Nauka wiary w szkole cz. 3

SONY DSCChwytacie się koła ratunkowego – etyki, jako alternatywnej dla religii lekcji zagwarantowanej prawem. No to posłuchajcie.  

Na zajęcia z etyki, jeśli już są, czeka się po kilka godzin, zależy od planu lekcji. Planowane są po 15:00. Uczy jej osoba, która akurat ma okienko, najczęściej bez odpowiednich kwalifikacji. Klasa? Po co cała sala dla tak małej grupki chętnych. Wystarczy jakiś mały pokoik. W tej sytuacji rezygnacja z tych zajęć przez uczniów, a nawet napalonych na nie rodziców, nie może dziwić. I wtedy okazują się zbędne (sic!).

Przepytano prawie 2100 osób – nauczycieli, rodziców i dzieci. Niecałe 40% odpowiedziało, że etyki nie było w pierwotnym planie zajęć 1 września. Kiedy już się pojawiła, to najczęściej wczesnym rankiem lub późnym popołudniem. Ponad jedna trzecia uczniów musiała czekać na etykę kilka godzin po zajęciach. 57% odpowiedziało, że szkoła informuje o możliwości chodzenia na takie lekcje, ale można odnieść wrażenie, jakby dyrekcja do tego zniechęcała. Kilkoro dzieci to za mało, żeby stworzyć grupę do nauki etyki – słyszy rodzić. Dyrekcja rozkłada ręce – rozporządzenie MEN wymaga co najmniej siedmiu osób, by ruszyć z zajęciami. Więc dzieciaki lekcje religii muszą przeczekiwać gdzie się tylko da.

Kilka przykładów.

  • Oto szkoła, w której etyka była w planie lekcji od początku roku. Po pierwszych zajęcia, dziewczynka usłyszała od Pani, że już nie musi na nią chodzić, że to będzie dla niej lepsze, bo na etyce siedzą sami niegrzeczni chłopcy. Zrezygnowała.
  • Ina po pierwszych zajęciach wraca zachwycona. Opowiada, że przez godzinę rozmawiali o zwierzątkach. Kto w klasie ma psa, a kto kota i jak się nazywają. O etycznym traktowaniu zwierzaków czy adopcji ze schronisk już nie. Kolejne zajęcia mają dotyczyć praw kobiet. Ale później przychodzi seria zastępstw i odwołanych lekcji.
  • Rodzic zapytał dyrekcję, czy jest możliwość zapisania dziecka na etykę. Po jakimś czasie dostaję wiadomość od księdza – ten pyta, czy córka nie chciałaby chodzić na etykę, bo pani dyrektor poprosiła go o poprowadzenie takich zajęć.
  • I ostatni. Polonista, w zasadzie bez uprawnień do prowadzenia zajęć z etyki, bowiem przepisy mówią jasno, że trzeba mieć przynajmniej podyplomówkę z etyki lub filozofii, wyraża chęć ich poprowadzenia, gdyż na studiach polonistycznych miał zajęcia z filozofii i etyki literatury – myślał, że z etyką będzie jak z językiem polskim. Przychodzi do szkoły, dostaje gotowy plan zajęć, grupę, a potem prowadzi lekcje. Po pierwszych dwóch tygodniach września zapytał dyrekcję, kiedy będzie ta etyka. – „Ustalimy to później” – usłyszał. Czeka miesiąc. Znowu pyta. – „Niech pan poczeka, nie spieszy nam się” – brzmi odpowiedź. A potem pani wicedyrektor wyraża zdziwienie, że nauczyciel etyki nie zebrał jeszcze grupy, więc rusza po salach. Zapisuje się 16 osób. Na pierwsze zajęcia przychodzi jedna, na drugie – troje. Etyka jest od 14:45 do 16:30, dzieciakom nie chce się czekać. Nauczycielowi też. Dyrekcja nie widzi problemu, ocenia, że najwyraźniej uczniów nie interesują te zajęcia.

Etyki nie ma. Szkoła kompletnie nie radzi sobie z organizacją zajęć dla dzieci nie chodzących na religię. Co robią niewierzący uczniowie w okienku w zajęciach? Idą do biblioteki albo snują się po szkole i grają na telefonach.

MEN nie podaje, jak szkoły radzą sobie z zapewnieniem dzieciom możliwości nauki etyki. Interweniował nawet Rzecznik Praw Obywatelskich. Na swojej stronie pisze: – Gromadzenie tych danych przez MEN jest konieczne, by móc ocenić, jaka jest rzeczywista dostępność lekcji religii mniejszościowych i etyki. Resort nie prowadzi takich statystyk, co uzasadnia obawą przed nieuprawnionym przetwarzaniem danych osobowych. RPO uznaje to za bezzasadne. Cdn.

Nauka wiary w szkole cz. 2

SONY DSCJeśli uczeń nie może przyjść do kościoła, kościół przyjdzie do niego:

Zdarzy się tak, o czym pisałem już wczesnej, że rekolekcje organizowane będą w szkole, spowiedź w salach lekcyjnych, a msza w sali gimnastycznej.

Przecież wg danych z badań 18% szkół współorganizuje pielgrzymki, w 15% odbywają się Dni Papieskie,a do 32% placówek na uroczyste okazje zaprasza się osoby duchowne, by wygłosiły przemówienia. Tak, 71% badanych styka się w szkołach z symboliką katolicką. Połowa badanych przyznaje, że przed Bożym Narodzeniem w trakcie lekcji odbywają się próby do jasełek – niekoniecznie prowadzone przez katechetę.

Na dodatek ok. dwóch tysięcy publicznych placówek oświatowych nosi imię Jana Pawła II lub innego świętego katolickiego. W statutach tych szkół wpisuje się, że dzieci wychowywane są zgodnie z nauką papieską; że uroczystość Dnia Patrona jest związana z wyjściem na mszę lub przynajmniej apelem, na którym przyjmowani są z atencją dostojnicy kościelni. Korytarze szkolne obwieszone są religijnymi komunikatami czy dewocjonaliami oraz gablotami tematycznymi nauczyciela religii. Akcje „Różaniec w szkole” odbywaj się w sali gimnastycznej. Organizuje się spotkanie z biskupem. Ksiądz odmawia modlitwę przed rozpoczęciem egzaminu maturalnego.

Na koniec tej wyliczanki wskażę jeszcze tylko na stanowisko jednej z kuratorek oświaty. Wystąpiła, a jakże, w obronie neutralności ideologicznej szkół, tyle że jej apel nie dotyczył modlitw w trakcie lekcji czy wizyt biskupów w szkołach, lecz „Tęczowego Piątku” i organizacji imprez halloweenowych. Chodziło o przekonanie dyrektorów o szkodliwości organizowania imprez na rzecz środowisk LGBT czy tych, które nie wpisują się w kalendarz chrześcijańskich świąt. Napisała: – Szkoła (…) nie może być przekształcana w miejsce indoktrynacji dzieci i młodzieży poglądami jednej ze stron sporu światopoglądowego. Cdn.

Nauka wiary w szkole

SONY DSCReligia w szkole

Jesteście areligijni i macie dzieci w wieku szkolnym. Chcecie je wychowywać w tym samym duchu z pomocą lub nie dzisiejszej szkoły na wszystkich jej poziomach. Nic z tych rzeczy.

Dzisiejsza szkoła jest zgromadzeniem religijnym, środowiskiem wiary – tak to odbieram. A to dlatego – uzasadniają decydenci, że wg danych GUS 91,9% Polaków deklaruje przynależność do Kościoła katolickiego, zaś ateiści i agnostycy to zaledwie 3,1%. A postulat świeckości państwa mają w swym programach raczej marginalne tylko ugrupowania: Inicjatywa Polska Barbary Nowackiej, coś tam „N” i Biedroń. Ale jak na razie efekty tego są mierne, tak jak i apele o neutralność religijną szkoły i organizowanych w niej uroczystości.

Więc w tej szkole Wasze dziecko, kiedy pozostałe będą śpiewać pieśni religijne, będzie tego słuchać, czasem dośpiewa, czasem będzie się nudzić. A zazwyczaj nie ma wyjścia – musi brać udział w różnego rodzaju próbach kościelnych przedstawień i obrzędów, być świadkiem spowiedzi odbywanych w klasach lekcyjnych, czy celebrowania mszy w salach gimnastycznych. Ale to jeszcze nic. Katecheta może Wasze dziecko wobec pozostałym dzieciom nazwać satanistą i ostrzec ich rodziców aby nie dostały się pod wpływ złego – Waszego dziecka.

Tak, w polskiej publicznej szkole miejsca dla ateisty po prostu nie ma. Uczniowie, również ci niewierzący, słyszą często piosenki Arki Noego – popularnego kościółkowego zespołu, a na godzinie wychowawczej oglądają próby jasełek, zaś na akademiach słuchają biskupich mów i pouczeń. Zamiast Halloweeni będą mieli zorganizowany Dzień Aniołków, w którym przebrani za aniołki uczniowie chodzą podczas lekcji od klasy do klasy, rozdają cukierki i śpiewają piosenkę wspomnianego wcześniej zespołu: – Kto się nawróci, ten się nie smuci: Każdy święty chodzi uśmiechnięty. Tylko nawrócona jest zadowolona. Każda święta chodzi uśmiechnięta…

Szkoły, a jakże, organizują uczniom czas nawet poza budynkiem szkolnym. Jak jest ważne święto, to szkoła wychodzi do kościoła na mszę (wskazuje na to ponad 60% badanych) Rekolekcje adwentowe i inne wydarzenia związane z religią są organizowane zamiast lekcji (wskazuje na to 46% badanych). Już na początek roku szkolnego możecie otrzymać informację, że dzieci mają być na obchodach 11 listopada: – Oczekuje się 100% frekwencji, a w przypadku nieobecności prosi się o rzetelne usprawiedliwienie – przeczytacie w piśmie od dyrekcji Szkoły, w którym zamieszczony będzie też program tej uroczystości, a w nim m.in. poświęcenie pomnika św. Jana Pawła II i jakiejś jeszcze błogosławionej oraz msza w kościele. Dziecko Wasze trafić może na: „Milion Dzieci Modli się na Różańcu” – akcji organizowanej przez Papieskie Stowarzyszenie Pomocy Kościołowi, więc nauczyciele pójdą z uczniami do kościoła, a dzieci nie chodzące na religię zostaną w świetlicy i będą się nudzić. Pytania do dyrekcji szkoły: – Dlaczego obowiązkiem zaprowadzenia uczniów do kościoła i opieki nad uczniami zostają obciążeni nauczyciele, którzy powinni prowadzić lekcje z przedmiotów dydaktycznych? Możecie słać na Berdyczów. Cdn.

Przesiadka…

SONY DSCPolitycy PiS mają je powtarzać jak katarynki i powtarzają w kółko te same zdania. To efekt partyjnych „przekazów dnia” rozsyłanych politykom – dostają do zapamiętania zdania i opinie co kilka dni i je publicznie wypowiadają przy każdej nadarzającej się okazji.

Taki przekaz z 20 lutego nakazywał m.in.: – Koalicja Europejska to egzotyczna koalicja, zbudowana na strachu przed PiS, która będzie starała się nas wciągać w emocjonalne, agresywne starcia. To pospolite ruszenie – PO tworzy „koalicję strachu” by połykać „przystawki”. A „Wiosna” Roberta Biedronia? – Biedroń mówi o chęci zakończenia wojny, a sam chce otwierać jej nowy rozdział, wojnę na światopoglądy i wojnę religijną. A Rząd, a PiS? – Na tle PO i „Wiosny”, to ludzie, których… znakiem firmowym jest wiarygodności i dotrzymywanie obietnic.

Było coś w nim też i o tym jak komentować sondaże wyborcze. Ale nie o to chodzi, że tak się robi politykę. Tak czynią też partie opozycyjne, w tym i te, z którymi w jakiś tam sposób sympatyzuję, bowiem czasowo gotów jestem zaakceptować wszystko, co wykopie PiS na aut.

W tym właśnie celu tak mocno, w tak wielu wpisach, optowałem za zjednoczeniem całej opozycji, jako na to jedynej szansy. I to się dokonało, choć bez „Wiosny”. Martwi mnie to, ale daję sobie odbój – chwilę odpoczynku od bieżącej polskiej partyjnej polityki. Nie będę nawet komentował najnowszych pisowskich wyborczych obiecanek, wiem bowiem, że moi czytelnicy nie dadzą się na nie nabrać, a sam przesiądę na swego drugiego konika – na Kościół i religię.

Co jednak nie znaczy, że jeśli coś mnie wyjątkowo wkurzy nie powrócę na tego pierwszego. Ale przez nadchodzący tydzień postaram się wytrzymać. Wsiadam więc na… naukę wiary w oświacie i pedofilę w Kościele.

Problem z libido cd.

wia181014Słowo na handlową niedzielę

Uwaga wstępna: sexy mama, która w miesiąc po porodzie wraca do pełnej formy to mit, ale wierzy w niego wiele młodych matek. Efektem tego jest to, że coraz więcej kobiet nabiera kompleksów z powodu dodatkowych kilogramów, rozstępów, zmian w wyglądzie części intymnych czy pełniejszych piersi, jakie pojawiają się po urodzeniu dziecka.

No i jeszcze trochę statystyki. Obecnie aż 70% kobiet źle czuje się w swoim pociążowym ciele. Z sondy wynika, że aż 46% Polek gorzej ocenia swoje życie seksualne po urodzeniu dziecka. Blisko 61% za powód podaje problemy z zaakceptowaniem wyglądu własnego ciała. Ponad 35% kobiet, które niedawno urodziły dziecko, deklaruje, że wstydzi się rozebrać przy partnerze, a takich oporów nie ma zaledwie 11%. Do unikania kontaktów seksualnych po urodzeniu dziecka otwarcie przyznaje się 24% Pań. A aż 78% kobiet walczy po ciąży z nadwagą.

I choć zmiany zachodzące w ciele kobiety po urodzeniu dziecka są naturalne, to dziś upatruje się w nich źródła kompleksów powodujących depresję, obsesyjne odchudzanie i ćwiczenia ponad siły. Cierpi na tym także życie intymne, bowiem wiele kobiet po urodzeniu dziecka wstydzi się nagości. Efektem tego jest i to, że coraz więcej młodych mam decyduje się na interwencję chirurga plastycznego i korektę okolic intymnych.

Tak, dla kobiet kłopotliwa jest nie tylko waga, ale też zmiany w wyglądzie części intymnych, a nawet w odczuwaniu poziomu satysfakcji podczas stosunku, bowiem u wielu z nich dochodzi do rozluźnienia pochwy będącej skutkiem wysiłku podczas porodu, ale też hormonów – relaksyny i estrogenu. I chociaż najczęściej po 5 – 8 tygodniach pochwa wraca do kształtu sprzed porodu, zdarzają się sytuacje, kiedy rozluźnienie może być trwałe. U kobiet, które karmią piersią okres rekonwalescencji zwykle jest dłuższy ze względu na niższy poziom wskazanych hormonów.

Nie zmienia to jednak faktu, że młode mamy coraz częściej decydują się na poprawki zarówno w sferze intymnej, jak i w swojej figurze. Tego typu zabiegi korygujące, odmładzające i obkurczające części intymne stają się coraz bardziej popularne.

Najpopularniejszym jest laserowe obkurczanie pochwy – zabieg przywraca elastyczność pochwy oraz jej prawidłową fizjologię. W jego efekcie obwód waginy ulega zmniejszeniu, jej ścianki stają się bardziej elastyczne, więc poprawie ulegają także doznania seksualne.

Niektóre młode mamy serwują sobie zabieg ostrzykiwania części intymnych kwasem hialuronowym – poprawia elastyczność i redukuje suchość pochwy, która często dotyka kobiety po porodzie.

Część Pań decydując się na lifting okolic intymnych wykonywany przy pomocy specjalnych nici – przywraca napięcie mięśni, a także zmniejsza wejście do pochwy.

Niektóre kobiety walczące z pociążową nadwagą aplikują sobie zabiegi polegające na redukcji tkanki tłuszczowej przy pomocy małoinwazyjnej liposukcji laserowej, czy decydują się na odessanie tłuszczu, zwłaszcza z brzucha oraz okolic talii. Ostatnio popularne stało się modelowanie sylwetki – zabieg, który pozwala pozbyć się figury gruszki lub jabłka, jaka często pojawia się po ciąży i nadać ciału odpowiednie proporcje.

No i fajnie. Ale róbcie to z rozwagą i nie tracąc rozsądku.

Problem z libido

wia181014Słowo na sobotę przed handlową niedzielą

Mężowie/partnerzy coraz częściej narzekają na żony/partnerki, że te zaczynają unikać seksu po porodzie. Akceptują to – rozumieją, kiedy kobieta jest w połogu (6 – 8 tygodni), ale nie, gdy kobieta unika go nawet wiele miesięcy albo i lat później. Spróbujmy się przyjrzeć temu problemowi.

Oto obniżenie libido w okresie połogu, jest czymś absolutnie naturalnym. Ale czasem połóg mija, a ochota na seks nie wraca. Przyczyn tego może być wiele: o podłożu psychologicznym (najczęściej) i na tle zmian organicznych. Czasami jest to strach przed nieplanowaną ciążą, a często związane jest to ze stresem i zmęczeniem, ale także z rozluźnieniem ścian pochwy po porodzie wynikającym z wiotczenia i rozciągania włókien kolagenowych oraz rozsunięcia przez rodzącą się główkę mięśni dna miednicy.

Będąc w ciąży kobiety przybierają na wadze i zmienia się u nich cała gospodarka hormonalna, wypadają włosy, pojawiają się rozstępy i przebarwienia skóry. Na dodatek poród nie kończy tego typu problemów, więc wiele Pań po ciąży nie czuje się atrakcyjnymi – obwisły brzuch, nabrzmiałe, bolące piersi. A to utrudnia czy wręcz uniemożliwia okazanie bliskości partnerowi.

Tak, wiele matek boryka się z problemem obniżonej samooceny i trudno im pamiętać o swoich potrzebach, tym bardziej, że towarzyszy temu przekonanie, że jako wzorcowe matki mają myśleć przede wszystkim o dziecku – wolą więc spać obok dziecka niż z partnerem. I ten wymarzony ideał matki-Polki często blokuje wewnętrzne potrzeby i pragnienia. Do tego dochodzi jeszcze zmęczenie – są takie dni, kiedy po prostu brak siły by wstać z łóżka, bowiem malutkie dziecko mające swoje potrzeby i zależne wyłącznie od matki, nie będzie czekać.

Widzimy więc, że przyczyn obniżonego libido po porodzie może być wiele, ale ich wspólną cechą jest to, że często mają bardzo poważne konsekwencje, bowiem niechęć do zbliżeń odbija się przede wszystkim na jakości związku.

Co więc może, co powinna, zrobić kobieta, która przez całe miesiące, a nawet lata po urodzeniu dziecka nie ma ochoty na seks? Winna oczywiście zgłosić się do specjalisty – psychologa i/lub seksuologa, który poszuka głównej przyczyny osłabienia libido.

Warto też podejść do tematu kompleksowo, gdyż najczęściej jest to problem złożony. Dlatego prócz badania ciała i głowy potrzebny też jest terapeuta. Oni postarają się dotrzeć do źródeł niedyspozycji i dobrać odpowiednią technikę, dzięki której problem może zostać rozwiązany.

Do szczegółowych technik radzenia sobie z problemami, ale tylko organicznymi, powrócę w kolejnym wpisie, czyli cdn.

Mocna pasem rodzina cd.

wia181014Rząd „dobrej zmiany” odciął finansowanie wszystkim organizacjom pozarządowym wspierającym wychodzenie z przemocy, a także walczącym z przemocą wobec dzieci. Zniknął (formalnie skarłowaciał) urząd pełnomocnika do spraw równouprawnienia. Konsultacje społeczne prowadzi się tylko z organizacjami jawnie zwalczającymi równouprawnienie. W ministerstwie odpowiedzialnym za rodzinę do tej tematyki delegowano absolwentkę Akademii Teologii Katolickiej, o której w publicznej przestrzeni wiadomo tylko tyle, że chodzi na pielgrzymki, wspiera organizacje modlitewne, a o mechanizmach rządzących przemocą nie ma bladego pojęcia, też przekonuje, iż prawdą jest to, co też wymknęło się kolejnemu pisowskiemu premierowi, jakoby przemoc zdarzała się w wolnych związkach, ale nie w małżeństwach.

– Wielokrotnie docierają do polskiego społeczeństwa przekazy medialne, z których jednoznacznie wynika, że zdecydowanie częściej doznającymi przemocy są osoby pozostające w związkach nieformalnych, a nie w małżeństwach – czytamy w odpowiedzi na interpelację poselską. A przecież nawet badania nad przemocą zlecone przez ministerstwo mówią, że zdecydowana większość osób doświadczających przemocy pozostaje w związkach małżeńskich, a zdecydowana większość sprawców to małżonkowie. Podobne są dane dotyczące pedofilii: większość sprawców to ktoś z rodziny dziecka: wujek, dziadek, matka. Także romantyczny mit ofiary, nieskalanej i czystej, ma się nijak do rzeczywistości; ofiara przemocy w rodzinie zwykle jest także katem – dla swoich dzieci, bowiem odreagowuje.

Niezłą odsłoną nowej polityki rodzinnej jest postać ostatnio wybranego Rzecznika Praw Dziecka – wieloletni adwokat, zajmujący się unieważnianiem małżeństw przed sądami kościelnymi; głosi publicznie, że in vitro jest metodą niegodziwą, i deklaruje, że będzie się starał o wprowadzenie zakazu aborcji i obniżenie wieku, od którego dzieci mają odpowiadać karnie, z 13 do 10 lat; a urzędowanie zaczął od wywiadu dla „Naszego Dziennika”, gdzie obwieścił, iż… będzie rzecznikiem rodziny, która w Polsce jest przedstawiana, a przez to pojmowana, jako miejsce, gdzie rzekomo często rodzą się skłonności do przestępczości, i na którą najłatwiej zrzucić winę za społeczne skutki różnych negatywnych trendów, dodając, że skieruje do Trybunału wniosek o zbadanie zgodności z Konstytucją prawa do przerywania ciąży ze względu na nieodwracalne uszkodzenie płodu.

Tak, to niepodważalne, rodzina jest ważna, rodzinne więzi są wielkim zasobem, ale wartość mają tylko realne więzi, nie fasadowe. Przemoc zaś uderza w cały system rodzinny, rozbija go od wewnątrz. Uwikłanie w toksyczne relacje nikogo nie wzmacnia ani niczemu nie służy.

Jakby tego było mało, w czasie gdy tak głośno stało się wokół ustawy o przemocy w rodzinie, to samo ministerstwo po trwających rok konsultacjach bez słowa wyjaśnienia wykreśliło z projektu „domy wytchnieniowe” – wypracowaną przez środowisko opiekunów, możliwą do wprowadzenia niemal bez kosztów formułę pozwalającą opiekunom oddać gdzieś bliskiego na kilka godzin dziennie – jak do żłobka. Tę samą strategię państwo ma dla opiekunów osób starszych i dla samotnych matek. Mało która grupa jest dziś tak gnębiona – nie załapują się na niemal żadną asekurację ze strony państwa. Także kłopoty młodych matek na rynku pracy załatwiono doraźnie, rzucając rodzinie 500 plus. A przecież rodzina jest wydolna, jeśli jej członkowie mają wsparcie i przestrzeń, żeby się rozwijać. Społeczeństwo wydolne to takie, którego członkowie potrafią zatroszczyć się o siebie. Przy całym koszmarze doświadczenia bycia ofiarą przemocy ktoś, komu uda się z tego wykaraskać, często ma sporo do zaoferowania innym. Strategia rządu wydaje się dokładnie przeciwna. Państwo kosztem samej rodziny, jej rozwoju, jej szans próbuje raczej wzmocnić patriarchalny model. Wyhamować to całe równouprawnienie. Dać mężczyźnie, pod warunkiem, że będzie jak kogut w kurniku, funkcję niejako przedstawiciela państwa w rodzinie i właściciela rodziny, gdzie nikt nie szemrze, nikt nie kwestionuje, bo wszyscy boją się pasa.

Mocna pasem rodzina

wia181014Pisowska rodzina silna jest pasem, a obecna władza, propagując sielski obrazek wzorcowej patriarchalnej rodziny ucieka od realnych problemów, spychając je właśnie na tę rodzinę.

Wyraźnie można to było wyczytać z rządowego projektu ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Po szumie, który wywołał, wycofano się z niego rakiem.

Co zawierał – jakie zamiary miał ten „rodzinny” rząd?

  • Zwolnienie państwo z części obowiązków względem ofiar. Mówił m.in., że procedury przeciwdziałające przemocy w rodzinie, np. „Niebieską Kartę”, pozwalającą udokumentować przebieg interwencji i gwarantującą ofierze dodatkową pomoc, można zastosować dopiero od… „drugiego razu”, czyli pierwsze pobicie to jeszcze nie przemoc w rodzinie.
  • Zawężenie definicji przemocy – odtąd psychiczne czy ekonomiczne znęcanie się już nie kwalifikowałoby się do uproszczonej ścieżki postępowania wobec ofiar.
  • Przerzucenie całej odpowiedzialność za uzyskanie pomocy na ofiarę – postępowanie miałoby być prowadzone wyłącznie na jej wniosek i za jej zgodą.
  • Zagwarantowanie dla sprawcy przemocy dostępu do wszystkich zeznań złożonych przez ofiarę i świadków.

Ale to jeszcze nie wszystko. Równolegle do prac nad ustawą o zapobieganiu przemocy w Ministerstwie Sprawiedliwości proceduje się nad nowelizacją poświęconą… rodzinnym postępowaniom informacyjnym. I w tym wypadku po protestach, wyciszono sprawę, ale proces legislacyjny, tym razem prowadzony po cichu, właśnie dobiega końca.

Niebawem każda ofiara przemocy, która ma dzieci i męża, chcąc się ratować, będzie musiała najpierw zaliczyć obowiązkowe, wielomiesięczne mediacje, spotykając się twarzą w twarz z oprawcą, co wydłuży wspólne życie o dobrych kilka miesięcy. A to wszystko „dla dobra rodziny”.

A przecież z licznych doświadczeń wynika, że w związkach, gdzie dochodzi do aktów przemocy, instytucjonalna pomoc nakierowana na mediację, przyczynia się do pogorszenia sytuacji osoby słabszej. Może ona dla świętego spokoju zgodzić się na niekorzystne dla siebie rozwiązania lub ze strachu przed odwetem sprawcy przytakiwać mu.

Ale i to też jeszcze nie wszystko. Oto instytucjonalny odwrót od równouprawnienia płci, wyjątkowo niekorzystny dla ofiar przemocy domowej, zaczął się po wyborach w 2015 r. Znamienna była awantura wokół europejskiej konwencji o zapobieganiu przemocy, choć zawiera ona sprawdzone i skuteczne rozwiązania, pomagające chronić ofiary na tyle wcześnie, by przemoc nie eskalowała – rozwiązania proste, możliwe do wprowadzenia od zaraz. Jak choćby zasadę, żeby także policja miała możliwość wydania czasowego zakazu zbliżania się agresora do ofiary, a sąd tylko potwierdzał zakaz post factum. A jednak Konwencja ta stała się wrogiem politycznym Kościoła, a zatem i PiS-u.

Po co Polsce ta ustawa? W Polsce kobieta jest szanowana bardziej niż w innych krajach europejskich. Nie pozwólcie tykać polskiej rodziny. Ona i dom rodzinny są bastionem polskości, patriotyzmu, tradycji wiary – nadawał jeden taki biskup, a posłowie PiS mówili o… wywracaniu konstytucji i patologicznych rozwiązaniach, stygmatyzowaniu religii katolickiej i ułatwieniu… propagowania zabijania dzieci, w tym także dziewczynek. Jak zwykle rżnęli głupa lub kłamali, bowiem jedynym momentem, w którym w Konwencji pada słowo aborcja, jest fragment poświęcony ochronie kobiet przed wymuszonym przerywaniem ciąży. A była PiS-owska Premierka nawoływała, by w ogóle Konwencji tej nie ratyfikować. Cdn.

Taśmy Kaczyńskiego

wia181014Po ujawnieniu taśm naczelnika państwa w obozie rządzącym pojawiły się opinie, że trzeba na głowę upaść, by sadzić, że to coś zmieni – wstrząśnie zwolennikami PiS, zmieni coś w układzie politycznych sił. Politycy partii rządzącej, ministrowie, posłowie, prawicowi publicyści i pracownicy TVPiS pozwalali sobie nawet na niewybredne żarty, typu kapiszon itp. zapominają, że nawet kapiszon może spowodować małą szczelinę, która siłami politycznej natury może skruszyć betonowy elektorat PiS. Czy tak się stanie? To się jeszcze okaże.

Obrońcy prezesa wyjaśniają, że rozmowy były kulturalne, bez przeklinania, a on sam okazał się być uczciwym negocjatorem. Niech i tak będzie. Tyle, że do tych rozmów w ogóle nie powinno było dojść, bowiem ustawa o finansowaniu partii politycznych stanowi o źródłach, z jakich ugrupowania mogą czerpać środki, wprowadza państwowe dotacje oraz subwencje i stawia prawny mur pomiędzy politykami, od których zależą ustawy, przepisy i decyzje instytucji, a biznesem, który w ramach tych regulacji i decyzji działa.

Natomiast spotkanie zawodowego posła, lidera partii, która ma bezwzględną większość w obu izbach parlamentu, z biznesmenem w celu ubicia interesu lub omówienia wzajemnych rozliczeń, na pewno pozostaje w sprzeczności z duchem tej ustawy, jej najgłębszym sensem, nawet jeśli nie doszło do złamania prawa.

Dodajmy do tego jeszcze pytanie. Od kiedy to ludziom PiS – pierwszym moralistom polskiej polityki, wystarcza niełamanie prawa? Okazuje się, że im wszystko wystarczy – co oczy nie widzą, sercu nie żal…

Statystyka niebanalna…

wia181014Z badań przeprowadzonych na zlecenie Związku Pracodawców Polskich wynika, że 71% Polaków uważa, iż zakaz handlu w niedzielę narusza swobody obywatelskie, zaś sytuację, kiedy zakupów w ogóle zrobić w niedzielę się nie da, negatywnie ocenia 65%. Na dodatek już obecny zakaz handlu we wskazane niedziele wyeliminował z rynku ok. 16 tys. sklepów rodzinnych, a ani jeden supermarket nie zbankrutował. A komu miała służyć przedmiotowa ustawa? No cóż, PiS zrobił dobrze. Tyle że nie tym, na którym mu zależało.

Ale Rząd PiS ma też sukcesy – trwa koniunktura w branży funeralnej. W zeszłym roku zmarło 414 tysięcy Polek i Polaków. To o ok. 3% więcej niż w poprzednim. Był to najbardziej śmiercionośny rok od czasów wojny. Analitycy GUS są zaskoczeni, ponieważ zgodnie z ich naukowymi prognozami tylu nieboszczyków rocznie miało być dopiero w roku 2032.

A Ministerstwo Finansów martwi się i cieszy zarazem, choć o tym głośno nie wspomina. Dla tego Ministerstwa ponadplanowe zgony to oczywiście zysk, ale i chaos w budżecie Oto grób wykopany dla nieboszczyka jest usługą pogrzebową objętą 8% VAT-em, ale jeżeli nagrobek stawiamy sobie za życia, jest już obłożony podatkiem w wysokości 23%.

Zwracam się więc do umierających, aby nie byli ciężarem dla innych i nagrobki stawiali sobie, zanim zmuszeni będą do tego zstępni, a i przygotowując się do obrócenia się w proch zróbcie dobrze finansom państwa. Będzie więcej dla przedwyborczego podlizania się „czarnym”.