Niesłuszne oskarżenia i zarzuty… Cd.

Za postawienie niesłusznych zarzutów czy takiegoż oskarżenia (vide poprzedni wpis) władza publiczna powinna ponieść odpowiedzialność. A tym bardziej, jeśli dotyczy to wieloletniego utrzymywania stanu oskarżenia czy przedstawienia zarzutów, bowiem te mogą prowadzić do wyrządzenia znacznych szkód o charakterze: materialnym, rodzinnym i moralnym. Jest to szczególnie jaskrawe w sytuacjach, gdy osobą oskarżoną lub pozostającą pod zarzutem popełnienia przestępstwa jest osoba wykonująca zawód zaufania publicznego lub piastująca inną funkcję albo prowadząca działalność gospodarczą, dla której to osoby długotrwale pozostawanie w obszarze zainteresowania organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości może i najczęściej wywołuje poważną szkodę. Takich przypadków jest tysiące – stwierdził RPO.

A że pisowski minister nie raczył nawet odpowiedzieć na wniosek RPO, więc ten poprosił Senat o podjęcie stosownych zmian w prawie. Senatorowie szybko zabrali się do pracy i już po kilku miesiącach przygotowali odnośny projekt ustawy, a w marcu ubiegłego roku skierowali go do Sejmu. Tu pisowska Marszałkinii zdecydowała o jego skierowaniu do sejmowej zamrażarki. I tak za chwile minie rok, a ustawy, jak nie był, tak nie ma.

Czyżby dlatego, że Skarb Państwa musiałby wypłacać zbyt duże odszkodowania? Co prawda dokładnych rachunków nie ma, ale z szacunków wynika, że sprawa może dotyczyć nawet kilkudziesięciu tysięcy osób, którym państwo zniszczyło życie; że na ten cel należałoby zabezpieczyć jakieś kilkaset milionów złotych (vide też ewentualne straty poniesione w biznesie w przypadku przedsiębiorców). A z badań wynika, że połowę wszczętych spraw prokuratura umarza, głównie z powodu niewykrycia sprawców. Też często umarza już po postawienia zarzutów, bowiem, jak sama twierdzi, popełniony czyn nie miał cech przestępstwa, czy osoba, której postawiono zarzut, go nie popełniła, albo brak jest dowodów wystarczających do wniesienia aktu oskarżenia.

Uważam, iż tego typu ustawa – regulacja prawna, jest niezbędna. Można mieć pewność, że gdyby takie prawo weszło w życie niejeden prokurator poważnie by się zastanowił nad postawieniem zarzutów, A gdyby zmuszony był, choćby tylko w jakieś niewielkiej części – określonej procentowo, partycypować w tym odszkodowaniu, długo by się zastanawiał. Z pożytkiem dla obywateli.

Niesłuszne oskarżenia i zarzuty…

Pisowskie ministerstwo od zdrowia chce zachęcić kolejne grupy Polek i Polaków do szczepienia przeciw COVID-19. Tym razem głównie tych, którzy boją się poszczepiennych niepożądanych skutków. Przygotowało projekt ustawy o Funduszu Kompensacyjnym, z którego miałyby być płacone odszkodowania osobom, które doznają… niepożądanych odczynów poszczepiennych po przyjęciu szczepionki, będących, wg spiskowych teorii, przyczyną wielu zgonów. Oczywiście, że nie ma na to żadnych naukowych dowodów, a występujące niekiedy lekkie powikłania stanowią ułamek promila – 0,05% osób zaszczepionych.

Wskazany projekt ustawy stanowił, że osoby, u których wystąpił ten odczyn, mogłyby w ekspresowym tempie, bez żmudnej, czasochłonnej i kosztownej cywilnej rozprawy sądowej, uzyskać odszkodowanie finansowe w kwocie od 10 do 100 tys. zł.

No i fajnie. Ale ja się pytam… Macie forsę na te „bzdury”, a nie macie dla osób, które rzeczywiście zostały pokrzywdzeni przez pisowską prokuraturę? Im pokazujecie… takiego wała!

Oto, w styczniu 2019 r. ówczesny rzecznik praw obywatelskich (RPO) zwrócił się do ministra od (nie)sprawiedliwości, aby ten wystąpił z inicjatywą zmiany prawa tak, aby osoby niesłusznie oskarżone, lub te którym niezasadnie przedstawiono zarzuty, mogły żądać odszkodowania od skarbu państwa. Dziś bowiem – w świetle obowiązujących przepisów, wywalczenie odszkodowania jest niezwykle trudne, wręcz niemożliwe. A przecież postawienie niesłusznych zarzutów czy takiego oskarżenia może wyrządzić szkodę i krzywdę, za których powstanie władza publiczna powinna ponieść odpowiedzialność. Cdn.

Znaj proporcjum, mocium Panie Cz. 3

Prezentuję kolejne (vide poprzedni wpis) przejawy fraternizowania dotyczące tylko szczebla centralnego, polskich władz z białoruskimi.

– W ramach zacieśniania polsko-białoruskiej współpracy białoruski satrapa wysłał z misją do Polski zaufanych oficerów KGB. Latem 2017 r. delegacja składająca się z pracowników MSW, wśród których byli także dyrektorzy łagrów oraz Departamentu Wykonywania Wyroków MSW, wizytowała polskie firmy, z którymi chcieli nawiązać kontakty biznesowe – białoruscy więźniowie, niczym niewolnicy bez wynagrodzenia, mieliby pracować na potrzeby polskich przedsiębiorstw, a wypracowane przez nich pieniądze trafiałyby do budżetu białoruskiego MSW.

– W maju 2018 r. w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie przez cztery dni bawili wysocy funkcjonariusze struktur bezpieczeństwa białoruskiego MSW: zastępca naczelnika Zarządu Głównego Kadr MSW Białorusi, komendanci Centrum Doskonalenia Zawodowego Pracowników i Specjalistów MSW oraz Miejskiej Ochrony MSW, a także starszy inspektor ds. specjalnych zarządzania kadrami MSW. Ci oficerowie KGB w towarzystwie władz uczelni, m.in. komendanta-rektora i kanclerza, zapoznawali się ze strukturą i wyposażeniem szkoły, a także systemem szkolnictwa policyjnego i doskonalenia zawodowego kadr. Nie zabrakło też suto zakrapianego bankietu. A wszystko to działo się za wiedzą i akceptacją wtedy szefa MSWiA, a dziś szefa MON.

I tak to pięknie było do czasu sfałszowanych i krwawo stłumionych protestów związanych z wyborami prezydenckimi na Białorusi. A strzelano do demonstrantów pociskami hukowymi wyprodukowanymi w fabryce w Polsce – w Pionkach, która zaopatruje również i w te pociski polską policję.

Jednak to nie przeszkadzało polskiej policji w listopadzie 2020 r., po śmierci białoruskiego artysty skatowanego w Mińsku, gdy chciał uniemożliwić usunięcie niepodległościowych symboli ze swojego domu, rozpędzić mieszkających w Polsce Białorusinów – żałobników, którzy przed ambasadą Białorusi w Warszawie – na symbolicznej mogile, chcieli w ciszy i skupieniu złożyć kwiaty i zapalić znicze.

I jak ty się wszystko ma do podniesionego przez PiS wrzasku wokół wspomnianej wizyty delegacji NIK na Białorusi? Nijak! Znaj proporcjum, mocium Panie.

Znaj proporcjum, mocium Panie Cz. 2

Prezentuję dalsze (vide poprzedni wpis) przejawy fraternizowania dotyczące tylko szczebla centralnego, polskich władz z białoruskimi.

– Jesień 2016 r. na Białoruś wyruszyła kilkudziesięcioosobowa misja rządowa pod przewodnictwem ówczesnego pisowskiego wicepremiera (dziś premiera), aby zacieśniać współpracę. – Otwieramy dzisiaj nowy rozdział w historii polsko-białoruskich relacji i zależy nam na tym, aby zyskały one jakościowo nowy wymiar. Nasza wymiana gospodarcza jest już widoczna i przynosi konkretne efekty, ale nasze ambicje są większe, dlatego jesteśmy otwarci na szeroką współpracę z Białorusią – prawił i kłamał, jak to ma w zwyczaju. Delegacja wzięła m.in. udział w posiedzeniu Polsko-Białoruskiej Międzyrządowej Komisji Współpracy Gospodarczej oraz w XX Forum Ekonomicznym Dobrosąsiedztwo, podczas których przedstawiciele polskich władz prowadzili rozmowy z samym satrapą, premierem i wicepremierem Białorusi.

– No i wizyta ówczesnego pisowskiego Marszałka Senatu w Mińsku. Biesiadował i obściskiwał się z dyktatorem, a potem mówił; – Jeśli chodzi o ten ludzki wymiar, to zależy absolutnie panu prezydentowi Łukaszence na interesie Białorusi, to widać. I widać to, że jest człowiekiem takim ciepłym, o tak, jeśli mógłbym określić to spotkanie.

– Ba, do Mińska pojechał nawet prezes IPN. Spotkał się m.in. z dyrektorem Muzeum Historii Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. W oficjalnym komunikacie IPN napisano, że… IPN zaproponował dyrekcji Muzeum podjęcie współpracy z Instytutem. A podczas rozmów z władzami Białoruskiej Akademii Nauk i Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego stwierdził, iż… podjęte zostaną wspólne wysiłki w celu utworzenia polsko-białoruskiego forum historyków, stanowiącego arenę spotkań naukowców z obu państw. Spotkał się też z przewodniczącym Bobrujskiego Miejskiego Komitetu Wykonawczego i jego zastępcą. Ci zapewnili, iż… władze miasta gwarantują podjęcie działań w celu budowy pomnika polskich oficerów w Twierdzy Bobrujsk. Uradowany tym podsunął pomysł… urządzania polsko-białoruskich spływów kajakowych rzeką Berezyną i… zaoferował możliwość zorganizowania przez IPN lekcji dla nauczycieli białoruskich, wykorzystujących materiały edukacyjne Instytutu, a nawet zaprosił władze tego miasta na uroczystości związane ze stuleciem Niepodległości Polski. Cdn.

Znaj proporcjum, mocium Panie

Były protegowany pisowski, dziś już „usamodzielniony” Szef NIK, a właściwie delegacja tej Instytucji, pojechała na Białoruś na zaproszenie Izby Kontroli Republiki, czyli białoruskiego odpowiednika NIK. Afera jak cholera! – krzyczy Zjednoczona prawica. A ja się zastanawiam, o co tu chodzi i dochodzę do wniosku, iż nie byłoby tematu, gdyby prezesem NIK był zausznik PiS, a nie znienawidzony przez władzę renegat. Tego trzeba natychmiast pozbawić immunitetu i odwołać, a między czasie dowalić Mu – wołają wszelkie pisiaki. I się zaczęło. – Wiceszef MSZ: to… zdrada interesów państwowych; wiceszef MSWiA: …ta wizyta jest karygodna należy wyjaśnić każdą minutę przebywania delegacji NIK w Mińsku.

I można by nad tym zaciągnąć kurtynę milczenia, gdyby nie fakt, że kiedy PiS doszedł do władzy radykalnie zmienili kurs poprzedniego rządu – PO-PSL, izolacji białoruskiego reżimu i rozpoczął z własnej, nieprzymuszonej woli flirt z satrapą tego państwa. – Winien wyjaśnić nam, dlaczego tak ochoczo się z nim kumał, choć nie było ku temu żadnych racjonalnych przesłanek. Trudno bowiem pojąć, czym się kierował, gdyż w tym czasie opozycjoniści na Białorusi także siedzieli w więzieniach i obozach pracy, niektórzy znikali bez śladu, a mniejszość polska była poddawana regularnym szykanom i represjom.

Przejawy tego fraternizowania? Tylko niektóre, dotyczące szczebla centralnego, bowiem od 2016 r. kontakty polsko-białoruskie na szczeblu rządowym zostały zacieśnione jak nigdy wcześniej. Polscy ministrowie, wiceministrowie i przedstawiciele instytucji państwowych regularnie jeździli na Białoruś, aby potem gościć nad Wisłą ludzi białoruskiego satrapy oraz robili wszystko by mu się przypodobać. – PiS zapowiedziało obcięcie dotacji dla znienawidzonej przez reżim w Mińsku Telewizji Biełsat, co wiązałoby się z jej likwidacją. Ówczesny szef dyplomaci na pytanie, czy rząd chce ograniczyć fundusze dla tej telewizji, powiedział: – Nie chcę, ale muszę – jak to mówił klasyk i dodał, że… jesteśmy też umówieni z Białorusinami, że oni wprowadzą na teren Białorusi Telewizję Polonia, Telewizję Kultura. Nie wytrzymała tego szefowa Związków Polaków na Białorusi. – Moim zdaniem to jakieś szaleństwo – likwidacja Telewizji Biełsat, przekazującej wiarygodną sytuację społeczeństwu białoruskiemu, która łamie monopol rosyjskiej propagandy na terenie byłych republik Związku Sowieckiego – wykrzyczała. Cdn.

Katolicki think tank Cd.

W polskim prawie istnieje możliwość uznania ojcostwa dziecka przed narodzinami (tzw. ojcostwa płodu) a nawet zarodka (vide poprzedni wpis) – art. 75 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, stanowi, iż… można uznać ojcostwo przed urodzeniem dziecka już poczętego. Jednak zgodnie z art. 73 ust. 1 tego kodeksu, takie oświadczenie mężczyzny złożone przed kierownikiem urzędu stanu cywilnego, aby odniosło skutek, musi zostać potwierdzone przez matkę dziecka. Natomiast to, czy w danych okolicznościach faktycznych doszło do powstania więzi o charakterze rodzinnym i czy więź ta obejmuje płód bądź zarodek, i jak w kontekście tego prawa sytuuje się zabieg aborcji, należy do oceny niezawisłych sądów, mogących sięgać do dorobku orzeczniczego Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Nie jest ono po myśli Ordo Iuris. Może się jednak okazać, iż za stołem sędziowskim zasiada członek, czy zwolennik tego podmiotu.

Oto i kolejna pozycja wspomnianego wcześniej programu. Jak wiemy, w Polsce prawo stanowi, iż osoba transpłciowa, bez względu na swój wiek, żeby skorygować płeć i dokonać zmiany jej oznaczenia w dokumentach oraz uzyskać nowy numer PESEL, musi pozwać rodziców o tzw. niewłaściwe oznaczenie płci przy narodzinach. Tak się dzieje nawet w sytuacji, gdy rodzice wspierają w tym swoje dziecko. Jeśli jednak rodzice będą przeciwni, mogą liczyć na pełne wsparcie prawników tego Instytutu.

Oczywiście w praktyce to sąd rozstrzyga sprawę na podstawie opinii biegłych oraz zeznań świadków i osoby zainteresowanej, niemniej prawnicy ci będą mogli, wykorzystując wszelkie dostępne kruczki prawne i wybiegi, przeciągać sprawę w nieskończoność. To zaś może skutecznie obrzydzić życie osobom, transpłciowym, które i tak lekko w Polsce nie mają.

A pamiętajmy, że członkowie tego think tanku mają niemałe wpływy w państwie Zjednoczonej prawicy – dwóch już trafiło do SN, jeden jest krajowym konsultant ds. genetyki, a jednego polski rząd koniecznie chce wepchać do sztrasburskiego Trybunału (jest nadzieja, że bez powodzenia). Zresztą, gdzie tego tałatajstwa nie ma. Różnie więc może się dziać. Czuwajmy!!!

Katolicki think tank

Skrajnie katolicki, konserwatywny, średniowieczny think tank – Instytut Ordo Iuris. Wnika w struktury władzy w Polsce niczym pleśń. Jego celem jest stworzenie szerokiego środowiska mającego wpływ na decyzje polityczne i kształt polskiego prawa zgodnego z linią ideologiczną religijnych fundamentalistów.

W styczniu Instytut przedstawił ambitne plany na 2022 rok. W nim znalazły się wszelkie inicjatywy wobec podmiotów i osób wspierających środowiska LGBTQ plus – tym zbereźnikom, także wobec dzieci samotnych matek i par żyjących bez ślubu (oczywiście katolickiego), które pozbawiają miejsc w przedszkolach dzieci z przykładnych rodzin (oczywiście pobłogosławionych przez katolickiego księdza). Chcą temu zaradzić przez wymuszenie zmian w obowiązującym prawie, też lokalnym.

Zapowiedział też uruchomienie poradnika dla „proliferów” i osób „zainteresowanych ochroną życia”, a także publikację kilkusetstronicowego raportu „aborcyjnego”, w którym będzie analizować… aspekty prawne, medyczne oraz komunikacyjne zagadnienia aborcji, w aspekcie… afirmacji życia i ochrony jego obrońców.

Ordo Iuris chce też i będzie reprezentować ojców dzieci nienarodzonych w sprawach o dokonanie nielegalnych aborcji przez matki tych nienarodzonych (jedna tego typu sprawa jest już na wokandzie). Chodzi o przekonanie sądu, że… takie postępowanie matki naruszyło dobra osobiste ojca dziecka polegające m.in. na prawie do życia rodzinnego, które w wyniku aborcyjnego zabicia dziecka zostało mu bezpowrotnie odebrane. Co z grubsza oznacza, iż mężczyzna przez sam fakt zapłodnienia nabywa prawa do życia rodzinnego z kobietą i dzieckiem, a aborcja mu je odbiera. Pamiętajmy tu jednak, że w świetle obowiązującego prawa nie ma regulacji, które obciążałyby kobietę odpowiedzialnością karną za przerwanie ciąży. Cdn.