Ziobrowe lasy…

Powierzchnia lasów w Polsce (z gruntami związanymi z gospodarką leśną) to 9435 tys. ha, co stanowi około 6% powierzchni lasów Unii Europejskiej. Lesistość Polski wynosi 30,8% (w stosunku do powierzchni lądowej) i jest zbliżona do przeciętnej lesistości świata (30,6%). Kto się dorwał do tego narodowego dobra?

Unia Europejska chce zawładnąć polskimi lasami. Chce przejąć kontrolę nad jedną trzecią terytorium – wrzeszczą ziobryści (dziś Suwerenna Polska). Partia ta chce zebrać 100 tys. podpisów pod obywatelskim projektem ustawy „W obronie polskich lasów”. Wg ich zapowiedzi ma ta ustawa… chronić kompetencje Polski w zakresie leśnictwa i nie pozwolić na to, żeby te kompetencje były zawłaszczane przez UE. A ja uważam, iż polskich lasów należałoby zacząć bronić przed ziobrystami, a nie przed Unią Europejską.

Oto Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w wyroku wydanym 2 marca br. przyznał rację polskim organizacjom ekologicznym domagającym się od Lasów Państwowych (LP), które są monopolistą na polskim rynku drewna – pozyskując ok. 95% drewna w Polsce, lepszej dbałości o przyrodę oraz umożliwienia kontroli społecznej nad LP. TSUE stwierdził, że Polska narusza przepisy unijne w dwóch istotnych obszarach: polskie prawo nie gwarantuje organizacjom ochrony przyrody możliwości zwrócenia się do sądu z żądaniem zbadania legalności planów urządzania lasu, a dodatkowo okazało się, że gospodarka leśna prowadzona zgodnie z wytycznymi LP w ramach tzw. kodeksu dobrych praktyk, nie ma nic wspólnego z ochroną przyrody.

Po wskazanym wyroku Polska musi jak najszybciej wprowadzić przepisy, które dadzą polskim obywatelom możliwość kontrolowania tego, co w dobie kryzysu klimatycznego LP robią z najcenniejszymi zasobami przyrodniczymi, więc kartel ziobrystów, który z LP zrobił sobie kurę znoszącą złote jaja, staje na rzęsach, żeby do tego nie dopuścić. Właśnie w tym celu Suwerenna Polska zakłada komitet inicjatywy ustawodawczej i zbiera podpisy – sprytny element kampanii dezinformacyjnej, który, jak pokazuje historia, już raz całkiem gładko przeszedł mimo ciężkiego kalibru i absurdalności.

Oto, przypominam, że kiedy w 2014 r. koalicja PO-PSL znowelizowała ustawę o Lasach Państwowych, aby wymusić na nich płacenie jakichkolwiek podatków (konkretnie 800 milionów rocznie przez dwa lata, a potem 2% przychodów), bowiem ta państwowa jednostka zawiadująca ćwiercią powierzchni kraju w zasadzie nie płaciła ich wcale, PiS rozdarło wtedy mordy, że PO chce prywatyzować Lasy Państwowe – wyprzedawać głównie cudzoziemcom, tak żeby Polacy mogli to dobro narodowe w postaci drzew, czystego powietrza, grzybów i jagód oglądać tylko zza płotu. I wtedy PiS zaczęło zbierać podpisy pod wnioskiem o referendum przeciwko nieistniejącemu projektowi prywatyzacji lasów – zebrała dwa i pół miliona podpisów pod wyssanym z prawicowej dupy kłamstwem.

Dziś ziobryści odgrzewają ten kotlet – obrona polskich lasów jest konieczna, by utrzymać nad lasami polski zarząd i uchronić je przed prywatyzacją. Jest to bowiem realne zagrożenie, ponieważ w Parlamencie Europejskim toczą się prace nad włączeniem leśnictwa do tzw. kompetencji dzielonych Unii Europejskiej, co w praktyce oznacza przejęcie kontroli nad polskimi lasami i paraliż gospodarki leśnej – twierdzą ziobryści. Cdn.

Manipulacje wyborcze

Nadchodzące wybory parlamentarne nie będą ani równe, ani uczciwe. PiSowi ciągle mało. Nie dość, że: dokonało zmian w prawie wyborczym, wyłączyło z naziemnego odbioru telewizyjne i radiowe prywatne stacje, obsadziło swoimi (neosędziami) funkcje komisarzy wyborczych oraz Izbę Kontroli Nadzwyczajnej SN decydującej o ważności wyborów, nominowało swoich do Państwowej Komisji Wyborczej, to chcąc mieć pewność wygranej – trzeciej kadencji u władzy, wymyśliło ustawę, która pozwoli tuż przed wyborami zohydzać opozycję.

Wskazana ustawa „o Państwowej Komisji ds. badania wpływów rosyjskich…” jest totalną i niekonstytucyjną hucpą. Będzie niesamowitą bronią w kampanii wyborczej. To nie tylko serial przesłuchań (czy raczej grillowania) polityków opozycji, ale można też będzie użyć tej komisji do upublicznienia materiałów operacyjnych zbieranych na przeciwników politycznych – prawdziwych lub zmanipulowanych.

Tak, ustawa, którą przyjął Sejm odrzucając senackie zastrzeżenia, tworzy ciało wszechmogące i – w sensie ścisłym – nieodpowiedzialne (art. 13: „Członkowie Komisji nie mogą być pociągnięci do odpowiedzialności”). Organ ten jest hybrydą komisji reprywatyzacyjnej, sejmowych komisji śledczych, zespołów smoleńskich szalonego Antoniego oraz jego komisji: Weryfikacyjnej i Likwidacyjnej ABW. To ich udoskonalona wersja: prokurator, sąd i kat w jednej osobie. Samo istnienie takiej hybrydy jest niekonstytucyjne, nie mówiąc o złamaniu konstytucyjnego nakazu, by skazywać mógł tylko sąd.

Komisja ta, w składzie w pełni kontrolowanym przez władzę, może żądać od wszystkich instytucji – na czele z organami ścigania i służbami specjalnymi – a także od przedsiębiorstw akt i innych dokumentów (także objętych tajemnicą państwową czy tajemnicą przedsiębiorstwa). Może też przesłuchiwać dziennikarzy, lekarzy, adwokatów, radców prawnych, notariuszy na okoliczności chronione tajemnicą zawodową. I może wymierzać karę w postaci „środków zaradczych”, w tym zakazać pełnienia funkcji publicznych związanych z dysponowaniem środkami publicznymi, a więc m.in. zasiadania w rządzie i parlamencie.

A za niestawienie się przed komisją grozi kara grzywny w wys. 20 lub 50 tys. zł.  I tu nasuwa się pytanie: – W kogo głównie ma uderzyć ta ustawa? Oczywistą oczywistością jest, że w Tuska – miast straszenia migrantami i „genderem”, zamiast prezentów socjalnych, na które nawet PiS już mniej stać, rządzący odgrzeją narrację o „winie Tuska”.

Widać, że i w tym zakresie mamy do czynienia ze znakiem firmowym PiS. Jest nim: władza, nieodpowiedzialność i drapieżne zawłaszczania publicznych pieniędzy. Na dziś jedyną możliwością pozbycia się tego raka jest urna wyborcza – pilnowanie uczciwego liczenia głosów – to po pierwsze, oraz głosowanie na kandydatów opozycji demokratycznej – to po drugie. A ostatnim będzie posprzątanie Polski po PiSdzielcach.

Jak to z Cambronne bywało?

Są w ojczyźnie rachunki krzywd, obca dłoń ich też nie przekreśli. Z pewnością znacie to zdanie. Może nawet wielokrotnie go powtarzaliście. Nie tak dawno cytował je w swym słowotoku niejaki Duda – prezydentem RP zwany, choć autorem tych słów jest polski komunista.

To bowiem fragment napisanego w 1939 r. wiersza Władysława Broniewskiego „Bagnet na broń”, wzywającego do jedności i obrony przed niemiecką agresją. Ostatnia zwrotka tego wiersza idzie tak: A gdyby umierać przyszło, przypomnimy, co rzekł Cambronne, i powiemy to samo nad Wisłą.

Czytając ten wiersz – oj dawno, dawno to było, próbowałem dowiedzieć się, co konkretnie rzekł ten Cambronne, aby ewentualnie potem się tym pochwalić przed polonistką, w której się podkochiwałem. I wtedy przeżyłem pierwszy szok kulturowy.

Oto od nauczycielki dowiedziałem się, że Cambronne to wierny Napoleonowi generał, dowódca jego osobistej gwardii, który podczas bitwy pod Waterloo na wezwanie do poddania się miał rzec: Gwardia umiera, ale się nie poddaje; i że walczył tam aż do śmierci gwardzistów i swojej.

Zaś nieco pogrzebawszy w księgozbiorze dostępnej biblioteki miejskiej dowiedziałem się, że naprawdę Cambronne wtedy rzekł: „Gówno!”. Takie XIX-wieczne „Idźcie na chuj!”, które gościło ostatnio na ustach ukraińskich żołnierzy z Wyspy Węży. O tym, że tak naprawdę francuski generał nigdy powyższego zdania nie powiedział, w Polskich szkołach chyba nadal się nie mówi.

Nie mówi się też o tym, iż Cambronne nie poległ pod Waterloo. Przeciwnie, dożył sędziwego wieku. A od nowej władzy, przeciwko której wtedy walczył, dostał potem tytuł wicehrabiego i posadę komendanta Lilie. Był francuskim fachowym żołnierzem, a tacy nie wystawiają się na śmierć, zaś legenda Cambronne’a spod Waterloo to echo jego „Gówno” opisanego przez Wiktora Hugo w powieści „Nędznicy”. Tak silna, że wyparła historyczną prawdę.

Podobnych legend uznanych za historyczne można znaleźć więcej – choćby Ordona od „Reduty Ordona”, ale nie będę Was nimi zanudzał.

Zapisana i nakręcona historia Cd.

Podczas trwającego 48 dni oblężenia Jasnej Góry w czasie tzw. potopu szwedzkiego (vide poprzedni wpis) obie strony strzelały jedynie przez 12 dni. Reszta czasu minęła na wznawianych i przerywanych negocjacjach. Napastnicy nie przeprowadzili też ani jednego szturmu generalnego na Jasną Górę. W trakcie całego oblężenia po stronie klasztornej zginął jeden żołnierz, zastrzelony pomyłkowo przez swoich. Życie straciło też trzech polskich szlachciców, którzy dołączyli do załogi twierdzy. Po stronie atakujących zginęło kilkunastu podwładnych generała oraz kilku polskich górników z Olkusza sprowadzonych do wydrążenia podkopu pod murami.

Tak, oblężenie klasztoru przypominało bardziej festyn niż starcie zbrojne. Do Częstochówki przybywali liczni gapie i brać szlachecka, która wtedy służyła królowi Karolowi Gustawowi. Oglądali obóz napastników, zaglądali do klasztoru, debatowali, zniechęcali do nękania Jasnej Góry. Wśród nich widziano też pułkownika Jana Sobieskiego, wtedy również stronnika Karola Gustawa, potem wybranego królem polskim. Brak szans napastników na sukces, przeciągające się negocjacje i narastające szkody wizerunkowe skłoniły ich do odwrotu. Odeszli 27 grudnia 1655 r. W tamtym czasie nikt nie uważał obrony Jasnej Góry za wydarzenie wyjątkowe i przełomowe. Takim bowiem nie było. Podstawę do legendy bohaterskiej obrony klasztoru stworzył cwany przeor, który wydał trzy lata później „Nową gigantomachię”, kreującą jego bohaterstwo.

O broszurze wielu słyszało, ale tylko nieliczni ją przeczytali. Wszyscy za to czytali „Potop” Henryka Sienkiewicza, który wspaniale opisał kłamstwo jasnogórskie. Ci zaś, którzy „Potopu” nie czytali, zapewne oglądali jego ekranizację stworzoną przez Jerzego Hoffmana, drugiego, po Kordeckim, wybitnego kłamcę jasnogórskiego – co Sienkiewicz nakłamał, Hoffman dodatkowo rozpropagował i uwiecznił. Ba, na potrzeby kina zmienił historię, a nawet miejsce obozu napastników z ówczesnego Rynku Wieluńskiego na błonia podklasztorne, bowiem lepiej się komponowały na filmowym planie.

Na powyższej podstawie można stwierdzić, że pewnie dlatego polscy katolicy tak alergicznie reagują na trwającą weryfikację legendy o wspaniałym papieżu Polaku – JP2. Pewnie też dlatego elity PiS tak bronią kłamstwa smoleńskiego – legendy o Rosyjskim zamachu na prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz jego wykreowanego obrazu: profesora, męża stanu, proroka politycznego, godnego pochówku z królami na Wawelu. I gdzie zamierzają pochować swego dzisiejszego guru – Jarosława, bliźniaka Lecha.

Zapisana i nakręcona historia

Historia nie jest moją mocna stroną, ale się nią bardzo interesowałem i nadal interesuję. A pamiętając słowa katolickiego intelektualisty Jana Dunsa – Szkota żyjącego w XIII w. beatyfikowanego przez JP2, że… Prawdą, faktem historycznym dla potomnych, jest nie to, co wydarzyło się naprawdę, lecz to, co zostało zapisane przez kronikarzy; to, co w efekcie ich pisaniny pozostało w pamięci historycznej potomnych – wiem, iż w historii nieważne jest, jak było naprawdę, ale to, co i jak zostało zapisane i zapamiętane.

W tym wpisie odnoszę to do mitu o „bohaterskiej obronie” Częstochowy przed szwedzkimi wojskami w czasie potopu. Dziś wszyscy polscy uczniowie i uczennice uczą się w szkołach o tej bohaterskiej obronie; o cudownym obrazie Matki Boskiej Częstochowskiej chroniącej Jasną Górę przed heretycką nawałą. Tyle, że uczą się totalnej nieprawdy. A jaka ona była?

Oto klasztor jasnogórski w owych czasach leżał nie w Częstochowie, tylko we wsi Częstochówka. Do Częstochowy został przyłączony dopiero w 1826 r. Jego przeor Augustyn Kordecki już w październiku 1655 r. złożył wiernopoddańczy hołd szwedzkiemu królowi Karolowi X Gustawowi i uznał go za prawowitego władcę Rzeczpospolitej. W zamian dostał gwarancje posiadanych przez paulinów przywilejów: zwolnienia od wszelkich podatków i autonomii terytorialnej klasztoru.

I nie było to działanie irracjonalne, bowiem początkowo dla większości mieszkańców Rzeczpospolitej najazd wojsk szwedzkich był sporem dynastycznym w rodzinie Wazów, a Karol Gustaw wydawał się lepszym władcą niż Jan Kazimierz. Nie zmienia to jednak faktu, że przeor zdradził prawowitego władcę; że wtedy nie zamierzał przelewać krwi za Rzeczpospolitą. Wystarał się za to o list żelazny gwarantujący życie i nienaruszalność mienia podległych mu zakonników.

Też sprytny był ten przeor. Z klasztoru wcześniej wywieziono większość cennych dóbr. Także obraz Czarnej Madonny, który trafił do klasztoru paulinów pod Głogówkiem na Dolnym Śląsku, ówczesnej zagranicy. Na Jasnej Górze pozostała tylko jego kopia. Miał nosa, bowiem 18 listopada pod klasztor podciągnęły wojska generała Burcharda Miillera etnicznego Niemca, który nie miał pod swą komendą ani jednego etnicznego Szweda, a jedynie ok. stu piechurów – etnicznie Niemców i Czechów, wyposażonych jedynie w kilka lekkich dział. Miał też pod swą komendą oddział złożony z Polaków – kilkuset kawalerzystów nieprzydatnych do szturmowania umocnień klasztoru. A ponieważ polscy kawalerzyści odmówili nękania klasztoru, a Jasna Góra była solidną bastionową twierdzą, miała ok. 250 obrońców, 30 dział oraz więcej amunicji niż napastnicy, to przeor miał militarną przewagę. I choć 10 grudnia do napastników dotarły artyleryjskie posiłki, to nie mieli żadnej kolubryny, która potrafiłaby wyrządzić szkody twierdzy. Szybko też tym działom zabrakło amunicji. Cdn.

Eutanazja legalna…

Eutanazja dzieci legalna w kolejnym kraju – Holandii. W 2014 r. podobne przepisy uchwalono w Belgii. W obu tych krajach eutanazja u dorosłych jest legalna już od 2002 r.

Rząd Holandii zaakceptował 14 kwietnia 2023 r. zmiany w prawie dotyczącym eutanazji. Zakładają one, że legalne będzie w tym kraju przerwane życia również nieuleczalnie chorych dzieci w wieku poniżej 12 lat, których cierpienie określono jako… nie do zniesienia i bez nadziei.

Obecnie eutanazja w Holandii pod określanymi warunkami: nieznośne, nierokujące poprawy cierpienie; konsultacja z innym lekarzem; zgoda świadomego swojego stanu pacjenta – jest dozwolona od 12. roku życia. Ale w wypadku dzieci w wieku 12-16 lat zgodę muszą wyrazić również rodzice lub opiekunowie prawni. Osoby w wieku 16-18 lat mogą samodzielnie decydować o eutanazji, ale lekarze muszą konsultować się z rodzicami.

Teraz o przerwanie cierpienia będą mogły prosić również dzieci poniżej 12. roku życia pod warunkiem, że wcześniej uzyskają na to zgodę rodziców, a lekarz podejmujący ostateczną decyzję skonsultuje się z co najmniej jednym innym niezależnym medykiem.

Holenderski minister zdrowia przekazał, że aby eutanazja u dzieci mogła zostać przeprowadzona, nie może istnieć ponadto… żadna realna możliwość wyeliminowania beznadziejnego cierpienia dziecka. Nowe przepisy przewidują też, że jeżeli dziecko nie będzie w stanie samodzielnie wyrazić zgody na eutanazję, będą mogli za nie zdecydować rodzice w porozumieniu z lekarzem. – Cieszę się, że po intensywnych konsultacjach ze wszystkimi zaangażowanymi stronami doszliśmy do rozwiązania, dzięki któremu możemy pomóc tym nieuleczalnie chorym dzieciom, ich rodzicom, a także ich lekarzom – powiedział ten minister.

Z szacunków urzędników wynika, że do zabiegów skrócenia życia na podstawie nowego prawa rocznie będzie się kwalifikować w Holandii od 5 do 10 dzieci. A wg oficjalnych danych w 2022 r. w Holandii poddano eutanazji ponad 8700 osób.

Nie zdradzę tajemnicy, że ze względu na własne zapatrywania, chciałbym zaliczać się do obywateli Holandii – bardzo zabiegam o to by eutanazja była też dostępna prawnie i realnie w Polsce.