Deal z Norwegami Cd.

Dwa mln euro z tzw. funduszy norweskich ma być przeznaczone – tak twierdzą pisiaki, na poprawę systemu zapobiegania przemocy w rodzinie i przemocy ze względu na płeć (vide poprzedni wpis). Celem projektu ma być przyjęcie oraz wdrożenie ogólnokrajowej skutecznej, kompleksowej i skoordynowanej polityki, która będzie zwalczać wszelkie formy przemocy.

Pytacie, jak to się stało, że jednak Norwegowie uruchomili kasę; że zatkali uszy i oczy, aby nie widzieć kolejnych pisowskich nowelizacji prawa więziennego, dla których wspólnym mianownikiem było motto: Więzienie nie będzie, jak dotychczas, ośrodkiem wczasowym? Przecież to niemożliwe, aby Norwegowie nie wiedzieli, że w przeciwieństwie do norweskich więzień w Polsce kibluje się tak samo jak kilkadziesiąt lat temu; żeby nie połapali się, że w naszych więzieniach ma być jeszcze mniej humanitarnie – i to za norweską kasę; że są ślepi i głusi na fakt, iż pisowski minister od (nie)sprawiedliwości zapowiada, że Polska powinna wyjść z tzw. protokołu stambulskiego – międzynarodowej umowy dokładnie opisującej, czym jest przemoc w rodzinie. Jak można było dać choć jedną koronę komuś, komu przemoc domowa zwisa i powiewa, bo ma jej własną definicję?

A sprawa ma się tak, że pisiaki dzięki Norwegom odpuścili sobie protokół stambulski dla norweskich pieniędzy – skutecznie i dyskretnie negocjował i w tej sprawie. I taki wyszedł z tego Deal: Norwegowie przestali blokować fundusze, ale nie w zamian za wolne sądy i respektujące europejskie normy więzienia, ale za to, że polskie Ministerstwo Sprawiedliwości przestanie uskuteczniać w Królestwie Norwegii zmasowany atak medialny na tamtejszy system opieki nad nieletnimi. Nie będzie też podważać… praktyki norweskich sądów aprobujących odbieranie dzieci biologicznym rodzicom przez norweskie instytucje opiekuńcze. Barnevernet – norweska instytucja zajmująca się dobrem dziecka, ma już nie być przy wsparciu polskiego Ministerstwa Sprawiedliwości ciągana przed europejskie trybunały. Dzieci, odebrane w Norwegii polskim rodzicom i oddane pod opiekę rodzinom norweskim, mają już nie mieć azylu po uprowadzeniu przez krewnych i przekroczeniu granicy Rzeczpospolitej. Tak, polskie Ministerstwo Sprawiedliwości przymknęło oczy na piętnowaną przez siebie przez lata… niedolę polskich dzieci nad fiordami, a Norwegowie przymkną oko na polskie więzienia, bite kobiety i prześladowanych sędziów. I w ten oto sposób polski resort (nie)sprawiedliwości dostał pieniądze i promesę, że może je wydać do końca 2024 r.

Deal z Norwegami…

Oto od jednego z pisowskich wiceministrów od (nie)sprawiedliwości dowiedziałem się, iż aktualnie w ramach programu „Sprawiedliwość” finansowanego ze środków norweskiego mechanizmu finansowego realizowane są dwa programy: przeciwdziałanie przemocy domowej i skuteczne wsparcie służby więziennej.

Pytacie, co to za mechanizm finansowy? Oto Polska jest największym beneficjentem funduszy Mechanizmu Finansowego Europejskiego Obszaru Gospodarczego – tzw. funduszy norweskich, bowiem Norwegia, Liechtenstein i Islandia w zamian za możliwość współpracy gospodarczej na obszarze UE przeznaczają krajom unijnym pieniądze jako bezzwrotną formę pomocy rozwojowej – de facto subwencje. W okresie 2014-2021 Polsce przypadało ok. 8 mld koron norweskich (3,35 mld zł) rozdzielonych na różne programy. Na przedsięwzięcia polskiego wymiaru sprawiedliwości miało być ok. 700 mln koron (jakieś 292 mln zł). Z tego z kolei 201 mln zł miało pójść na polski sektor penitencjarny, a ok. 25 mln zł na zwalczanie przemocy domowej.

I co? Ano okres finansowania skończył się rok temu, a Polska pieniędzy tych nie otrzymała – 28 lutego 2020 r. sekretarz stanu w norweskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych oświadczył, iż w świetle ostatnich wydarzeń w Polsce i decyzji Norweskiej Administracji Sądowej, władze norweskie nie podpiszą umowy z Polską w sektorze wymiaru sprawiedliwości finansowanej ze środków Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Decyzja ta była wyraźnym sygnałem dla polskich władz, iż norweski rząd troszczy się o rozwój praworządności i niezależności sądów w Polsce. Czyli, że polski resort od (nie)sprawiedliwości, może pożegnać się z niemal 300 mln zł, które miał dostać od Norwegów. Od tej pory minęło 2,5 r. Rozwój praworządności i niezależności sądów w pisowskiej Polsce nie uległ zmianie – właściwie jeszcze się pogorszył, a jednak norweska forsa się pojawiła. Miliony są dzielone na tworzenie pilotażowych kompleksów penitencjarnych, z których każdy składa się z więzienia, hali produkcyjnej i półotwartych zakładów rehabilitacji osadzonych. Też w ramach tych projektów personel służby więziennej jest odpowiednio przeszkalany oraz zostały wdrożone programy reintegracji i współpracy międzyinstytucjonalnej. Cdn.

I złem można czynić dobro… Cd.

Wskazałem, że to jeszcze nie koniec zasług prezydenta Rosji (vide poprzedni wpis).

– Oto rosyjska agresja w Ukrainie z dnia na dzień rozwaliła postulowaną przez faszyzującą europejską prawicę koncepcję Europy ojczyzn. Zamrożenie integracji Unii Europejskiej na poziomie luźnej federacji. Traktowanie Unii jak bankomatu. Albo jak „brukselską stajnię, skąd można konie kraść”. Putinowska Rosja sprawia, że Unia Europejska jednak będzie zacieśniać swe federalne więzi i się reformować. Martwa jeszcze niedawno idea wspólnej armii europejskiej zyskuje teraz kolejnych zwolenników. Zwłaszcza plany stworzenia jednolitej obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej.

– Przez wiele lat debatowano w Unii Europejskiej o jej suwerennościach gospodarczych. O niepodległości energetycznej, która miałaby być fundamentem przyszłej suwerennej, innowacyjnej europejskiej gospodarki. Debatowano bez większych efektów, bo najsilniejsze gospodarczo państwa Unii, takie jak Niemcy, Francja i niedawno Wielka Brytania, wolały prowadzić własne bilateralne polityki gospodarcze. Korzystne przede wszystkim dla grona najbogatszych państw w Unii. A teraz dzięki rosyjskiej agresji stara spasiona, rozleniwiona Europa dostała ożywczego kopa.

– Jeszcze w zeszłym roku stosunki polsko-ukraińskie przypominały tradycyjną „szorstką przyjaźń”. Trwał wieloletni konflikt polskiego Instytutu Pamięci Narodowej z jego ukraińskim odpowiednikiem. Wiosną każdego roku ożywiali się polscy kresowiacy, aby przypomnieć ofiary rzezi wołyńskich. Prezes wszystkich prezesów zapewniał, że… Ukraina z Banderą do Unii Europejskiej nie wejdzie, a na okolicznościowych wieczornicach powtarzano, że… Jak świat światem nigdy Ukrainiec Polakowi nie będzie bratem. A wystarczyła tylko jedna „operacja specjalna”, aby obydwa narody wręcz się w sobie zakochały.

– I coś jeszcze. Oto homofobiczne wypowiedzi prezydenta Rosji winny sprzyjać światowym ruchom LGBT. Wypowiadając wojnę Ukrainie – od tego momentu, wszyscy jego przeciwnicy zaczną przychylniej patrzeć na to środowisko. Na zasadzie: wróg naszego wroga jest naszym sojusznikiem. A przynajmniej nie jest naszym wrogiem. Dotychczas większość ukraińskiego społeczeństwa traktowała ludzi tego środowiska zgodnie z normami rozpowszechnionymi w tamtejszych więzieniach. A ponieważ wszystko, co robi teraz wrogi im prezydent jest złe, to i rosyjska wojna ze środowiskami LGBT również jest zła. Ciekawe, czy obecna wojna rosyjsko-ukraińska przyniesie pokój ukraińskim środowiskom LGBT?

– I już ostatnia konstatacja, wynikająca z tego na co starałem się zwrócić Waszą uwagę. Oto za sprawą rosyjskiego prezydenta, świat cały, no może nie cały, twierdzi, że kocha Ukrainę i Ukraińców. Niestety, mnie to nie dotyczy, choć pokochanie Ukraineczki leży w moich możliwościach. 

I złem można czynić dobro…

Powszechnie plugawiony w polskich mediach prezydent Rosji staje się demiurgiem wydarzeń, które jeszcze niedawno wydawały się nam niemożliwe do zaistnienia. A jednak… Spróbuję niektóre z nich tu zasygnalizować.

– Ileż to razy próbowano doprowadzić do ścisłego politycznego sojuszu administracji Białego Domu z politycznym kierownictwem Unii Europejskiej. Jakich to sposobów Amerykanie chwytali się, żeby taki sojusz, pod ich przewodem powstał. I nic. Dopiero putinowska „operacja” szybko i skutecznie „zszyła” politycznie USA z Unią Europejską. A także NATO z innymi sojusznikami paktu na świecie. Żaden ze szczytów NATO nie zjednoczył go tak skutecznie jak rosyjski prezydent. Ba, dodatkowo wolę wstąpienia do NATO zgłosiły Finlandia i Szwecja – przez wiele lat państwa neutralne, pozostające poza blokami militarnymi. Tu inspiracyjny wkład prezydenta Rosji jest oczywisty.

– Dzięki putinowskiej agresji na Ukrainę zakończył się w naszej Europie czas niekończących się debat o konieczności odejścia od nieodnawialnych surowców energetycznych, tworzenia „zielonej” ekonomii, innowacyjnej i produkcyjnej gospodarki. Też o niezbędnym oszczędzaniu energii, czyli oszczędzaniu wszystkiego, od żywności po elektroniczne gadżety oraz o zmianach naszego przeładowanego konsumpcją życia. Odcinając dostawy energetycznych surowców, prezydent Rosji zmusił nasz europejski dom spokojnej starości do przeprowadzenia obiecywanych od lat reform.

– Rosyjsko-niemiecki gazociąg Nord Stream 2 miał być dla europejskich gospodarek stałym źródłem korzystnie kupowanych rosyjskich surowców. Ale budził sprzeciw w Polsce i państwach Europy Środkowo-Wschodniej, także w Stanach zainteresowanych importem swego gazu skroplonego do Europy. Przez wiele lat polscy politycy próbowali zablokować jego budowę. Bezskutecznie. A wystarczyła tylko jedna decyzja prezydenta Rosji, by ten kontrowersyjny rurociąg został zatopiony – najpierw politycznie, a potem realnie. Przy okazji prezydent Rosji otworzył europejski rynek dla amerykańskiego skroplonego gazu. Dzięki niemu ożyło też cierpiące od lat na „chorobę mózgową” NATO oraz martwa intelektualnie Unia Europejska.

Nie to jeszcze nie wszystkie zasługi prezydenta Rosji i jego „operacji specjalnej”. Wskaże na nie dopiero w kolejnym wpisie, czyli cdn.

I jak tu się nie cieszyć…

Słowa „religia”; „wiara” i „Kościół” były i są przez pisowskich ministrów edukacji odmieniane przez wszystkie przypadki i przy każdej okazji. Można by więc sądzić, że do lekcji religii PiS przykłada tak wielką wagę jak do niczego innego. A skoro tak, to wypadałoby, żeby pisowska szkoła wykazała się potężnymi sukcesami w podnoszeniu religijności młodych Polaków.

A tymczasem, i jak tu się nie cieszyć, jest odwrotnie. Rządowe Centrum Badania Opinii Społecznej bada deklaracje uczestnictwa w zajęciach wśród uczniów szkół ponadpodstawowych od 2010 r. Wtedy w grupie 17-19 lat aż 93% badanych chodziło na lekcje religii. Do końca rządów PO/PSL chodzenie najstarszych uczniów na religię spadło do 85%. Ale gdy nastało PiS, zaczął się exodus z lekcji religii – w 2018 r. odsetek uczestniczących w nich uczniów zleciał do 70%, a w 2022 do 54%.

W warszawskich szkołach podstawowych 67% uczniów chodzi na lekcje religii, a w stołecznych liceach, technikach i szkołach branżowych – 30,9%, czyli mniej niż co trzeci uczeń. Jest mnóstwo klas, w których na religię chodzą jedna lub dwie osoby albo nie chodzi nikt.

W innych dużych miastach podobnie. W Lublinie w 2021 r. na lekcje religii w szkołach podstawowych chodziło 91% uczniów, a w szkołach ponadpodstawowych – 67%. W Katowicach, odpowiednio, – 86 i 42%. W Łodzi w szkołach ponadpodstawowych na religię chodzi zaledwie 28% uczniów, a w podstawówkach – 71,5%.

Dla każdego myślącego trend jest jasny. PiS udaje, że go nie dostrzega. Pewnie dlatego CBOS nie pogłębiło pytań o przyczynę zjawiska, skupiając się na bzdurnej kwestii, czy zajęcia z religii są ciekawe w porównaniu z innymi przedmiotami. Tu 42% uczniów uważa, że nie różnią się od innych, za to tyle samo osób – po 29%, stwierdziło, że są ciekawe lub nudne.

A przecież prosiłoby się o spytanie młodych ludzi, czy szkolne zajęcia z religii mają ich zdaniem jakiś sens. Bo o kwalifikacje katechetów i katechetek pytać kogokolwiek sensu nie ma.

Lewicy do przemyślenia

Wiecie, że serce mam po lewej stronie; że od zarania dziejów – od osiągnięcia stanu samodzielnego myślenia, sprzyjałem Lewicy. Dziś zaś, kiedy mnie w licznych badaniach ankietowych pytają, kiedy i ja siebie pytam, na kogo postawię w najbliższych wyborach parlamentarnych, odpowiadam, że jeszcze nie wiem, licząc na to, że Nowa Lewica poprawi się, że da mi jakiś pretekst bym na jej kandydatów oddał swój głos. Ale to co czyni pozbawia mnie złudzeń, że jest w stanie się poprawić, że jest i będzie lewicowa.

Oto kolejny przykład odejścia od lewicowości: dołączanie do uprawianej przez „środowiska biznesowe” histerii wokół podatku od nadzwyczajnych zysków; niereagowanie na wypowiedzi typu, że… w wolnej gospodarce zysku się nie reguluje. Kiedy właśnie, że się reguluje, że to właśnie nazywamy podatkiem. Inaczej jeszcze: nie wolno Lewicy jazgotem stawać po stronie wielkiego biznesu, miast po stronie obywateli.

A przecież „zabieranie przedsiębiorcom pieniędzy” to jedno z głównych zadań rządu. Prywatne firmy płacą podatki także w kapitalizmie, w tym europejskim, bowiem w USA bywa różnie. Ale i to nie powinno być celem Lewicy. Redystrybucyjna rola państwa należy do kluczowych jego zadań; na niej została zbudowana europejska koncepcja społeczeństwa dobrobytu.

Jeśli firmy chcą funkcjonować i zarabiać w zdrowych, sprawnych, spokojnych, nienarażonych na rewoltę państwach, muszą za to płacić. Tę zapłatę nazywamy podatkiem. A jeśli Polska ma pozostać w Unii Europejskiej, a nie na jej obrzeżach, musi mieć odwagę przeciwstawić się interesom wielkich korporacji i zażądać od nich sprawiedliwego wkładu w rozwój społeczny.

Zresztą podatek od nadzwyczajnych zysków nie jest pomysłem pisiaków. W połowie września zapowiedziała go szefowa Komisji Europejskiej, mówiąc, że Komisja ta zamierza uzyskać w ten sposób 140 mld euro. Kilka dni później o wprowadzenie takiego podatku karzącego przedsiębiorstwa, które zarabiają na wojnie i kryzysie, windując marże, apelował szef ONZ: Wzywam wszystkie rozwinięte gospodarki do opodatkowania nieoczekiwanych zysków firm paliw kopalnych. Fundusze te powinny zostać przekierowane na dwa sposoby: do krajów ponoszących straty i szkody spowodowane kryzysem klimatycznym oraz do osób zmagających się z rosnącymi cenami żywności i energii.

Podatek od nadzwyczajnych zysków dla firm żyjących z wydobycia i spalania paliw kopalnych postulują także analitycy Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Zatem nie będą to pieniądze „zabrane” uczciwym przedsiębiorcom, którzy na własne ryzyko ciężką pracą rozwijali swoje firmy; ani tym, którzy odnieśli w 2022 r. jakiś szczególny sukces i w związku z tym zarobili więcej.

Czyli jest to podatek nie od zysku generalnie, uzyskanego np. dzięki inwestycji w infrastrukturę, ale od zwiększonej marży, wymierzony w tych, którzy pasą się na wojnie, kryzysie i inflacji, dyktując absurdalnie wysokie ceny bez żadnego uzasadnienia w kosztach.

Tak więc podejście Nowej Lewicy do karnego opodatkowania korporacji, które pasożytują na ludzkim nieszczęściu, żeby windować zyski, nie może być… „w żadnym razie”. Przecież np., jak podają eksperci Forum Energii, w ciągu roku modelowa marża brutto polskiej energetyki wzrosła o 7000%. I wy chcecie tego bronić???