Mitomani

Pisiaki chcą mieć armię 2,5 razy większą niż już mamy. A wg obecnego ministra od obrony polskie siły zbrojne liczą dziś 128 tys. żołnierek i żołnierzy, zaś Global Firepower (GFP) – miarodajny światowy ranking, twierdzi, że 120 tys. Mamy też wg niego ponoć 863 czołgi (w większości mają wartość muzealną), 169 samolotów, w tym 91 stricte bojowych, oraz 237 helikopterów – nie wiadomo ile z nich lata.

Na obronę w tym roku wydamy 51 mld zł, czyli 2,2% Produktu Krajowego Brutto – PKB (natowska norma to 2%). Pisiaki obiecują stopniowy wzrost wydatków nawet do 2,5% PKB, bowiem wg nowej ustawy o obronie ojczyzny polska armia liczyć ma 300 tys. żołnierek i żołnierzy, czyli stać się mamy najbardziej zmilitaryzowanym krajem NATO w stosunku do liczby ludności. Ba, pod tym względem będziemy nawet lepsi od Chin i Rosji.

Armia ma być zawodowe, a nie z poboru. Trzeba gdzieś to towarzystwo położyć spać, nakarmić, ubrać i uzbroić oraz wypłacać mu uposażenie. A tylko na uniformy, karabiny i koszary potrzeba przynajmniej jednego obecnego rocznego budżetu MON, zaś na wynagrodzenia wojaków i osób zatrudnionych w wojsku oraz na wojskowe renty i emerytury dla nieco ponad 100-tys.armii, tylko w tym roku wydamy 22,5 mld zł. Gdyby więc wojska miało być ponad 2 razy więcej, to tylko na wynagrodzenia i emerytury potrzeba tyle kasy, ile idzie dziś na wszystko, co wojsku jest niezbędne.

Oczywistym jest, że 300-tys. armia powinna mieć przynajmniej 2 razy tyle czołgów co ta dzisiejsza – jakieś 1500 sztuk trzeba dokupić. Za 250 Abramsów mamy zapłacić 23 mld zł. To ile będzie nas kosztowało pozostałych 1250? Podpowiadam. Dwa dzisiejsze budżety MON.

Latającego sprzętu wielozadaniowego winniśmy mieć ok. 250, czyli potrzeba dokupić jakieś 160. I muszą być kompatybilne z tym, co już zamówiliśmy – F-35. A za 32 tego typu sztuki zapłacimy ponad 20 mld zł, więc dokupienie tylu, ile trzeba dla 300-tys. armii, to kolejne dwa obecne roczne budżety MON. Do tego doliczyć trzeba tysiące wozów bojowych, przynajmniej 300 śmigłowców, w cholerę wyrzutni rakietowych i mnóstwo innych rodzajów broni artyleryjskiej, za równowartość przynajmniej czterech budżetów MON.

A do obrony powietrznej powinniśmy mieć choćby tylko 10 zestawów przeciwrakietowych typu Patriot. A dziś mamy aż dwie baterie – na razie tylko zamówione w Stanach. Cena jednej to ponad 10 mld zł, więc w doposażenie nimi armii trzeba zabezpieczyć kolejne dwa roczne budżety MON.

A przecież wszystkie światowe trendy wskazują na to, że armie liczebnie się kurczą. Gdyby wymyślony przez prezesa wszystkich prezesów, dziś też jeszcze wicepremiera od obronności i jego przydupasa – ministra od tego samego, stopień zmilitaryzowania obywateli Polska osiągnęła za kilka lat, to w liczbie żołnierzy na głowę ludności przebijalibyśmy inne państwa co najmniej 3 razy. Ale co to dla mitomanów!

Sumując to wszystko, na utrzymanie 300-tys. armii potrzeba kupę kasy – tyle, ile wynosi dziś cały budżet państwa. Dlatego zapowiadanej tak liczebnej armii raczej nie będzie nigdy. Jednak hasła o konieczności zaciskania pasa dla obrony ojczyzny i tworzenia silnego wojska, będą dobrze brzmiały – tłumaczyły konieczność zaciskania pasa – zmniejszenia, czy nawet likwidacji niektórych wydatków socjalnych, np. czternastej emerytury, potem trzynastej. A może i „500 plus”?

Jedna uwaga do wpisu “Mitomani

  1. A za tej brzydkiej komuny mieliśmy sojusznika za miedzą i nikt by nam nic nie zrobił. To po co ten Wałęsa skakał przez ten płot? KOMUNO – WRÓĆ!!!!

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.