Czy jest z tego jakieś wyjście (vide poprzedni wpis)? Jeśli tak, to jakie? Podpowiadam.
Oto lekarz prowadzący ciążę, widząc co się dzieje, może Wam zaproponować byście spróbowały sobie znaleźć miejsce, gdzie być może jest jakiś lekarz, który zdecydowałby się zakończyć „taką” ciążę. Ale on też musi działać w granicach prawa, jakiekolwiek by ono było – może tego dokonać, jeśli przedstawicie mu odpowiednie zaświadczenie. Wystawić je może… psychiatra. Oczywiście to wytrych, o którym informuję z dobrego serca – jeśli psychiatra wystawi zaświadczenie, że kontynuacja ciąży zagraża zdrowiu psychicznemu, a nawet życiu pacjentki, bo np. ma myśli samobójcze, wtedy można powołać się na przesłankę, która jeszcze w ustawie pozostała – zagrożenie życia kobiety (jak długo jeszcze?).
Coraz więcej kobiet z diagnozą „chorego płodu” – przesłanka do aborcji, którą po ostatnim orzeczeniu pisowskiego trybunały stała się nielegalna, trafia do psychiatrów. Do 27 stycznia br., czyli przed wejściem w życie wspomnianego orzeczenia, mogły skorzystać z legalnego zabiegu, choć i tak wykonywało go już niewiele szpitali. Dziś jest to już w ogóle niemożliwe.
Jedyną furtką jest określenie „istotnego zakłócenia zdrowia lub życia” pacjentki w związku z kontynuacją ciąży. A zdrowie – zgodnie z przyjętą przez Światową Organizację Zdrowia definicją – to także dobrostan psychiczny. A zmuszanie do donoszenia poważnie chorej ciąży i podporządkowania temu życia jest doświadczeniem, które traumatyzuje na kolejne lata. – Kryzysy mogą mieć zarówno charakter ostry, jak i utrzymywać się wiele miesięcy czy lat po zakończeniu ciąży i śmierci chorego dziecka. Mogą pojawić się myśli samobójcze, łącznie z próbami samobójczymi, epizody depresyjne, zaburzenia lękowe, nawet zaburzenia stresowe pourazowe – PTSD.
Wiele zależy od zdolności radzenia sobie z kryzysem, które u każdej kobiety są inne. – Każda sytuacja powinna być oceniania indywidualnie. A wypracowanej procedury postępowania psychiatrów z pacjentkami w ciąży nie ma. Głosu nie zabrało ani Polskie Towarzystwo Psychiatryczne, ani konsultanci krajowi w dziedzinie ginekologii.
Tak więc od końca stycznia br. niektórzy psychiatrzy wystawiają zaświadczenia o tym, że kontynuacja ciąży stwarza poważne zagrożenie dla zdrowia kobiety. Szpitale traktują je różnie. Lekarze po doniesieniach o tym, że prokuratura interesuje się aborcjami, które nastąpiły od publikacji wyroku TK – obawiają się, że wykonywanie zabiegów z powodu złego stanu zdrowia psychicznego będzie kończyło się wezwaniem do prokuratury. Wśród psychiatrów nastroje też są niepewne. Jedni są „bohaterami” inni nie. Ale w idealnym świecie psychiatra nie powinien być w ogóle brany pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o aborcji. Kobieta wie najlepiej, na co jest gotowa, a na co nie.
Ale można znaleźć psychiatrę „odważnego”, który postawi diagnozę, że kontynuacja ciąży grozi pacjentce PTSD – zespołem stresu pourazowego, tym bardziej, że to najprawdziwsza prawda. Jednak i psychiatra, i lekarz kończący ciążę, winni liczyć z tym, że w takich przypadkach zaraz będzie u nich prokurator; że może on powołać jakiegoś szalonego biegłego, fundamentalistę z katolickiej poradni, który powie, że w jego opinii takie przeżycie ubogaciłoby pacjentkę; że należało włączyć terapię środkami farmakologicznymi i wtedy zechciałaby urodzić; że może pomogłoby zastosowanie psychoterapii.
Tak, trochę to wszystko śliskie. Ale co robić, jeśli państwo zmuszało lekarzy do szukania jakichś kombinacji, żeby móc uczciwie wykonywać swój zawód i pomóc pacjentce zachować godność; nie skazywać dziecka na uporczywą terapię, a kobiety i jej partnera na tortury. I nie chodzi tylko o słowo „tortury”. To naprawdę jest potworne cierpienie, które niszczy ich zdrowie i życie. To jest dramat i tragedia zarazem.
Ja nie jestem w stanie wyobrazić sobie większej tortury emocjonalnej, niż zmuszanie ciężarnych – kobiet, do takiego porodu. Zresztą, po co? Czyżby dlatego, że jakiś polityk uważa, że to coś należy ochrzcić; że przecież przysługuje trumienkowe; że państwo może zaoferować kobiecie osobny pokoik, żeby się wypłakała – co za wielkoduszność; że powstanie sieć hospicjów perinatalnych. Osoby, które wysuwają takie propozycje nie mają najmniejszego pojęcia o czym mówią. Odpowiednie warunki i dziś w takich sytuacjach są zabezpieczone matce, która decyduje się na poród dziecka z wadami letalnymi, aby to dziecko umierając miało elementarny komfort, a rodzice mogli się z nim pożegnać; aby dziecku nie przedłużano agonii. Robione to jest już od lat. Jeśli więc ktoś twierdzi, że hospicjum perinatalne ma być lekiem na całe zło, jest nieukiem lub kłamcą. Przede wszystkim kobieta w takiej sytuacji musi chcieć urodzić. Zmuszanie jej do porodu i opieki hospicyjnej jest wyrafinowanym psychicznym znęcaniem się nad drugim człowiekiem. A przecież nie każda kobieta ma w sobie gotowość i determinację do urodzenia śmiertelnie chorego, uszkodzonego płodu. Co ona w takim hospicjum może usłyszeć? O jakiej godności umierającego dziecka będzie się jej opowiadać? Czyżby zmuszana była do tego, aby zaspokoić uczucia fundamentalistów religijnych? Coś na to wygląda. A mamy do cholery XXI w.! Politycy, którzy nam to zafundowali, naprawdę nie wiedzą, co czynią. Jestem przekonany, że trzeba ich zetknąć z rzeczywistością, która potrafi zdominować ideologię. Cdn.