowanie Polek; i że „pigułek po” w sklepach internetowych będzie pod dostatkiem, bowiem wszystko wygląda na to, że jeśli ta ustawa przejdzie to będzie już obowiązywała na wieki wieków. Amen!

List otwarty do Jarosława Kaczyńskiego

wia090713

Zbliża się kolejna „miesięcznica”. Ma na nią przybyć wyjątkowa masa narodu – głownie „wojsko” ojdyra Rydzyka. Ma pokazać, kto w Polsce faktycznie rządzi. To pomysł żyjącego jeszcze bliźniaka – naczelnika państwa, nieco przestraszonego poczynaniami KOD. Tłumy na Krakowskim Przedmieściu będą się też domagać wyjaśnienia zamachu na „kwiat” polskiego narodu, w tym szczególnie na bliźniaka. Minister Obrony Narodowej oraz Sprawiedliwości i Prokurator Generalny w jednym już to załatwią. A mi to przypomniało, że jestem w posiadaniu listu skierowanego do J. Kaczyńskiego przez nieznaną mi z imienia i nazwiska internautkę. Pasuje jak ulał do tej zbliżającej się demonstracji siły, więc go Wam prezentuję z drobnymi (aktualizującymi) poprawkami.

Szanowny Panie Jarosławie Kaczyński ma Pan przeczucie a ostatnio nawet pewność, że Pana Brat został zamordowany? Ja też mam takie wrażenie.

Zastanawiam się kto mógł doprowadzić do tej śmierci. Na mojej krótkiej liście osób, które pośrednio mogły doprowadzić do tej katastrofy, a więc i do śmierci Pana Brata jest przede wszystkim Pan, ludzie z Kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego i ludzie z Pana otoczenia.

Pana Brat nie liczył się w polityce. Miał niskie notowanie. Był kiepskim prezydentem. Miał znikomą szansę na ponowną reelekcję i żaden cud nie zdarzyłby się podczas wyborów, ponieważ Polacy już wiedzieli kto to jest Lech Kaczyński, czyli niemrawy człowiek, niczego nie reprezentujący na arenie międzynarodowej i nie podejmujący żadnej decyzji bez Pana, nie potrafiący poruszać się na salonach światowych, wpychający się w Polsce w kompetencje rządu i wywołujący coraz to nowe awanturki. Do tych awantur Pan pchał swego Brata.

Wracając do katastrofy smoleńskiej. Wyjazd delegacji z prezydentem na czele w dniu 10 kwietnia absolutnie nie był potrzebny, ponieważ 7 kwietnia odbyła się w Katyniu doniosła uroczystość, w której uczestniczyli premierzy rządów Polski i Rosji. Padły tam doniosłe słowa, ważne dla rozwiązania problemu zbrodni katyńskiej.

Normalni politycy zrozumieliby to i uroczystość rocznicową z udziałem prezydenta RP zorganizowaliby w Polsce. Do Katynia prezydent Lech Kaczyński mógł wysłać delegację z wieńcem. To nie jest przypadek, że w tej katastrofie ocalał właśnie wieniec!!!.

Niestety Pan nie należy do normalnych polityków. Pan realizuje swoje chore aspiracje za wszelką cenę. To Pan – jak sądzę – pchnął Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia do Katynia. Panu były potrzebne fotki i film do rozpoczynającej się wówczas prezydenckiej kampanii wyborczej. Pana i Pana Brata fałsz i cynizm polegał na tym, że z wielkim szumem propagandowym lataliście tylko w latach kampanii wyborczych.

To – jak sądzę – Pana pomysł aby prezydent zabrał ze sobą tylu ważnych ludzi, bo trzeba było zrobić coś większego od uroczystości, w której uczestniczył premier RP Pan Donald Tusk.

Lech Kaczyński na dodatek spóźnił się na samolot czym opóźnił wylot, Nie dosyć, że nie należało w ogóle wylatywać z Warszawy ze względu na pogodę, to jeszcze opóźnienie spowodowało, że samolot doleciał, kiedy mgła nad smoleńskim lotniskiem była już potężna. Na krótko przed katastrofą rozmawiał Pan z Bratem przez telefon satelitarny. Już wówczas było wiadomo Lechowi Kaczyńskiemu, że nad lotniskiem jest mgła. Dlaczego Pan nie ostrzegł Brata przed lądowaniem? Gdyby to mój brat (nie bliźniak) leciał w tym samolocie i od niego zależałoby gdzie lądować, to błagałabym aby lądowali poza Smoleńskiem. A może Pan w jakiś sposób zachęcił Brata do tego lądowania, bo przecież – jeżeli nie wylądują – będą się ludziska w Polsce śmiać z całej tej napuszonej wyprawy i to mogło zaszkodzić pomyślnemu wynikowi w kampanii prezydenckiej. Można było jeszcze wylądować na lotnisku zapasowym i dojechać z opóźnieniem. Lepiej było odbyć opóźnioną uroczystość niż uciekać się do takiego głupiego „bohaterstwa” w stylu Pana i Pana Brata.

Odnoszę wrażenie, że cała ta wrzawa, którą Pan wszczyna ma zagłuszyć Pana sumienie i odwrócić uwagę od faktycznych przyczyn katastrofy. Mało tego! Pan cynicznie tą wrzawą buntował Polaków przeciwko aktualnej władzy, po to aby samemu dopchać się do tej władzy. No i udało się.

Jeżeli zadaję sobie pytanie, komu z politycznego punktu widzenia ta katastrofa najbardziej mogła pomóc w realizacji planów politycznych, to odpowiadam, że właśnie Panu!

Podejrzanych sprawców ewentualnego zamach trzeba szukać wśród tych, którzy na katastrofie zbijają interes polityczny, a więc Pan, ludzie z Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, których Pan wylansował i ludzie z Pana otoczenia, którzy tę wrzawę podjudzali, budując coraz to nowe mało prawdopodobne hipotezy obciążające przeciwników politycznych. Pan już wykazał się w niszczeniu przeciwników politycznych manipulacjami rzucającymi na nich ciężkie podejrzenia, co prowadziło nawet do śmierci. Buduje Pan mit jakiegoś testamentu Lecha Kaczyńskiego, a tymczasem poza paroma awanturkami, żadnej istotnej polityki przynależnej Lechowi nie widać. Lech Kaczyński był może dobrym człowiekiem, ale nie nadawał się na stanowisko prezydenta Polski. Był zabawką w Pana rękach, która miała służyć Panu do osiągania Pana i tylko Pana celów politycznych. Teraz po śmierci Brata również wykorzystuje Pan tę tragiczną śmierć do wyprowadzania ludzi na ulice i do prymitywnego podburzania przeciwko politycznym przeciwnikom.

Od razu zastrzegam się! Ten poprzedni rząd nie był moim rządem. Nigdy nie głosowałam na PO, ale alternatywa Pana rządów mroziła mnie całkowicie! Wolałam już PO z PSL (tego ostatniego chronicznie nie znoszę) lub kimkolwiek niż Pana i Pana obłąkańczy PiS. Przykro, że walę prosto w oczy moimi hipotezami, ale muszę to Panu wykrzyczeć skoro Pan naprasza się o to! Pan właśnie robi to samo co ja zrobiłam w tej wypowiedzi. Tylko, że ja chcę Panem wstrząsnąć, aby się Pan opamiętał, Pan prowadzi Polskę do nieszczęścia. Dopchał się Pan do władzy, a nie ma Pan najmniejszych kompetencji ani predyspozycji do rządzenia. Pan nie ma żadnych sukcesów w zarządzaniu jakąkolwiek poważniejszą firmą. Pana żywiołem są manipulacje polityczne. Pan podpala Polskę! Jest Pan najbardziej znienawidzonym polskim politykiem. Nie widzi Pan tego? Niech Pań zrobi Polakom dobry prezent i niech Pan idzie na wcześniejszą emeryturę albo gdzieś do cholery!

To co mnie interesuje i wkurza… 24

2014_09_19_Pawłowscy_6930

Wspaniałomyślny klecha

Trzy lata więzienia, zakaz kontaktu z pokrzywdzoną przez 5 lat oraz 3-letni zakaz wykonywania zawodu nauczyciela religii zaproponował dla siebie, bez rozprawy sądowej, klecha rzymskokatolicki. Ten były już proboszcz został zatrzymany we wrześniu ubiegłego roku za obcowanie płciowe i inne czynności seksualne z czternastolatką oraz za pozbawienie wolności i kilkukrotne jej zgwałcenie kiedy miała już lat 15. Księżulo czeka na odpowiedź sądu. Ale decyzja będzie dotyczyć tylko pierwszego z zarzutów. Natomiast w sprawie zgwałceń i pozbawienia wolności śledztwo jeszcze trwa. Oczywiście kuria kielecka wyraziła ubolewanie i przeprosiła wiernych, też przekazała sprawę pedofila do Watykanu.

Internetowy klecha

Wikariusz parafii rzymskokatolickiej jest podejrzany o próbę uwiedzenia gimnazjalistki. Prokuratura sprawdza, czy doszło do przestępstwa składania osobie poniżej 15. roku życia propozycji obcowania seksualnego z wykorzystaniem sieci teleinformatycznej. A podkablowali go dwaj uczniowie, którzy podpatrzyli na internetowym czacie rozmowy katabasa z nieletnią. Najpierw poinformowali innego księdzu, a następnie – dla pewności, że sprawa nie zostanie zamieciona pod dywan – prasę. W czasie czatu ten pedofil w sutannie nagabywał dziewczynkę i proponował m.in. wspólny prysznic. Po ujawnieniu sprawy opuścił parafię. Według kurii zrobił to z przyczyn osobistych, ale biskup powołał specjalnego delegata, który ma zbadać sprawę. Co bulwersujące, o rozmowach księdza z uczennicą wiedział dyrektor szkoły, do której uczęszczała, jednak nie zawiadomił organów ścigania, bo podobno nie życzyli sobie tego rodzice dziewczynki. Prokuratura sprawdza, czy miał prawo tak postąpić, a przecież wiadomo, że nie.

Promocja i infrastruktura kulturalna…

Milion sześćset tysięcy zł zgodzili się przekazać katowiccy radni (5 wstrzymało się od głosu, a jeden był przeciw) na organizację w Katowicach Światowych Dni Młodzieży. O współudział w organizacji dni, czyli o pieniądze, poprosiła radnych archidiecezja katowicka. Radni zgodzili się, bowiem Kościół przekonał ich, że będzie to świetna okazja do promocji miasta. Każdy pretekst jest dobry, by dać Kościołowi pieniądze z miejskiej kasy. Nie pierwsza to rada i nie pierwsze pieniądze, które z kas samorządowych i kasy państwa przepłynęły do „ubogiego” Kościoła. Oto dotację w wysokości 4 mln zł z programu na rozwój infrastruktury kulturalnej otrzymała archidiecezja warszawska z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, z przeznaczeniem dla Centrum Opatrzności Bożej w Warszawie – na instalację w sakralnej części gmachu nowoczesnych rozwiązań akustycznych.

Gehenna za opinię

Była dyrektorka Teatru Ósmego Dnia w dniu wyboru nowego papieża wyraziła się o nim w nieżyczliwy sposób na Facebooku. – Znieważyła papieża Franciszka – zakrzyknął Komitet w Obronie Praw Ludzi Wierzących i skierował sprawę do prokuratury. Ta wszczęła śledztwo z paragrafu mówiącego o publicznym znieważeniu głowy obcego państwa, ale w połowie 2014 r. je umorzyła. Jednak nie z sądem takie numery – nakazał kontynuować dochodzenie. Prokuratura umorzyła je po raz drugi, nie dopatrując się przestępstwa, choć dodatkowo sprawdziła czy nie doszło do obrazy przedmiotu czci religijnej. O dziwo, okazało się, że papież takim przedmiotem nie jest. Tym razem sąd zgodził się z prokuraturą, ale nie wspomniany Komitet. Ten złożył zażalenie, ale sąd je odrzucił. Komitet pogodzić się z tym nie zamierza – zapowiedział, że będzie nadal walczyć o ukaranie byłej dyrektorki za obelżywe słowa o papieżu. I w ten oto sposób nie widać końca jej gehenny za rzekome znieważenie.

NaProTechnologia, in vitro i św. Dominik cd.

2014_09_19_Pawłowscy_6930

Nie, to nie jest nowy program prokreacyjny Ministerstwa Zdrowia. Na razie Minister dba o polski rozród, m.in. namawiając mężczyzn do noszenia luźnej bielizny. Jednak w państwie, które ze względu na „dobrą zmianę” wycofało się z finansowania in vitro, nieuchronnie zyskują popularność także inne, nienaukowe sposoby na pokonanie niepłodności. Jedną z nich jest zapłodnienie metodą paska św. Dominika.

Produkt oferują Mniszki Zakonu Kaznodziejskiego z Krakowa. „Pasek” jest określeniem nieco na wyrost, bo tak naprawdę chodzi o tasiemkę. Zrobiony jest z białej wstążki lub tasiemki, na której wypisane są po łacinie początkowe słowa modlitwy O spem miram… i poświęcony przez ojców dominikanów. Należy go używać w danej potrzebie, odmawiając z wiarą modlitwę, czyli tzw. responsorium: O Nadziejo Przedziwna. Jak zastrzega Dziennik Parafialny, pasek św. Dominika nie jest talizmanem ani przedmiotem magicznym – jest tylko wezwaniem małżonków do usilnej i ufnej modlitwy o upragnione potomstwo za wstawiennictwem tego świętego. Ale nie wszyscy zgadzają się z tymi zastrzeżeniami. Warto podkreślić, że zakonnice z Krakowa wysyłają pasek nieodpłatnie. Oczywiście po tym, jak pasek zadziała, można wysłać swoje świadectwo, czyli historię sukcesu i ofiarę co łaska. A datki się przydadzą, bo zakonnice zbierają na odmalowanie klasztoru. Walka z niepłodnością za pomocą paska budzi mieszane uczucia. Jego rzecznicy podkreślają, że naprawdę działa, wspierając swe twierdzenia historiami kobiet, które po latach starań, już w tydzień lub miesiąc po założeniu paska i rozpoczęciu modłów, zaszły w upragnioną ciążę.

Nie ma żadnych medycznych dowodów na skuteczność paska i raczej ich nie będzie, bo to kwestia wiary, a nie wiedzy. Innymi słowy: zależność (współwystępowanie dwóch zmiennych) nie oznacza związku przyczynowo-skutkowego (przyczyna – pasek, skutek – ciąża). Podobnie, wbrew słowom kapłanów różnych religii, kobiety noszące spodnie nie wywołują trzęsień ziemi, a mężczyźni kochający mężczyzn – huraganów. Krytyka przeciwników paska polega zarówno na cierpliwym tłumaczeniu, że trzeba jednak pójść do lekarza, jak i wklejaniu prześmiewczych GIF-ów. Pasek i modlitwa mogą pełnić funkcję placebo w przypadku niepłodności idiopatycznej, czyli niewyjaśnionego pochodzenia (tzn. mimo prawidłowych wyników badań diagnostycznych). Szacuje się ją na 10 – 20% przypadków.

Tyle że jako placebo może „pomóc” cokolwiek: amulet, pasek czy kasztan w kieszeni (w cokolwiek się wierzy). A modły do św. Dominika nie pomogą na niepłodność spowodowaną azoospermią czy niezdrożnymi jajowodami lub bezpłodność z powodu braku jajników.

Różnica między niepłodnością a bezpłodnością polega na tym, że w tym drugim przypadku nie pomoże, niestety, leczenie żadną metodą. Gdyby tak było, to równie dobrze w „paskową ciążę” mogliby zajść mężczyźni. A jednak to kobiety mają nosić pasek. Ale i tu jest dodatkowe obostrzenie – mają to być kobiety po ślubie (w domyśle rzymskokatolickim) – ewidentne „działanie” paska jest uzależnione od stanu cywilnego i orientacji seksualnej kobiety.

Problem z paskiem, nowenną pompejańską czy każdym innym cudownym sposobem zwalczania niepłodności polega na tym, że ludzie mogą decydować się na te metody, zamiast poddać się kompleksowym badaniom diagnostycznym (u lekarza, a nie certyfikowanych przedstawicieli naprościemy). Rzetelna diagnoza medyczna, a potem leczenie, nie wykluczają przecież u teistów modlitwy do dowolnego bóstwa czy innych magicznych sposobów. Ale podstawą musi być to pierwsze.

A przecież na drodze do terapii medycznej są też inne przeszkody. Też i ta, że lekarze nie są skłonni wypisywać skierowań na wszystkie niezbędne badania (w końcu te kosztują, a poza tym trzeba wiedzieć, że należy je zlecić), także ze strony pacjentki/pacjenta nieraz trzeba dużo determinacji, by je uzyskać. Jednak nawet najbardziej profesjonalny i oddany pacjentom (kom) lekarz nic nie pomoże, gdy para się do niego nie zgłosi. Może więc warto o tym wszystkim pomyśleć? Zachęcam!!!

NaProTechnologia, in vitro i św. Dominik

2014_09_19_Pawłowscy_6930

Rozróba wokół Trybunału Konstytucyjnego nadal trwa. Prawi i sprawiedliwi „rżną głupa” – umyślnie gmatwają problem przesyłając stanowisko Komisji Weneckiej do swojego Sejmu. Ludzie wyszli na ulicę – słyszę ich troskę wylewającą się z telewizora. A ja swą troską obejmuję płodność Polek i Polaków – polską demografię, bowiem od pewnego czasu publicznymi debatami na temat problematyki in vitro, wstrząsają niezwykłe doniesienia dotyczące starej/nowej metody leczenia niepłodności zwanej naprotechnologią. Metoda ta nie tylko jest nazywana alternatywą wobec zapłodnienia pozaustrojowego, ale posiada „imponującą skuteczność” – część źródeł donosi o jej 97% skuteczności. Aktualny Minister od zdrowia szczególnie ją poleca i finansuje, wycofując się jednocześnie z wspierania in vitro. Warto więc wgłębić się w to, czym jest ten typ „leczenia” niepłodności.

NaProTechnologia powstała dziesiątki lat temu jako skrót od słów Natural Procreative Technology (metoda naturalnej prokreacji). Jest diagnozowaniem i leczeniem niepłodności polegającym na prowadzeniu dokładnych obserwacji kobiecego organizmu i tworzeniu na tej podstawie indywidualnych wytycznych dla każdej pary. Jej wynalazca i prekursor postawił tezę, iż większość przypadków niepłodności o niewyjaśnionym medycznie podłożu (idiopatycznym) to w istocie niezdiagnozowane przypadki całkowicie uleczalnej niepłodności. Wraz z prowadzeniem analizy fizjologicznych i biochemicznych procesów zachodzących w organizmie kobiety następuje rozpoznanie problemu. Można więc zadecydować o włączeniu leczenia hormonalnego lub chirurgicznego oraz ustalić optymalny dla danej pary moment współżycia. Przeciętna długość cyklu tej metody, a więc pełnej diagnostyki, trwa 24 miesiące. Oczywiście wielu parom udaje się począć dziecko jeszcze przed upływem tego okresu.

Tak więc NaProTechnologia jest metodą naturalną – opiera się na codziennych obserwacjach śluzu, temperatury, samopoczucia itd.; bezpieczną dla zdrowia pacjentki i nienarodzonego oraz stosunkowo tanią – tańszą od in vitro. Jednak paradoks oszałamiających statystyk tej metody polega na tym, iż wartości te odnosi się do trafności diagnozy, a to wcale nie przekłada się na tyleż ciąż ani poczęć uzyskanych przy zastosowaniu tej techniki. Jako metoda diagnostyczna ma skuteczność niewątpliwie wyższą od kilkunastu wizyt u rejonowego ginekologa i zleconych przez niego nierzadko przypadkowych badań, ale nie będzie w stanie sprawić, iż pacjent ze śladową ilością plemników w ejakulacie stanie się kiedykolwiek zdolny do poczęcia dziecka metodą naturalną. Ten typ męskiej niepłodności kwalifikuje sie wyłącznie do wykonania zabiegu in vitro będącym w tym wypadku zabiegiem ostatniej szansy lub też jedynym możliwym postępowaniem medycznym w danym przypadku. Do takiej ciężkiej niepłodności zalicza się też m.in. zaburzenie funkcji nabłonka plemnikotwórczego, które odpowiada za ok. 40% przypadków męskiej niepłodności. Zatem jeśli dana para cierpi na ciężką niepłodność męską nie jest możliwym ani całkowite ani częściowe wyleczenie takiego rodzaju niepłodności – pozostaje tylko in vitro.

Nie jest więc prawdą, iż – jak chce tego NaProTechnologia – leczenie niepłodności sprowadza się do usunięcia problemu danej pary i przywrócenia jej zdolności prokreacyjnych. Taka koncepcja jest zachwycająca, ale niestety fantastyczna. Znakomita część przypadków niepłodności nie jest uleczalna. W tym przypadku jedynym ratunkiem jest wykonanie zabiegu zapłodnienia pozaustrojowego – in vitro spowoduje zajście w ciążę, choć nie zwiększy ilości plemników w ejakulacie.

Innymi rodzajami niepłodności, którym NaProTechnologia nie zaproponuje żadnej skutecznej terapii, będą: brak macicy, jajników, jajowodów, pochwy, ciężkie uszkodzenia jajowodów i defekty anatomiczne po stronie kobiety oraz mężczyzny. Tak więc problem części zwolenników NaProTechnologii polega na tym, iż nie znaleźli wystarczająco wiele czasu, aby wczytać się w jej zasady i zrozumieć, że nie jest ona metodą uniwersalną. Podobnie jak nie jest taką metodą in vitro. A problem społeczeństwa polega zaś na tym, iż jest ono poddawane systematycznej dezinformacji zarówno w przypadku NaProTechnologii, jak i w przypadku in vitro. A to ma wielorakie konsekwencje: wywołuje niezdrową atmosferę wokół zabiegu in vitro, który dla wielu par jest jedyną szansą poczęcia dziecka; działa na szkodę samej NaProTechnologii przypisując jej moce sprawcze, których nie posiada; wreszcie wywołuje sztuczny konflikt społeczny sugerując, iż NaProTechnologia jest alternatywą dla in vitro. A nie jest!!!

Jakby tego było mało pojawiają się jeszcze bardziej „cudowne” metody leczenia, w tym wypadku kobiecej niepłodności. Jedną z nich przedstawię w kolejnym wpisie, czyli cdn.

Jeszcze wczoraj niezłomni, dziś „wyklęci”…

2014_09_19_Pawłowscy_6930Minister od Obrony Narodowej (jeszcze) na początku lutego 2016 r. wypowiedział podpisane kilka lat wcześniej porozumienie o współpracy ze Związkiem Żołnierzy Wojska Polskiego (ZŻWP), którego to Koła Nr 4 w Jeleniej Górze jestem członkiem. Mam zakaz wstępu na teren obiektów wojskowych, choć nigdy od czasu odejścia do rezerwy nic takiego mi się nie przydarzyło oraz nie miałem i nie mam takiej potrzeby. Ale się nie damy! Wyklęci stali się „Niezłomnymi” i mają swoje święto 1 marca, a ja i mi podobni, którzy niezłomnie stali na straży polskich granic powietrznych (nie tylko), dziś stali się wyklętymi. To „dobra zmiana”, która w przyszłości, mam taką nadzieję, spowoduje, że i dla nas kiedyś ponownie zaświeci słonce; że Sejm RP i nam „przyzna” świąteczny dzień, który większość z nas będzie obchodzić, to już wiem, dopiero w grobie. Ale zawsze to coś.

Oczywiście, że wypowiedzenie umowy o współpracy przez MON nie jest jednoznaczne z likwidacją Stowarzyszenia, które zrzesza weteranów, emerytów i rencistów wojskowych, a także wdowy po żołnierzach, i które funkcjonuje już od 35 lat. To najliczniejsza organizacja zrzeszającą byłych żołnierzy Wojska Polskiego w 42 zarządach wojewódzkich i rejonowych oraz licznych kołach i klubach – łącznie liczy ponad 14 tysięcy członków. Związek cieszy się międzynarodową estymą. Należy do Europejskiej Organizacji Związków Żołnierzy Euromil, a także CIOR – największej na świecie organizacji rezerwistów. Są w niej zrzeszone stowarzyszenia z 36 państw, którym patronuje NATO. Jednak nie cieszy się uznaniem polskiej prawicy, która widzi w nim samych postkomunistów.

ZŻWP był w czasach poprzednich rządów traktowany poważnie i z szacunkiem zarówno przez ministra Obrony Narodowej, jak i Prezydenta. Trudno było zarzucić mu upolitycznienie, bowiem w Stowarzyszeniu są byli wojskowi o najróżniejszych poglądach i bardzo różnej drodze wojskowej kariery, a Stowarzyszenie nigdy jednoznacznie nie wspierało żadnej siły politycznej. A jednak oficjalnym powodem zerwania porozumienia było, tak twierdzi MON, złamanie reguł porozumienia. Jako powód podano naruszenie paragrafu 15, ust. 1, pkt 2 porozumienia – zasad współpracy resortu obrony narodowej z organizacjami pozarządowymi i innymi partnerami społecznymi, stanowiących załącznik do Decyzji nr 187/MON Ministra Obrony Narodowej z 9 czerwca 2009 r. w sprawie wprowadzenia zasad współpracy resortu obrony narodowej z organizacjami pozarządowymi i innymi parterami społecznymi. W punkcie tym jest m.in. mowa o zachowaniu neutralności w sprawach politycznych. A przecież ZŻWP nie poparł żadnej partii, ani nie komentował oficjalnie wydarzeń w kraju. Jedyne co można uznać za materiały polityczne, to niektóre z tych, które pojawiają się w pluralistycznym tygodniku „Przegląd”.

Przecież działalność ZŻWP ma charakter samopomocowy. Przedstawiciele Związku biorą udział w uroczystościach historycznych, pomagają w prowadzeniu klas wojskowych itp. Gdzie oni widzą jakieś zaangażowanie w politykę? – Pomagamy byłym żołnierzom, którzy zostali bez rodzin, wdowom po żołnierzach, składamy kwiaty pod pomnikami. Czasem na jakieś uroczystości zapraszają nas władze samorządowe. To ma być działalność polityczna? – Od ministerstwa nie dostawaliśmy żadnych pieniędzy. Dzięki porozumieniu oddziały związku mogły się lokować w siedzibach sztabów wojewódzkich, ale i tak płaciliśmy za wynajem tych pomieszczeń. Tymczasem teraz, już w kilka dni po wypowiedzeniu porozumienia odcięto nam łączność – telefony stacjonarne – i zabroniono wstępu do klubów oficerskich. A pamiętajmy, że mówimy tu o żołnierzach, którzy służyli ojczyźnie, a nie jednej czy drugiej opcji politycznej.

Nie damy się! Związek będzie działał dalej, nawet bez pomocy ministerstwa, bo utrzymujemy się tylko z własnych składek. Dziwię się jednak czynnym politykom i generałom, że nie próbują przekonać ministra o niesłuszności takich działań. Tak naprawdę w ten sposób obrywają ludzie, dzięki którym tamci dorobili się swoich pagonów. Ale oni zamiast stanąć w naszej obronie, boją się odezwać – trzymają… „ruki pa szwam”.

Nieoficjalnie powodem wypowiedzenia porozumień z organizacjami wojskowymi (oprócz ZŻWP zerwano także współpracę z Klubem Generałów) ma być fakt, że mają one (w ocenie MON) charakter postkomunistyczny. Prawo i Sprawiedliwość od początku krytykowało zawarte za rządów Platformy Obywatelskiej porozumienia.

Bo potrzebna jest dekomunizacji wojska, a nowy minister zapowiadał, że w jednostkach nie będzie żołnierzy szkolonych przed 1989 rokiem. Bo nowy rząd zarzuca dawnym mundurowym komunistyczne korzenie i nie chce, by pojawiali się na wojskowych uroczystościach. A tak dla ciekawości… wiecie, kto w Trzeciej Rzeszy przeciwstawiał się nazizmowi? Nie Kościół, nie związki zawodowe, ale jako jedyni komuniści.

Bo nie braliśmy udział w miesięcznicach smoleńskich, bowiem nie wiedzieliśmy, że nie branie udziału w tych uroczystościach to zaangażowanie polityczne Już to wiemy. Bo podstawową zasadą PiS jest: – Kto nie jest z nami jest przeciwko nam.

Bo wzoru politycznej neutralności należy dziś szukać w TVP i kościele katolickim, który oczywiście jest absolutnie politycznie niezaangażowany. Bo Związek jest polityczny, gdyż nie wybrał jakiegoś PiSowca na prezesa – w państwie, gdzie niedługo wszystko będzie w rękach tego ugrupowania, każda inna instytucja jest polityczna.

Bo nie wstąpiliśmy do PiS-u i nie złożyliśmy hołdu Naczelnikowi. Bo co to za ludzi zrzesza ten Związek? Bili Niemców i służyli najlepiej jak potrafili swojej Ojczyźnie, miast zapisać się do „Niezłomnych”. Bo Antka nie wysławialiśmy, Kaczora nie wielbiliśmy, nie głosiliśmy peanów o panu Prezydencie i pani Premier. Na co więc liczyliśmy? Za to wieczne potępienie i spocznij. Tak kończą wszyscy niegłupi, gdy psychole dorwą się do władzy.

A co na to władze naczelne Związku? Opublikowały oświadczenie. Czytamy w nim m.in. – Dokładamy wszelkich starań, aby Związek był powszechnie uznawanym za rzecznika interesów i obrońcę praw żołnierzy zwalnianych z zawodowej służby wojskowej oraz ich rodzin. Działania naszej organizacji były, są i będą skierowane przeciw szkalowaniu żołnierskiej godności, nieposzanowaniu munduru i żołnierskiego honoru.

I dalej. – Dynamiczne zmiany zachodzące w wielu dziedzinach w naszym kraju po ostatnich wyborach parlamentarnych, przykuwają uwagę i są przedmiotem dyskusji wśród polskiego społeczeństwa, w tym także członków Związku Żołnierzy Wojska Polskiego. Głoszonym racjom towarzyszą narastające konflikty wychodzące coraz częściej poza siedziby instytucji państwowych i sale parlamentarnych debat. Wystąpienia publiczne polityków są okazją do prezentowania przez nich różnorodnych opinii i argumentów. Swoją retoryką często wykraczają one poza dopuszczalne ramy kultury i przyzwoitości. Populistyczne hasła mają porwać społeczeństwo do walki o wyeliminowanie z życia publicznego tych, którzy w przeszłości służyli celom i ideałom uznawanym obecnie za co najmniej niesłuszne. Odnosi się wrażenie, że używane argumenty połączone ze zniewagami kierowane są także pod adresem żołnierzy, którzy w przeszłości najlepsze lata swojego życia poświęcili służbie Ojczyźnie, doświadczyli okrucieństwa wojny i wojennej tułaczki, odbudowywali, kraj ze zniszczeń wojennych, budowali zręby polskiej państwowości w warunkach narzuconych z zewnątrz, tworzyli kształt Wojska Polskiego i pracowali na rzecz społeczeństwa. Nie sprzyja to budowie wspólnoty narodowej o co często apeluje Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej – Zwierzchnik Sił Zbrojnych, lecz do kolejnych podziałów społeczeństwa. Godzi w dobrze pojęty interes naszego państwa i życie publiczne jego obywateli.

I jeszcze. – Łączą nas ścisłe więzi z jednostkami i instytucjami wojskowymi oraz lokalnymi władzami samorządowymi. Żałujemy, że nie zostaliśmy włączeni do prac nad Obroną Terytorialną. Ale nadal uważamy się za reprezentantów środowiska żołnierzy i będziemy o nie walczyć na wszystkich frontach, w tym o godziwe emerytury.

Tyle władze naczelna. A nasze Koło? Jak zwykle w pierwszy czwartek miesiąca spotkaliśmy się na kolejnym zebraniu – rutyna. Sprawy personalne – wręczenie legitymacji członkowskiej. Tym razem Panu prof. dr hab. inż. Franciszkowi Mroczko, któremu i w takiej chwili dowcipu nie zabrakło. – Jak mnie przyjęliście to Macierewicz cofnął patronat – skomentował odbierając legitymację. Część zaległych odznaczeń, wyróżnień i listów pochwalnych powędrowało do „adresatów”. Nie zapomniano o życzeniach urodzinowych dla „marcowych chłopców”.

Najważniejsze co nas w tym roku czeka, to obchody 35-lecia ZŻWP. Przygotowujemy z tej okazji też odpowiednie oświadczenie – omówiliśmy jego zarys. Wiem, że znajdą się w nim też dokonania jeleniogórskich Żołnierzy i trochę historii ich walki o demokratyczną i wolna Polskę po 2. wojnie światowej.

O Cholerka! Byłbym zapomniał. Zebranie rozpoczęło się krótką prezentacją prawdziwych dokonań „Żołnierzy Niezłomnych” w związku z przypadającym na dzień 1 marca ich świętem. Nie mam zamiaru epatować liczbami, ale ilość zamordowanych chłopów, którzy wzięli ziemię z reformy rolnej, nauczycieli, którzy podjęli nauczania na prowincji, niczemu niewinnych cywilów, w tym kobiet i dzieci, jest porażająca. Jestem w stanie zrozumieć walkę wielu Polaków przeciwko wprowadzeniu do Polski radzieckiego ustroju. Rozumiem szczególnie tych, którzy zostali wygnani z dawnych polskich Kresów Wschodnich lub których ojcowie zginęli w Katyniu czy na Syberii. Lecz zupełnie nie rozumiem, jak można do jednego wora pakować takie osoby jak rotmistrz Pilecki, major Hubal, Jan Karski, Jan Nowak-Jeziorański, generałowie Nil i Janke oraz wielu innych – razem ze zwykłymi bandytami? Na Podhalu do dzisiaj dziadkowie straszą wnuków Ogniem, a w Górach Świętokrzyskich – Ponurym! Przecież najważniejszymi osiągnięciami tych bohaterów było mordowanie Żydów, bo byli Żydami, mordowanie wyznawców religii odmiennej od rzymsko-katolickiej i mordowanie w imieniu Rzeczypospolitej jej obywateli, którzy niejednokrotnie z przymusu wykonywali różne czynności na rzecz nowej władzy, m.in. podstawiali podwody (wozacy), pracowali przy odgruzowywaniu lub przekazywali żywność. Bandyci osiągają nimb świętości, a prawdziwi bohaterowie, którzy wykrwawiali się pod Lenino, na Wale Pomorskim lub pod Studziankami, są zapominani i niedostrzegani. Nie mam wątpliwości, teraz o tym wiem, że władza ludowa popełniła w tamtym okresie wiele zbrodni; że skazywanie na śmierć Pileckiego, Nila czy innych było zbrodnią, którą można obecnie osądzić – czego do tej pory nie zrobiono. Prawda historyczna wymaga jednak rzetelnego osądzenia wielu wyklętych (przeklętych), a nie stawiania im pomników a priori. Narodowa hucpa związana z obchodami święta Niezłomnych przypomina parteitagi nazistów: wieczór, pochodnie i mundury, mundury, mundury… Dla mnie ci tzw. dzisiejsi bohaterzy byli niezłomnymi, ale w mordowaniu tych, którzy chcieli po latach krwawej okupacji normalnie żyć. Co to miało wspólnego z walką o wolną Polskę? Ja jestem za głupi, bowiem pojąć tego nie mogę.

wyklęty16.jpg

PS. Zamieszczone tu fotki prezentują uczestników zebrania jeleniogórskiego Koła Nr 4 ZŻWP – jeszcze wczoraj Niezłomnych, dziś Wyklętych.

Odejść nadchodzi czas…

2014_09_19_Pawłowscy_6930

Milczałem, choć tyle się działo, ale dopadła mnie „świńska” i rozłożyła na dobre. Pozwoliła mi jednak uświadomić, co mam na karku – ciut, ciut brakuje mi do 75 (1 maja 2016 r.). Widzę i słyszę, że chcą mi zrobić dobrze. Sama jeszcze Pani Premier – wydmuszka, zapewniła, że ustawa dotycząca bezpłatnych leków dla osób powyżej 75. roku życia wejdzie w życie jeszcze w tym roku. Po stu dniach pracy gabinetu Naczelniczka państwa, jego pozorna szefowa powiedziała, że w Sejmie jest już projekt ustawy w tej sprawie. – Wiem, że to nie jest wszystko, co powinniśmy zrobić dla seniorów, ale to jest pierwszy krok. Jeżeli krok po kroku będziemy realizowali nasz program, to na koniec kadencji będziemy mogli powiedzieć, że udało nam się również stworzyć program, który poprawia byt seniorów. Dziś problemem są niskie emerytury i trzeba zacząć zastanawiać się, co zrobić, by były one wyższe. Musimy wprowadzić realne rozwiązania, które poprawią sytuację materialną seniorów – dodała.

Oczywiście, iż szkoda, że rząd oraz posłowie PiS nie zechcieli popracować nad tymi rozwiązaniami w nocy, jak mają to w zwyczaju. Byłoby szybciej, ale narzekać nie mogę i nie mogę zrozumieć tych, którzy to czynią.

Przecież ta Pani podobno załatwiła już nam (osobom po 75 roku życia) jeden najważniejszy bezpłatny lek na wszystko…

eutanazolWięcej niczego nam już nie potrzeba – pójdziemy każdy do własnego „nieba”. Kłaniam się nisko, czapką do ziemi, ja zwolennik i propagator eutanazji.

PS. Za komuny emeryci i renciści, taki krążył dowcip, mieli prawo przechodzenia przez ulicę na czerwonym świetle. Władze PiS są lepsze…