Jak Polacy pomagali Żydom w czasie Zagłady? Cz. 2

wia181014Konfrontując świadectwa czasu Zagłady, można ujrzeć głęboki wymiar tego, co się wówczas stało. Dowiadujemy się np., że getta w okupowanej Polsce w większości były otwarte. Żadnych murów, czasem niedbale zbity z desek parkan czy płot. Ale Żydzi wiedzieli, że nie mogą wyjść poza wyznaczony teren. Niemców było mało, w mniejszych miasteczkach czasem nie było ich wcale. A jednak ci ludzie umierali z głodu i nie wychodzili z gett. Tak się działo m.in. dlatego, że bali się polskiej policji granatowej i polskich sąsiadów. 2,5 mln Żydów dożyło na terenie Generalnej Guberni do 1942 r. Niecałe 10%. nie dało się zapędzić do pociągów śmierci i próbowało przetrwać. Ostatecznie udało się to 50 tys.

A popatrzmy co działo się w chwili rozpoczęcia przez Niemców likwidacji gett na przykładzie miasta Węgrowa, gdzie nastąpiło to 22 września 1942 r. W dokumentach niemieckich widać mobilizację SS, polskiej policji i ukraińskich oddziałów pomocniczych. W narracjach żydowskich zaś przerażenie postawą Polaków. Żydzi bowiem co do Niemców i Ukraińców złudzeń nie mieli, ale co do swoich sąsiadów owszem, więc ich zdrada była najbardziej bolesna.

Są też relacje Polaków, którzy obserwowali likwidację tego getta – a właściwie mordowanie jego mieszkańców. Osiem tysięcy ludzi zapędzono do Sokołowa, a później wtłoczono w pociągi do Treblinki. Ale jeszcze na ulicach Węgrowa zamordowano tego samego dnia tysiąc osób. Część mieszkańców rzuciła się do rabowania trupów, wyrywania złotych zębów. Znikąd pojawiły się brygady polskiej Ochotniczej Straży Pożarnej, które wyszukiwały ukrywających się Żydów. Następnego dnia w okolicy nie było już Niemców i Ukraińców, a polscy strażacy i policjanci granatowi dalej wyciągali Żydów z kryjówek i mordowali. I tak przez trzy tygodnie.

Z różnymi wariantami takiego scenariusza mieliśmy do czynienia w Biłgoraju, Miechowie, Bochni, Frampolu, Działoszycach, Nowym Targu, Stoczku czy też Złoczowie. A są to dane z kilku tylko miast, na tle wielu opisanych. Choćby tylko z tej perspektywy widać, że część moich rodaków wzięła – niekiedy bez żadnej zachęty ze strony okupantów, udział w przyczynieniu się do zguby narodu żydowskiego. I wielu nadal nie jest w stanie przyjąć do wiadomości, że jakaś część z nas postąpiła w sposób nieludzki z jeszcze słabszymi ofiarami, z ludźmi będącymi na samym dnie nieszczęścia. W całej okupowanej Polsce dochodziło do masowych mordów, które później zostały starannie przysypane świadomą decyzją, ażeby je z pamięci wyeliminować.

Zastąpiono tę pamięć kultem Sprawiedliwych. Traktuje się te bohaterskie osoby w sposób instrumentalny, żeby zdusić rozmowy o złu, jakie się wydarzyło. Choć oczywistym jest, że nie wszyscy Polacy niosący Żydom pomoc zostali odznaczeni, że było ich więcej; że można powiedzieć, iż każdy Żyd, któremu się w Polsce udało przeżyć okupację na jakimś etapie, jakąś formę pomocy musiał uzyskać. Inna sprawa, że często była to pomoc jednorazowa, krótkotrwała bądź też sowicie opłacana. Nie było w tym zresztą nic złego, o ile ratujący Polak, dla którego niesienie pomocy było niezwykle niebezpiecznym, ale bardzo dochodowym zajęciem, dotrzymywał warunków umowy. Często, niestety, nie. Natomiast samo posługiwanie się liczbą Sprawiedliwych, jako formą kończenia dyskusji jest kompromitujące, tak jak i umniejszanie bohaterstwa i poświęcenia Sprawiedliwych. A przecież chodzi o to, aby podejść dojrzale do własnej historii, spojrzeć horrorom w twarz; żebyśmy zrozumieli, że historia Zagłady nie jest historią z happy Endem; że większość Żydów, którzy stracili życie po ucieczce z likwidowanych gett – a ich liczbę określono na 175 – 210 tys. – zginęła przy współudziale bądź też z rąk Polaków; i że szacunki te są zaniżone, bo nie uwzględniają ofiar sprzed wiosny 1942 r. Cdn.

Jak Polacy pomagali Żydom w czasie Zagłady?

wia181014Podobno jest światełko – rząd w Jerozolimie rozważa zaproszenie polskiej delegacji. Może pojedzie zespołu ds. dialogu prawno-historycznego z Izraelem. Może spotka się ze swym izraelskim odpowiednikiem? Więc ja się śpieszę i apeluję, i podpowiadam, żeby nie stało się coś podobnego jak z jeszcze premierem w Monachium (skandaliczne słowa i jeszcze bardziej czyn).

Art. 55a ustawa z dnia 26 stycznia 2018 r. o zmianie ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu…, stanowi: ust. 1. Kto publicznie i wbrew faktom przypisuje Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie (…) lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców tych zbrodni, podlega grzywnie lub karze pozbawienia wolności do lat 3. Wyrok jest podawany do publicznej wiadomości; ust. 2. Jeżeli sprawca czynu określonego w ust. 1 działa nieumyślnie, podlega grzywnie lub karze ograniczenia wolności; i ust. 3. Nie popełnia przestępstwa sprawca czynu zabronionego określonego w ust. 1 i 2, jeżeli dopuścił się tego czynu w ramach działalności artystycznej lub naukowej. Co prawda PiSowski Marszałek senatu mówił publicznie, że ustawa ta, mimo że uchwalona przez polski parlament i podpisana przez jeszcze prezydenta, do czasu wypowiedzenia się na jej temat przez nielegalny TK, nie działa. Ale że z władzą PiS nigdy nic nie wiadomo, upubliczniając poniższy tekst, jestem już spakowany i gotowy do spędzenia za kratami 3 najbliższych lat. Tyle bowiem grozi za… szkalowanie Polski i Polaków, a ani artystą, ani naukowcem nie jestem.

Historycy zazwyczaj spierają się nie tyle o fakty, co o ich interpretację. Jednak w przypadku stosunków polsko-żydowskich w czasach Zagłady istnieje też spór o fakty, gdyż historia Zagłady stanowi najbardziej drażliwy punkt w polskiej historii i zarazem jedyny, nad którym Polacy i polskie władze nie mają kontroli. Generalnie rzecz ujmując, dzieje naszego kraju wzbudzają w świecie bardzo ograniczone zainteresowanie, poza tym jedynym wyjątkiem, o którym rząd i nacjonaliści chcieliby mówić jak najmniej. A w tej sprawie istnieją dwa zestawy faktów. Jeden – wykładany w szkołach, wchodzący do oficjalnego obiegu w Polsce, w który społeczeństwo wierzy – oparty na męczeństwie narodu polskiego oraz na poświęceniu Sprawiedliwych. Drugi to narracja światowa, w której obok Sprawiedliwych widać inne postawy – tłumy ludzi, którzy Żydom życzyli źle, którzy na żydowskiej krzywdzie chcieli się dorobić, a niektórzy dorobili.

Dziś widać dążenie do stłumienia niezależnych na ten temat badań i narzucenie społeczeństwu narodowo-nacjonalistycznej interpretacji tych faktów. Natomiast ja czuję się w obowiązku do jak najpełniejszego poznania prawdy o przeszłości i to w oparciu o jak najstaranniej rozpoznaną podstawę źródłową. Sięgam więc do uznanych historyków.

Z prawie 3 mln Żydów okupację niemiecką przetrwało zaledwie ok. 1,6%, więc ich świadectwo jest szczególnie wyjątkowe. I dlatego historycy z Centrum Badań nad Zagładą Żydów analizują te świadectwa, ale też cały zestaw innych źródeł: niezwykle bogate zasoby powojennych sądów, w których pojawiają się zeznania i przesłuchania Polaków oskarżonych o kolaborację z Niemcami, świadków i uczestników tych wydarzeń, wywiady „w terenie”, od świadków tragedii żydowskiej, do której przyczynili się Polacy, dokumenty administracji najniższego szczebla, w tym akta miejskie, gminne, sołeckie, samorządowe, też źródła niemieckie. Konfrontując ze sobą wszystkie te świadectwa, można ujrzeć głęboki wymiar tego, co zdarzyło się w czasie Zagłady. Cdn.

Jak Polacy pomagali Żydom w czasie Zagłady?

wia181014Podobno jest światełko – rząd w Jerozolimie rozważa zaproszenie polskiej delegacji. Może pojedzie zespołu ds. dialogu prawno-historycznego z Izraelem. Może spotka się ze swym izraelskim odpowiednikiem? Więc ja się śpieszę i apeluję, i podpowiadam, żeby nie stało się coś podobnego jak z jeszcze premierem w Monachium (skandaliczne słowa i jeszcze bardziej czyn).

Art. 55a ustawa z dnia 26 stycznia 2018 r. o zmianie ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu…, stanowi: ust. 1. Kto publicznie i wbrew faktom przypisuje Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie (…) lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców tych zbrodni, podlega grzywnie lub karze pozbawienia wolności do lat 3. Wyrok jest podawany do publicznej wiadomości; ust. 2. Jeżeli sprawca czynu określonego w ust. 1 działa nieumyślnie, podlega grzywnie lub karze ograniczenia wolności; i ust. 3. Nie popełnia przestępstwa sprawca czynu zabronionego określonego w ust. 1 i 2, jeżeli dopuścił się tego czynu w ramach działalności artystycznej lub naukowej. Co prawda PiSowski Marszałek senatu mówił publicznie, że ustawa ta, mimo że uchwalona przez polski parlament i podpisana przez jeszcze prezydenta, do czasu wypowiedzenia się na jej temat przez nielegalny TK, nie działa. Ale że z władzą PiS nigdy nic nie wiadomo, upubliczniając poniższy tekst, jestem już spakowany i gotowy do spędzenia za kratami 3 najbliższych lat. Tyle bowiem grozi za… szkalowanie Polski i Polaków, a ani artystą, ani naukowcem nie jestem.

Historycy zazwyczaj spierają się nie tyle o fakty, co o ich interpretację. Jednak w przypadku stosunków polsko-żydowskich w czasach Zagłady istnieje też spór o fakty, gdyż historia Zagłady stanowi najbardziej drażliwy punkt w polskiej historii i zarazem jedyny, nad którym Polacy i polskie władze nie mają kontroli. Generalnie rzecz ujmując, dzieje naszego kraju wzbudzają w świecie bardzo ograniczone zainteresowanie, poza tym jedynym wyjątkiem, o którym rząd i nacjonaliści chcieliby mówić jak najmniej. A w tej sprawie istnieją dwa zestawy faktów. Jeden – wykładany w szkołach, wchodzący do oficjalnego obiegu w Polsce, w który społeczeństwo wierzy – oparty na męczeństwie narodu polskiego oraz na poświęceniu Sprawiedliwych. Drugi to narracja światowa, w której obok Sprawiedliwych widać inne postawy – tłumy ludzi, którzy Żydom życzyli źle, którzy na żydowskiej krzywdzie chcieli się dorobić, a niektórzy dorobili.

Dziś widać dążenie do stłumienia niezależnych na ten temat badań i narzucenie społeczeństwu narodowo-nacjonalistycznej interpretacji tych faktów. Natomiast ja czuję się w obowiązku do jak najpełniejszego poznania prawdy o przeszłości i to w oparciu o jak najstaranniej rozpoznaną podstawę źródłową. Sięgam więc do uznanych historyków.

Z prawie 3 mln Żydów okupację niemiecką przetrwało zaledwie ok. 1,6%, więc ich świadectwo jest szczególnie wyjątkowe. I dlatego historycy z Centrum Badań nad Zagładą Żydów analizują te świadectwa, ale też cały zestaw innych źródeł: niezwykle bogate zasoby powojennych sądów, w których pojawiają się zeznania i przesłuchania Polaków oskarżonych o kolaborację z Niemcami, świadków i uczestników tych wydarzeń, wywiady „w terenie”, od świadków tragedii żydowskiej, do której przyczynili się Polacy, dokumenty administracji najniższego szczebla, w tym akta miejskie, gminne, sołeckie, samorządowe, też źródła niemieckie. Konfrontując ze sobą wszystkie te świadectwa, można ujrzeć głęboki wymiar tego, co zdarzyło się w czasie Zagłady. Cdn.

Ideologiczna wiedza…

wia181014Matka uczennicy kl. VI gimnazjum, jednej z dwójki uczniów nieuczęszczających na lekcje religii w całej szkole, wskazała na zadanie domowe z języka polskiego, jakie otrzymała jej córka, twierdząc jednocześnie, że nie godzi się na takie prace domowe: Lekcja: Części mowy – odmiana przez przypadki. Polecenie: Napisz w 4 wersach własną modlitwę na rozpoczęcie dnia. Pozwoliła więc córce nie odrabiać tego punktu pracy domowej, choć rozważała inną interpretację tego domowego zadania. Jednakże definicja słowa modlitwa – w stu procentach religijna, umocniła Ją we wcześniej podjętej decyzji.

Gdzie jest granica między nauką a religią? Zdaję sobie sprawę, że religia jest nieodzownym elementem naszego społeczeństwa, naszej kultury. Ale ta modlitwa na zajęciach była omawiana nie tylko z punktu widzenia językowego, ale też nakazano uczniom napisać swoją własną modlitwę.

O naruszaniu świeckiego charakteru szkoły można pisać książki. To nie kwestia systemu, a podejścia społeczeństwa do tych, którzy nie są katolikami i się z tym nie kryją. Dziecko tej kobiety spotkało się nie tyle z wrogością, co z nachalną ciekawością koleżanek. Otwarcie mówiło: – My w domu nie wierzymy w Boga, nie chodzimy do kościoła, nie obchodzimy świąt. I słyszało pytania: – A gdzie bierzecie ślub? Gdzie są groby ludzi, którzy nie wierzą w Boga? Może się to wydawać błahe, ale czasem wydaje mi się, że niektórzy nie są w stanie przyjąć do wiadomości, że są ludzie, którzy są ateistami, że śluby bierze się też w urzędach stanu cywilnego. Wymieniać można długo. Córka tej Kobiety opowiadając o takich sytuacjach w szkole, mówiła: – Mamo, może ja zacznę chodzić na religię, bo nie chcę dłużej być wytykana. Była przejęta tym, że przez niechodzenie na religię jest w centrum uwagi, bowiem nie uczy się dzieci, że są inne wyznania; że nie wszyscy są katolikami.

Niektórzy twierdzą, że ta dziewczynka mogła podejść do sprawy kreatywnie i napisać modlitwę choćby do wójta. Ale wtedy jej tekst mógłby zostać odebrany jako obraza uczuć religijnych. Jak bowiem można zinterpretować inaczej piękny tekst kierowany do Boga? Żartować sobie z tego?

Nauczycielka konsekwencji z nieodrobionego zadania domowego nie wyciągnęła – odpuściła. Powiedziała tylko uczennicy, że podobne zadanie może trafić się jej na maturze. Szkoda tylko, że coraz częściej światopogląd bierze górę nad dyskutowaniem o faktach – tych potwierdzonych, zbadanych, trudno podważalnych. Na forach wśród matek krąży więcej podobnych historii. Znajdziecie i taki o nauczycielce, która przekonywała dzieci, że… antykoncepcja to zabicie dziecka, a spirala to poronienie, zaś kobieta, która bierze antykoncepcję, nie ma prawa nazywać się w tym momencie kobietą.

Znajdziecie tam też relacje dzieci. Wskazują na polecenia nauczycieli, opowiadają, co słyszą na zajęciach w szkole – o tym, że… aborcja niszczy życie i jest piekłem, że antykoncepcja to największe zło, że rozwód to kara boska. Wymieniać można długo.

Dla mnie najważniejsze jest to, by nie łączyć nauki ze światopoglądem. By nie stawiać niewierzących dzieci w trudnej sytuacji. By dzieci nie pytały: – Czy to źle, że ja nie wierzę? Nie, nie jest to złe! Tyle, że dziś w naszym społeczeństwie brakuje miejsca dla tych, którzy nie są katolikami.

Na koniec informacja z ostatniej chwili. Oto Fundacja Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu zorganizowała stypendium, które adresowane jest wyłącznie do „praktykujących katolików”. Uczelnia tłumaczy, że kryterium wyznania nie jest jedynym, które trzeba spełnić, by otrzymać stypendium; że konieczne są także odpowiednie wyniki w nauce i wiek poniżej 26 lat. Tylko nie wiadomo jak komisja stypendialna będzie weryfikować wiarę kandydatów: – Czy osoby ubiegające się o dofinansowanie są „praktykującymi katolikami? I przedstawiciel Fundacji nie potrafił rozstrzygnąć na czym będzie polegała wspomniana procedura. Oto Polska właśnie

Demokracja obywatelska cd.

wia181014Ponad rok temu Obywatele RP wystosowali do posłów apel o to, by korzystali ze swojego immunitetu dla ochrony protestujących atakowanych przez policję; by ukrócili bezprawną, niekonstytucyjną praktykę niewpuszczania przez Straż Marszałkowską obywateli do Sejmu. Wystarczy, by zaprosili tych, na których jest „zapis”, np. na posiedzenie sejmowej komisji; by pofatygowali się do Biura Przepustek i wprowadzili ich osobiście; by parlamentarzysta razem z protestującym trzymał transparent żądający wpuszczania obywateli na teren Sejmu; by składali interpelacje i zapytania poselskie w sprawie działań policji wobec demonstrantów. Np. bezprawnego wielogodzinnego pozbawiania wolności pod pretekstem legitymowania. By domagali się od szefa MSW i komendanta policji danych o takich praktykach i zajęcia oficjalnego stanowiska. A od ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego – danych o postępowaniach karnych wobec dysydentów. I zajęcia stanowiska wobec praktyk policji. By żądali dostępu do danych i dokumentów, których władza nie chce pokazać – do czego prawo daje im ustawa o wykonywaniu mandatu posła i senatora. By, za pośrednictwem swoich biur poselskich i senackich, udzielali pomocy prawnej osobom prześladowanym przez władzę za protesty; by domagali się wyjaśnień od policji i prokuratury w konkretnych sprawach; by zamawiali ekspertyzy prawne, na które przecież dostają pieniądze w ramach partyjnych dotacji (to może robić też partyjna opozycja pozaparlamentarna). Słowem: by wspierali obywatelski opór, wykorzystując swoje prawa i przywileje. A odzew na apel był i jest prawie żaden.

Niedawno apel o pomoc do parlamentarnej opozycji i organizacji prodemokratycznych skierowali wrocławscy Obywatele RP, nękani przez policję wielogodzinnymi „legitymowaniami”, przesłuchaniami i wnioskami o ukaranie: Stajemy w obronie podstawowych wolności i praw obywatelskich nas wszystkich. Jednym z nich jest prawo do pokojowego demonstrowania swoich poglądów. Rozumiemy, że nie każdy może przyjść i stanąć w naszej pikiecie. Chociaż taki gest miałby swoją wagę. Oczekujemy jednak jasnej deklaracji poparcia i wsparcia od wszystkich adresatów tego listu – posłów opozycji, partii politycznych, organizacji prodemokratycznych. Ale opozycja parlamentarna jest nader powściągliwa.

Symptomatyczna jest reakcja opozycyjnych partii na projekt Obywateli RP, by przed wyborami samorządowymi zorganizować prawybory. Wybory samorządowe są wielką szansą obrony konstytucyjnych wartości. To w gestii samorządu lokalnego – póki co – leży większość ważnych dla codziennego życia spraw. Od służby zdrowia, przez oświatę, kulturę, po drogi, budownictwo mieszkaniowe, w tym socjalne, pomoc społeczną, ekologię. Samorząd lokalny może naprawiać to, co psuć będzie władza centralna. W służbie suwerena Obywatele RP zaproponowali, by wszystkie prodemokratyczne organizacje i partie, które chcą w wyborach startować, utworzyły wspólną listę. I by kandydatów, którzy się na niej znajdą, wskazali wyborcy w prawyborach zorganizowanych tak jak normalne wybory. To – argumentowali – mogłoby zapobiec rozbiciu głosów wyborców niePiSu i dać szansę na zwycięstwo sił opozycyjnych. Ale znaczyłoby też, że nie partie, a wyborcy zdecydują, kto będzie reprezentował dane ugrupowanie. A tego partie nie chcą, obawiają się chaosu, przypadku, manipulacji wynikami. Mogą, owszem, przyjąć na swoje listy osoby popularne, lokalnych celebrytów lub nawet działaczy obywatelskich, by poprawić swój wizerunek i szanse w wyborach. Ale godzić się na rozległe społeczne konsultacje w prawyborach – jak widać – nie, bo żadna z partii nie wyraziła chęci rozmowy o prawyborach.

Ostatnie wybory parlamentarne pokazały, że zasada głosowania na kogokolwiek, byle przeciw PiS, nie daje już gwarancji zwycięstwa. A przynajmniej – nie działa to bezawaryjnie. I że polityka „partyjna” przeżywa wśród potencjalnych wyborców niePiSu głęboki kryzys. Może to w ogóle początek szerszego procesu odpartyjniania demokracji, a może nie. Ale póki co, naprzeciw zwartej formacji PiS mamy tylko słabnące partie, a one nas. Dlatego partie te i ugrupowania wyborcze powinne zmienić sposób działania i ściśle współpracować z ruchami obywatelskimi. Z poczuciem, że pełnią służebną rolę wobec obywateli, zwłaszcza tych, którzy działają na rzecz demokracji, praw i wolności – szczególnie. To by pomogło partiom odzyskać wiarygodność, a może i powszechną sympatię. To by zwiększyło szansę zwycięstwa nad PiS. I może być początkiem ulepszenia demokracji w Polsce tak, by była bardziej obywatelska.

Demokracja obywatelska

wia181014Szkoda, że Polska to nie USA, gdzie w Deklaracji Niepodległości stoi, iż… kiedy długi szereg nadużyć i uzurpacji zmierzających stale w tym samym kierunku zdradza zamiar wprowadzenia władzy absolutnej i despotycznej, to słusznym i ludzkim prawem i obowiązkiem jest odrzucenie takiego rządu oraz stworzenie nowej straży dla własnego i przyszłego bezpieczeństwa. A druga poprawka do Konstytucji USA daje każdemu prawo do noszenia broni – chyba z myślą o realizacji wcześniej przytoczonej zasady. No cóż, żal.

Jednak w europejskim konstytucjonalizmie nie ma tradycji obalania władzy siłą, a jedynie metodami demokratycznymi obowiązującymi w państwie prawnym, czyli poprzez wybór nowych władz. Ale z tym jest problem. No, bo na kogo warto oddać swój głos? Czym się kierować? Programami? Są, ale nazbyt ogólnikowe. Przywódcami ugrupowań wyborczych? Wszyscy mało porywający. Światopoglądem? Jestem za pluralizmem, ale ten zbyt często jest niespójny. Więc czym? Może współpracą ze społeczeństwem obywatelskim? Mi to pasi. Tyle, że kompletnie go brak, co uważam za największy grzech ugrupowań opozycyjnych. A to pogłębia proces alienacji tych partii, umacnia podział na „klasę polityczną” i resztę społeczeństwa.

Niestety, jest też kolejny problem z partiami opozycyjnymi – są mało wiarygodne, o czym m.in. świadczą: zakaz głosowania za rezolucją Parlamentu Europejskiego o nałożeniu na polski rząd sankcji za łamanie standardów demokracji; wybór awansem trzech przyszłych sędziów do Trybunału Konstytucyjnego; brak działań na rzecz realizacji postulatów równościowych (brak wniesienia do Sejmu ustawy o związkach partnerskich, o uzgodnieniu płci, o suwaku genderowym na listach wyborczych, o polepszeniu ochrony przed przestępstwami na tle nienawiści z powodu orientacji seksualnej, tożsamości płciowej, płci, wieku, niepełnosprawności, o przepisach poprawiających ustawę „równościową” i o świadomej prokreacji (nie udało się zgromadzić 15 podpisów pod projektem).

Na tle tych partii lepiej wypadają ruchy społeczne – walczą o sprawy, które są dla nich ważne, dotyczące bardziej wartości niż interesów: Obywatele RP, Strajk Kobiet, Obóz dla Puszczy, KOD oraz dziesiątki mniejszych, mniej głośnych organizacji i ruchów. Jak kilkuosobowa Akcja Demokracja, której udało się zorganizować wielotysięczne „Łańcuchy światła” w obronie sądów. Czy też 15 „kobiet z mostu”, które własnymi ciałami zablokowały idący (także pod rasistowskimi hasłami) Marsz Niepodległości. Są wiarygodnie, bo walczą o swoje ideały, nie odnoszą osobistych korzyści, za to płacą nieraz wysoką cenę – ich aktywiści są zatrzymywani, inwigilowani, czasem atakowani fizycznie, stawiani przed obliczem sądu.

Parlamentarna i pozaparlamentarna opozycja może się uwiarygodnić, pokazując, że – jak ruchom społecznym, na wartościach demokratycznego społeczeństwa i państwie prawa zależy jej bardziej niż na własnym interesie. Powinna wyjść poza partyjny egoizm i przestać kombinować bez przerwy, czy to, co zrobi, doda czy ujmie jej głosów. Przestać wykorzystywać obywatelskie protesty do wyrywania się na scenę, by zdobyć punkty u publiczności – nie pasożytować, ale wspierać. Partie mogą realnie pomóc protestującym obywatelom, ponieważ parlamentarzyści mają wiele innych uprawnień, nie tylko wnoszenie projektów ustaw, głosowanie i składanie interpelacji. Co z tego, kiedy z nich nie korzystają. Cdn.

Kolejna obiecanka…

wia181014Na przyjęcie tej ustawy czeka gdzieś około 1,7 mln Polaków – użytkowników wieczystych. Obiecał ją PiS. Miała obowiązywać od ponad roku. Nie obowiązuje. O tym, że rząd pochyli się nad użytkowaniu wieczystym gruntów – po raz pierwszy usłyszeliśmy tuż po przejęciu władzy przez PiS: przekształcenie użytkowania wieczystego w pełną własność.

Ustawa miała wejść w życie 1 stycznia 2017 r., a nadal nie została nawet zatwierdzona przez rząd. Ba, nie była nawet przedmiotem pracy Rady Ministrów. Pierwotnie pomysł nie przypadł do gustu samorządom, które miały stracić część dochodów. Po wprowadzeniu do projektu zmian Komisja Wspólna Rządu i Samorządu Terytorialnego wydała pozytywną opinię zapisom projektu.

I nadal nic – wciąż leży w Komitecie Stałym Rady Ministrów (ostatni raz ktoś się nią zajmował 25 października 2017 r.) – w rządowej zamrażalce. Po niedawnej rekonstrukcji rządu, odpowiedzialność za ten projekt przejęło Ministerstwo Rozwoju. O ile PiS zdecyduje się „odmrozić” prace użytkownicy wieczyści staną się właścicielami, ale będą musieli za to zapłacić z własnej kieszeni.

W sytuacji, w której lokale są wykorzystywane jedynie do celów mieszkalnych, konieczne będzie płacenie przez 20 lat opłaty za przekształcenie prawa własności. Jej wysokość będzie równa wysokości podatku uiszczonego w roku poprzedzającym wejście regulacji w życie. Jeśli w lokalu prowadzona jest działalność gospodarcza, będą to 33 raty.

W sytuacji decyzji o jednorazowej spłacie zobowiązania, będzie można liczyć na 50% „zniżki”. Automatycznie dostaną ją wszyscy, których budynki stoją na ziemi Skarbu Państwa. Samorządowcy będą mogli o niej decydować arbitralnie. Opłaty oraz dowolne udzielanie bonifikat przez samorządy ma być rekompensatą za utratę wyższych dochodów podatkowych przez gminy.

Ustawa żywo interesuje również deweloperów. Prawo użytkowania wieczystego zamiast pełnej własności niejednokrotnie odstrasza klientów od kupowania mieszkań. Opóźnianie przyjęcia zmian może znacząco zwiększyć ich koszt dla obywateli. Co trzy lata właściciele gruntów mogą podnosić wysokość podatku. Im później politycy „uwłaszczą” Polaków, tym więcej gmin będzie mogło podnieść do maksymalnej stawki opłaty za użytkowanie wieczyste. Ustawa miała zmienić życie milionów Polaków, a wyszło jak zwykle. To PiS właśnie!

Budżetowe głosy wyborcze…

wia181014Dziwicie się i pytacie skąd takie poparcie dla PiS? To ja Wam powiem. Z budżetu państwa! Z politycznego klientelizmu – kupowania poparcie społecznego za pieniądze z budżetu. Oto, jeśli obywatel dostanie coś od władzy, to się jej odwdzięczy i w kolejnych wyborach właśnie na nią zagłosuje. Proste?

Może nie wszyscy pamiętają znamienne socjalistyczne hasło, że… o wszystkim decydują kadry! Dziś też! To one – aparat partyjny, staje się zasadniczym beneficjentem wyborczego zwycięstwa: stanowiska w administracji, fuchy w spółkach skarbu państwa, możliwość załatwienia rodzince lukratywnego kontraktu itp. itd.

A wyborcom trzeba „podziękować” i zapewnić przychylność kolejnych wyborców w następnych wyborach: 500 plus; 10 tys. zł emerytom i rencistom górniczym za „utracone” deputaty węglowe, z możliwością poszerzenia tej grupy o wdowy i sieroty po górnikach niebędących emerytami i rencistami, ale pracownikami; oddłużenie rolników – podwyższenie maksymalnej kwoty należności, jaką będzie można umorzyć z urzędu rolnikowi bez zgody ministra finansów, nawet do ponad 40 tys. zł z Fundusz Restrukturyzacji i Oddłużania Rolnictwa rolnikowi, który wylegitymuje się pechem graniczącym z nieszczęściem lub klęską żywiołową; ustawa umarzająca kredyty mieszkaniowe w złotówkach starego portfela – jeśli ktoś spłaci szybko kapitał, to odsetki zostaną mu umorzone (nie dotyczy „frankowiczów”); podniesienie uposażeń dla wojska i służb mundurowych oraz w instytucjach państwowych; mieszkanie plus i inne plusy; wsparcie państwa w dociepleniu domów – ustawa o termomodernizacji budynków jednorodzinnych; wreszcie danie jakiegoś bonusu ubogim emerytom i rencistom i może coś tam, coś tam, co pominąłem.

Wystarczy sobie uprzytomnić ilu wyborców stało się beneficjentami tych budżetowych poczynań pod hasłem sprawiedliwości społecznej i odpowiedź na postawione na początku pytanie macie gotową.

Jeśli dodacie do tego sprawy godnościowe: Niemiec i Żyd nie będzie pluł nam w twarz, a Kacap kacapił, Unia i Ameryka nam nie podskoczy; głowę i sztandar niesiemy dumnie i wysoko – my patrioci, „wyklęci”, husarze, spadkobiercy Katynia i Smoleńska; gwiazdy i przedmurze chrześcijaństwa, to wiemy już wszystko…, czyli nic do końca…

Program 500 plus, plus…

wia181014Jak tylko aktualny premier ku chwale wielkiej Polski nim został, a Broszkę – pierwszoligowego zawodnika biało-czerwonej drużyny, posunięto na odcinek społeczny, to żeby nowa fucha aktualnej wicepremierzycy zyskała umocowanie prawne i nie jęczano, że PiS gwałci porządek konstytucyjny, ukazało się zarządzenie w sprawie Komitetu Społecznego Rady Ministrów, a w nim, że przewodniczącą komitetu jest Broszka; że pobierać będzie pensję wicepremiera (ok. 200 tys. zł na rok); i że Komitet będzie się zbierał w terminach przez nią określonych. Przewodnicząca natychmiast po nominacji z euforią ogłosiła, że wnet przedstawi plan działań prospołecznych i nowe inicjatywy.

Minął kawał czasu, a ani planów, ani inicjatyw nie widać i nie słychać o nich, zaś komitet, ponoć niezmiernie ważny organ doradczy Rady Ministrów, nie zebrał się ani razu. Ale Broszka służbę społeczną odstawia – za budżetowe, czyli nasze, pieniądze, pielgrzymuje po głębokim terenie i już prowadzi samorządową kampanię wyborczą.

Trafiła i do Leszna. I dawaj obiecywać jak to ma w zwyczaju. – Program 500 plus będzie kontynuowany, a jeśli koniunktura gospodarcza pozwoli, w przyszłości można pomyśleć o jego rozszerzeniu i wtedy świadczenie będzie przysługiwać na każde, także na pierwsze dziecko. Nagrodzono ją frenetycznymi brawami.

Ale już następnego dnia nowy szef gabinetu politycznego pana premiera, tłumaczył, że wicepremierzyca przedstawiła jedynie swój pogląd, a premierowi nic nie wiadomo o planach zwiększenia grona beneficjentów programu „500 plus”. Ot taki drobny zgrzyt. Ale pamiętajmy, że PiS, wysyłał Broszkę, aby szydełkowała na prowincji, za pieniądze podatników – rozpoczęło kampanię wyborczą do samorządów. To kolejne genialne posunięcie naczelnika-prezesa-zwyczajnego posła, obliczone nie tylko na zdobycie miast i miasteczek, ale i na uzyskanie w Sejmie większości uprawniającej do zmiany Konstytucji.

Plan jest taki: Broszka pielgrzymując, przytrzymuje socjalną część elektoratu, nowy premier podbija serca liberałów, a Antek, co ma we zwyczaju, zakłada nową partię albo korzysta z uprzednio utworzonych przez siebie struktur organizacyjnych – a jest ich sporo i niektóre wciąż dychają (np. Ruch Katolicko-Narodowy – który przyciąga młodych patriotów uroczyście obchodzących urodziny Hitlera i rocznicę wybuchu powstania warszawskiego). Po czym wraz ze swym patriotycznym ugrupowaniem przystępuje do Zjednoczonej Prawicy, która w ten sposób urośnie w siłę, bo będą ją tworzyć już cztery partie. Dzięki tym manewrom PiS uzyska tak miażdżącą większość w Sejmie, że nie tylko zmieni Konstytucje na swój obraz i podobieństwo, ale i będzie mogło naczelnika–prezesa-zwyczajnego posła obwołać królem wszechświata.

Dla realizacji tego ambitnego plany Komitet Społeczny Rady Ministrów w ogóle nie musi się zbierać, bowiem jego rola nie polega na odbywaniu bezpłodnych nasiadówek. Przeznaczony jest do wyższych celów…

Nieograniczony handel… Cd.

wia181014Z początkiem marca wchodzi w życie ustawa o ograniczeniu handlu w niedziele. Sieci i galerie kombinują jak sobie z tym poradzić. Pomysły Biedronki zaprezentowałem w poprzednim wpisie. Dziś kolejne przykłady.

Za Biedronką podąża Lidl Polska – testuje nowy system pracy, który pozwala pracownikom sklepów na rozpoczynanie poniedziałkowej zmiany tuż po godz. 5.00 rano. W soboty część sklepów ma być otwarta o godzinę dłużej niż obecnie, czyli do godz. 22:00. Dla pracowników oznacza to o 2 godziny dłuższą niż obecnie pracę w ten dzień. Zazwyczaj bowiem opuszczają sklepy godzinę po zamknięciu ich dla klientów.

Ciekawy jest też pomysł sieci Top Secret o showroomach, zgodnie z którym będziemy mieli prawdziwe „galerie handlowe” w niedzielę – pooglądamy, podotykamy, przymierzymy a kupimy w internecie. Tu pracodawca też wykorzysta możliwości, które daje im Kodeks pracy.

Części centrów handlowych będzie otwarta w niedzielę, bowiem nie wszystkich najemców galerii handlowych będzie obowiązywał zakaz handlu. Więc mimo zakazu w niedziele będzie można wybrać się w Warszawie m.in. do Arkadii, Galerii Mokotów, Galerii Wileńskiej i CH Ursynów. Funkcjonuje tu wielu operatorów, którzy nie są sklepami i nie są objęci ustawą. To decyzja najemców, którzy zadecydują, czy będą chcieli być otwarci w tych dniach.

Podobnie mają się sprawy w Poznaniu. Np. Galerii Malta, która jest nie tylko centrum handlowym, ale też miejscem sportowych i kulturalnych aktywności. Są i będą one dostępne również w niedziele: Multikino, klub Malta Squash, Escape Room oraz klub Fitness, a także kafejki i restauracje.

Poczta Polska – Spółka, nawet nie kryje, że zamierza zarobić na zakazie handlu w niedzielę. Od marca dostępne będą słodycze, zabawki i książki. Pojawią się też artykuły sezonowe i okolicznościowe. W ponad 200 placówkach w galeriach handlowych i w całodobowych urzędach w całej Polsce będzie można kupić też artykuły biurowe i papiernicze, ale żywności nie będzie. Nie oznacza to jednak, że wszystkie placówki Poczty będą czynne. O tym ma decydować rachunek ekonomiczny i właściciele galerii.

Ustawa o zakazie handlu w niedziele przewiduje wyjątki, a jednym z nich są właśnie sklepy przy stacjach paliw. W ten sposób zakaz handlu może napędzić obroty Intermarche i Orlenowi.

Sieć Intermarche nie dość, że ma własne małe sklepiki i często stoją one w pobliżu większych supermarketów, będzie otwierać stacje benzynowe pod swoim szyldem przy każdym supermarkecie, przy którym tylko znajdzie się na nie miejsce. Już otworzyło w Polsce 63 stacje benzynowe. Np. nowa – 63, stacja w Rawie Mazowieckiej ma być otwarta od poniedziałku do niedzieli w godz. 6-22. Przy stacji działa również sklepik o powierzchni 71,25 m2, oferujący klientom blisko tysiąc produktów, w tym artykuły spożywcze i przemysłowe, papierosy, alkohol oraz akcesoria motoryzacyjne, a także kącik bistro z kawą oraz ofertą fast-food. A ma jeszcze w tym roku zamiar uruchomienia kilka takich obiektów.

Ale na zakazie handlu najwięcej ugrać może Orlen, który „zbroi” swoje sklepy przy stacjach benzynowych. Planuje zajmować się w najbliższej przyszłości m.in. sprzedażą hurtową mięsa i wędlin, alkoholi i napojów bezalkoholowych, wyrobów tytoniowych, cukierniczych, sprzętu RTV i AGD, kosmetyków, farmaceutyków a nawet obuwia i biżuterii. Takie m.in. rodzaje działalności wpisano w projekty uchwał dla akcjonariuszy koncernu, które już zostały przejęte. Wkrótce więc będzie można kupić tam nie tylko akcesoria samochodowe i produkty spożywcze, ale nawet elektronikę i obuwie.

No, jestem ciekaw, kto tu kogo przechytrzy. Ale intuicja mi podpowiada, że Pisiaki chcąc zrobić dobrze pannie „S” i „rodzinom”, źle robi większości obywateli. Czyli jak to zwykle bywa, chęci chęciami a rzeczywistość zaskrzeczy…