Świat krzyczał: #MeToo! Cd.

wia181014Często trudno jest oddzielić skutki jednych form molestowania seksualnego od skutków drugich, bo one zwykle występują razem. Jedno z badań z 2005 r. pokazało, że niepożądane zachowania seksualne wywołują tyle samo stresu niezależnie od tego, czy zachowania takie pojawiły się raz, czy wiele razy. Natomiast w przypadku obscenicznych i negatywnych komentarzy dotyczących płci poziom stresu wzrastał wraz z częstotliwością tego typu uwag.

A jednak w powszechnym myśleniu dominuje, że to kobiety załatwiają sobie różne sprawy dzięki własnej atrakcyjności, a jeśli nie załatwią, to się mszczą. – Gdyby ją naprawdę zgwałcono, to nie zostałaby jeszcze przez kilka miesięcy z gwałcicielem. – Na pewno chciała sobie coś załatwić przez łóżko, nie załatwiła, to teraz się odgrywa – takie właśnie dominują komentarze.

Gdy chodzi o subtelniejsze niż gwałt przejawy molestowania, ludzie stawiając siebie w centrum takiej sytuacji, myślą, że ich by to nie ruszyło. A to nieprawda. Bycie ofiarą molestowania, czyli długotrwałego procesu, jest niszczące dla psychiki. Tak, molestowanie zawsze zaczyna się od klimatu, od kultury, która przyzwala na molestowanie. Widać to wyraźnie na przykładzie badanych mężczyzn. Pytani, jak zareagowaliby na molestowanie seksualne, mówią często, że by im to pochlebiało. Ale już badania nad konkretnymi mężczyznami, którzy molestowania rzeczywiście doświadczyli, uwidoczniły, że miało to na nich duży negatywny wpływ.

Jest jeszcze pytanie o to, dlaczego człowiek będąc ofiarą molestowania czy nadużycia seksualnego pozostaje w takiej relacji? W przypadku relacji zawodowych często decyduje sytuacja życiowa. Człowiek bardzo potrzebuje pracy i boi się, że ją straci, jeśli coś powie. Wiele też zależy od indywidualnej historii danej osoby. Może ona nie wiedzieć, że to, czego doświadcza, to już przemoc, bo chociaż czuje się niekomfortowo i źle, to całe życie słyszała o „dystansie” i że „na żartach się nie zna”. Jeśli bowiem aktorki w Hollywood, zarabiające duże pieniądze, mające dostęp do świetnych prawników, przez lata nie mówiły nic, to trudno spodziewać się tego typu wielkich gestów od ludzi, którzy nie mają takich zasobów. Oczywiście problemem jest tu to, że przy okazji #MeToo wyznania o gwałtach, zaczepkach, dotyku, wulgarnych uwagach, wrzuca się do jednego worka. Ale dzięki temu widzimy, że problem dotyka prawie wszystkich kobiet i sporej części mężczyzn.

Wszystkie te zjawiska, te sprawy, należy omawiać na forum publicznym – im więcej tego, tym łatwiej będzie o tym mówić kolejnym osobom poszkodowanym. I nie należy bezrefleksyjnie podważać tego, co mówią ofiary, tylko dlatego, że obarczają winą kogoś, kogo my lubimy, szanujemy, kto nam nigdy nic złego nie zrobił. Pamiętajmy, że opowiedzenie o tym, że było się ofiarą molestowania, wymaga dużej odwagi.

Jednak nie wystarczy tylko mówić o tym negatywnym zjawisku. Trzeba też zawsze adekwatnie reagować, bowiem brak jakiejkolwiek reakcji, który towarzyszył temu zjawisku przez lata czy też usprawiedliwianie czyichś zachowań i tolerowanie przeprosin, typu: „przepraszam, że nie umiesz dobrze zinterpretować, o co mi chodziło”, zamiast: „przepraszam, że moje zachowanie sprawiło ci przykrość”, jest wyborem najgorszym z możliwych i nie powstrzyma łańcucha przemocy seksualnej.

 

Świat krzyczał: #MeToo!

wia181014W ostatnio nasilonej publicznej dyskusji skupiono się głównie na sprawcach, a mniej na ofiarach. Ddziś w ogóle już o tym ciszej – medialna burza przemija, a z czasem przeminie całkowicie. A mnie się marzy by stała się zarzewiem dyskusji, w której będzie dominować narracja: jak pomóc – jak systemowo pomagać ofiarom molestowania seksualnego, jak zmienić klimat panujący w różnych organizacjach, i w ogóle klimat w Polsce, żeby tego typu zachowania nie były akceptowane – żeby ludzie reagowali, żeby wiedzieli, czym jest molestowanie seksualne i jakie zachowania są jego przykładami.

Czym więc faktycznie jest molestowanie seksualne? W polskich badaniach z przed #MeToo, wynika, że molestowania seksualnego w naszym Kraju doświadcza od 7 do 28% osób, zaś inne badania – nad problematyką molestowania w pracy, wykazały, że dotyczyło ono od 66 do 78% Polaków obojga płci. To dużo, a nawet ogromnie dużo, ale wynik ten osiągnięto przy zastosowaniu bardzo szerokiej definicji molestowania, włączając w nią tzw. molestowanie ze względu na płeć – obsceniczne komentarze. Miało na nie też wpływ i to, że kiedy podczas tych badań przedstawiano badanym listę zachowań, które wynikają z definicji molestowania seksualnego, i pytano, czy kiedyś doświadczyli ich w pracy, wielu przyznawało, że tych konkretnych zachowań doświadczyło, ale kiedy pytano te same osoby, czy doświadczyły molestowania seksualnego – większość mówiła, że nie.

Czym więc w ogóle jest molestowanie seksualne? Art. 3 ust. 4 ustawy o wdrażaniu niektórych przepisów Unii Europejskiej w zakresie równego traktowania stanowi, że… to każde niepożądane zachowanie o charakterze seksualnym, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności tej osoby, w szczególności przez stworzenie wobec niej zastraszającej, wrogiej, poniżającej, upokarzającej lub uwłaczającej atmosfery. Na zachowanie to mogą się składać fizyczne, werbalne lub pozawerbalne elementy. Ale uwaga! Jest tu mowa o zachowaniu, …którego celem lub skutkiem, więc intencje mogą, ale nie muszą mieć znaczenia.

Natomiast na użytek badań nad problematyką molestowania w pracy stosowano definicję molestowania seksualnego, w której występowały trzy podtypy: przymus seksualny – np. praca za seks; niepożądane zachowania seksualne – różne formy dotykania, obłapiania i trzeci, molestowanie ze względu na płeć. Ten ostatni to: obsceniczne komentarze – np. żarty o podtekście seksualnym, na temat czyjegoś wyglądu; negatywne komentarze dotyczące danej płci – np. że mężczyźni myślą tylko o jednym, albo że kobiety nadają się tylko do jednego; wymuszanie zachowań zgodnych z rolą płciową – np. mówienie koleżance w pracy, że nikt nie lubi babochłopów, więc powinna zacząć się malować, wieszanie kalendarzy z gołymi ludźmi w biurze, mówienie mężczyźnie, że nie powinien brać zwolnienia lekarskiego na dzieci, bo nie on jest od tego.

Z tych samych badań wynika, że molestowanie ze względu na płeć raczej nie jest w Polsce oceniane negatywnie. A powinno, bowiem dla samopoczucia ofiary nie ma znaczenia, czy uważa ona, że dane zachowanie to już molestowanie seksualne czy nie. Negatywne konsekwencje molestowania – w tym molestowania ze względu na płeć – pojawiają się niezależnie od tego i niosą ze sobą: obniżenie samooceny, trwałe obniżenie nastroju, depresję. Np. głupie komentarze, jeśli dzieją się w pracy, obniżają satysfakcję z tej pracy albo powodują obniżenie zaangażowania w nią. Cdn.

Prawdziwe priorytety

wia181014Instytut Maszyn Matematycznych działał od 1948 r. Od początku był podmiotem badawczym działającym w dziedzinie informatyki, związanym z budową elektronicznych maszyn cyfrowych i tworzeniem oprogramowania do tych maszyn. Był główną, a przez długi czas jedyną, placówką naukowo-badawczą w kraju, zajmującą się budową i podstawowym oprogramowaniem komputerów oraz problemami ich stosowania w nauce i przemyśle. Współcześnie prowadził badania naukowe i prace rozwojowe w zakresie szeroko rozumianej informatyki. A od początku lat dziewięćdziesiątych rozwijał innowacyjne technologie informatyczne zarówno w zakresie oprogramowania jak i budowy wyspecjalizowanych systemów informatycznych. No i fajnie, ale na końcówce swej działalności przypadającej na czas władzy PiS miał dwa „poważne mankamenty”.

Pierwszy to siedziba – zajmował cztery budynki leżące w kwartale ulic, gdzie mają siedziby liczne agendy rządowe i służby specjalne. Na dodatek są to obiekty po renowacji, więc wyglądają jak nowe i kuszą.

Drugi – ważniejszy, chrapkę na tę siedzibę miało CBA – ukochane dziecko PiS, uważane przez aktualną władzę za perłę wśród służb specjalnych. Nie może więc dziwić, że od wyborów z 2015 r. ciągle zatrudnia nowych agentów, zwiększa budżet, rozrasta się i zaczęło rozglądać się za nową siedzibą – właśnie tę po Instytucie. I ją dostało.

A instytut? Zapadła decyzja, że od 1 stycznia 2018 r. przestanie istnieć w dotychczasowej postaci (sic!). Ma być połączony z Naukową Akademicką Siecią Komputerową. Ale każdy głupi wie, że odebranie budynków Instytutowi i wskazane połączenie oznacza de facto likwidację tej naukowej placówki.

Ale mnie to nie dziwi. Przyzwyczaiłem się już do pisowskiej propagandy – mami zwiększeniem nakładów na naukę i innowacyjne rozwiązania, a po cichu podejmuje decyzja o likwidacji znanej w świecie placówki badawczo-innowacyjnej, po to tylko, aby mogły rosnąć w siłę służby specjalne, których podstawowym zadaniem jest objęcie pełną kontrolą wszystkich „nieprawomyślnych” obywateli. Takie właśnie są rzeczywiste priorytety kaczej IV RP.

Rechrystianizować Europę

wia181014Pomysł nowego premiera o statusie identycznym jak Broszka, aby rechrystianizować Europę, to nie była próba podlizania się Ojdyrowi i pisowskiej rodzinie. On już tak ma. – Chcemy przekształcać Europę, rechrystianizować ją, bo niestety w wielu miejscach nie śpiewa się kolęd, kościoły są puste i są zamieniane na muzea – rzekł w pierwszym swym wywiadzie.

Dokładnie mówiąc jest to element strategii. Nie chodzi bowiem o to by wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej, ale aby ją „przejąć”. Do realizacji tego celu PiS szykuje się już od jakiegoś czasu. – Pieniądze UE są fajne, więc po co ją niszczyć, jeśli można zawłaszczyć.

Zadaniem tym obarczono nową broszkę – pobożnego technokratę, odmawiającego zjedzenia pierogów z mięsem w piątek, proszącego ojca o błogosławieństwo dla premierowania i o pomoc Boga w czasie zaprzysiężenia na tę fuchę.

Czy to realne? Bzdura! Ale zabiegi te są kosztowne dla Polski i Polaków – dla nas, choć to tylko demonstracja religijna, której nadano rangę państwową. Jej źródła znajdujemy u emerytowanego, dziś honorowego, redaktora naczelnego tygodnika „Niedziela”. Ten księżulo pod koniec czerwca 2016 r. zorganizował imieniny, na które zaprosił: europosłów, polityków i dziennikarzy. Rozmowa dotyczyła tego jak „odzyskać” Europę. Efektem było powołanie ruchu Europa Christi, działającego przy Fundacji Myśląc Ojczyzna im. solenizanta, który jest też jego moderatorem. Ruch działa, a koszty ponosimy my.

W marcu 2017 r. odbyła się ogólnopolska pielgrzymki na Jasną Górę… w intencji powrotu do korzeni chrześcijańskich Europy oraz rychłej beatyfikacji ojców zjednoczenia Europy na fundamentach chrześcijańskich… Modłom towarzyszył Pierwszy Europejski Kongres Grup Schumana połączony z sympozjum Ruchu „Europa Christi”. W październiku zaś tego samego roku, zorganizowano pierwszy kongres Ruchu. Jego współorganizatorami, czyli płatnikami, byli m.in. Senat RP, Ministerstwo Środowiska, Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi i większość państwowych spółek. Do uczestników jednej z sesji tego kongresu list skierował naczelnik-prezes-zwykły poseł: – Europa, co widzimy doskonale, przeżywa głęboki kryzys wartości. To aksjologiczne zagubienie wynika z odchodzenia od Boga, z pysznego urojenia, że człowiek może dać sobie radę bez Niego – czytamy w nim. Swoje dołożył też prezydencki minister: Niebawem będziemy świętować 60-lecie Traktatów Rzymskich i próbujemy podjąć refleksję o stanie współczesnej Europy. Ta refleksja będzie niepełna bez świadomości korzeni tego procesu i katolickiej tożsamości osób, które tworzyły Wspólnotę Europejską.

Członkowie i sympatycy Ruchu „Europa Christi” uważają, że dzisiejsza Unia odeszła od pierwotnych założeń, pogrążając się w odmęty liberalizmu, ateizmu i dżenderyzmu, a na dodatek partie chadeckie zdradziły. Remedium na to wszystko – na ten kryzys, jest katolicyzm.

Dziwne jest w tym to, że pisowcy chcą wracać do takich tradycji unijnych, których wspólnota nigdy nie posiadała. Poprzedniczki Unii: Europejska Wspólnota Węgla i Stali, Europejska Wspólnota Gospodarcza oraz Europejska Wspólnota Energii Atomowej – nie opierały się na jakiejś ideologii. W traktatach założycielskich mówiono głównie o pokoju i postępie gospodarczym, któremu miał służyć wspólny rynek. Tak, integrację podporządkowano celom ekonomicznym i zapobieganiu wojnom.

A UE w obecnym kształcie pojawiła się już z tymi wartościami, które PiS zwalcza: – Unia opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wartości te są wspólne Państwom Członkowskim w społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn – stanowi jej traktat. I innych wartości w nim nie ma, choćby PiS stawało na głowie.

Ale jest w tym jeszcze coś ciekawego. Oto rechrystianizatorzy zabiegają o beatyfikację dwóch tylko architektów porozumienia państw Europy po II wojnie światowej – spośród ojców założycieli wybrali tylko wiernych katolików. Jeden z nich nigdy nie założył rodziny, żył w dobrowolnym celibacie, niemal jak mnich – poświęcił życie prywatne dla polityki.

Czy Wam to kogoś nie przypomina? Podpowiem. Jeden z jego przydupasów, dziś już w randze ministra tako o niego pytał: – Kojarzycie polskiego polityka, który… poświęcił się całym życiem. Nie ożenił się, bo służył Polsce i nie chciał unieszczęśliwiać jakiejś kobiety, którą by pozostawiał, służąc Polsce? Czy w tym wszystkim nie chodzi czasem o to, by to jego w odpowiednim czasie wynieść na ołtarze – uczynić patronem przejętej przez pisowską Polskę Europy? Jednego z bliźniaków uhonorowano wawelską kryptą, a do drugiego modły za Polskę i Europę wznoszone będą.

Co prawda za kanonizację trzeba wybulić około pół miliona euro. Ale co tam pieniądze. Te się znajdą. Od czego mamy spółki skarbu państwa. Co tam rechrystianizacja. Ważne by prezes miał aureolę. A o uznanie cudu nie będzie trudno. Tyle ich w Polsce za jego sprawą. Amen!

Mroczna Polska…

wia181014Na końcówce pierwszego dnia świat, bezmyślnie klikając pilotem, trafiłem na film: Mroczna Argentyna. Przez zwykle lenistwo i ogarniającą mnie z powodu świątecznego obżarstwa senność zdecydowałem się na ten usypiacz. Jednak w pewnym momencie uzmysłowiłem sobie, że zaczynam go oglądać ze szczególną uwagą i skupieniem. Całkowicie wybiłem się ze snu. Przedstawioną w nim sytuację zacząłem porównywać z tą w mojej ojczyźnie – w Polsce.

A film ten (tytuł oryginalny: Imagining Argentina), będący wierną adaptacją książki Lawrenca Thornton’a: Sny Carlosa Ruedy – wzruszający i budzący ogromne emocje, na poły dramat i thriller – pokazuje Argentynę lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku.

W wyniku zamachu stanu rządy objęła junta wojskowa – generałowie. To co działo się podczas ich rządów, dziś nazywa się brudną wojną. A polegało to głównie na zastraszaniu, porywaniu, torturowaniu i mordowaniu przeciwników politycznych. Zdarzało się, że tymi przeciwnikami bywali nawet uczniowie liceów (vide: noc ołówków).

Właśnie w okresie tej smuty rozgrywa się akcja powieści. Tytułowy bohater jest dramatopisarzem, jego żona zaangażowaną politycznie dziennikarką, która mimo niebezpieczeństwa, publikuje nieprzychylne władzy teksty. Wydaje się, że zainteresowanie nią junty, jest tylko kwestią czasu. I rzeczywiście, po opublikowaniu tekstu pt. Dzieci z La Platy (o wspomnianej już nocy ołówków) dołącza do grona zaginionych.

A film? Argentyna, lata 70. W kraju panuje polityczny terror i represje. Tysiące ludzi – oponentów władzy, ale nie tylko, znika z dnia na dzień w tajemniczych, i niewyjaśnionych okolicznościach – bez śladu. Trafiają do tajnych więzień i izb tortur. Ich zrozpaczone rodziny wołają o pomoc. A ze strony Policji brak właściwej reakcji. Widzimy tu dramatyczną historię ludzi walczących o przeżycie we własnym kraju, który jest rządzony przez totalitarne władze. Obraz mroczny i dramatyczny. Ukazuje też trud poszukiwań zaginionych, walkę o to by się nie poddać i nadzieję na to, że wszystko zakończyło się szczęśliwie.

I z końcem filmu bohaterowie filmu się odnajdują. A my słyszymy głos narratora zza kadru: – Rządzący nami generałowie zdając sobie sprawę, że idą zmiany, więc będą pozorować demokratów, „poluzują” – niech świat zobaczy, jaką zapewnili nam „wolność”. A wszystko po to by nie ponieść odpowiedzialności ze swe niecne czyny. I tak do następnego razu, kiedy ponownie nadarzy się czas wzięcia nas za mordę.

I tu dostrzegam analogię do naszej, polskiej, aktualnej rzeczywistości. Nie tak krwawą, ale nie mniej opresyjną: długotrwałe legitymowanie oponentów, rzucanie na glebę, pałowanie, przetrzymywanie w aresztach, rewizje osobiste, w tym wpychanie paluchów do kobiecej pochwy w poszukiwaniu żyletki, którą mogłaby wykorzystać przy ewentualnej próbie samobójczej, wchodzenie skoro świt do domów, złośliwe przeszukania, dotkliwe kary finansowe, też dla nieprzyjaznych stacji telewizyjnych. Można by jeszcze długo wymieniać, ale to niczego nie zmieni.

Apeluję więc: nie pozwólmy, by naszym polskim „generałom” cokolwiek uszło na sucho, by pozostali bezkarni – niech niezapomniane będą ich słowa i czyny. Zróbmy wszystko by nawet wtedy, kiedy tego typu osobnicy w wyniku demokratycznych wyborów dorwą się do władzy, nie mieli najmniejszych nawet szans na to byśmy „znikali bez śladu” – na rozmontowywanie podstawowych zasad demokratycznego państwa prawa, na pozbawianie nas, nawet tylko ograniczanie, podstawowych praw i wolności.

Nadzieję chcę Wam dać…

wia181014Myślę… Mam pewność, że ostateczną rozgrywkę z sądownictwem PiS świadomie i z rozmysłem zaplanował na czas przedświąteczny, licząc na to, że nastawieni rodzinnie, odpuścimy im ten szwindel. Ale ja mam nadzieję, że się przeliczy.

A odwołuję się do niej w ten wigilijny dzień, bowiem mam nadzieję, jestem przekonany, że moje pragnie wstępnego pogonienia pisuarów zdarzy się już w 2018 roku, gdyż istnieje ku temu, i to nie tylko minimalne, prawdopodobieństwa. Tak, mam nadzieję na społeczne uzdrowienie – wyjście z odrętwienia, i tego pragnę. I jestem przekonany, że tak się stanie; że wydarzy się ten przysłowiowy „cud” już przy samorządowych urnach wyborczych.

Powiecie: płonne nadzieje, złudzenie. A ja na to: że bez nadziei trudno wyobrazić sobie zwycięstwo; że nadzieja staje się orężem przy pokonywaniu lęku i rozpaczy, motywuje do walki i wytrwałości w dążeniu do celu. Zachęcam więc nawet do uciekania się do różnych sztuczek, by jej nie zabijać, jak czynią to rządzący właśnie, by jej nas pozbawić, byśmy uznali, że ich „dobra zmiana” jest jedyną i niczym zastąpić jej nie można, i nie potrzeba.

Powiecie: mało realne, a gdzie realizm. A ja na to: że trzeba znaleźć złoty środek między optymizmem a realizmem, znaleźć słowa i zachęty do działania, ale jednocześnie dać choćby minimalne poczucie bezpieczeństwa, wzmacniające i zachęcające do walki. Tak, nadzieja jest najlepszym motywatorem i mobilizuje do działania, także integruje i daje poczucie własnej podmiotowości sprawczej (jeszcze wiele ode mnie zależy), dopinguje do walki z przeciwnościami losu w nieustannie zmieniających się okolicznościach.

Oczywiście, że realizm w ocenie sytuacji to rzecz bezcenna. Umożliwia, gdy istnieje taka konieczność, zmianę celów, na których nam zależy oraz środków ich realizacji Nie można bowiem gwarantować sukcesu, wskazując nierealne cele, co jest domeną wielu politycznych znachorów.

Reasumując. Dawanie nadziei nie jest równoznaczne z przekonaniem, że coś się na pewno zdarzy, a jedynie, że istnieje takie prawdopodobieństwo; że warto pozwolić nadziei swobodnie się rozwijać, ewoluować zgodnie z sytuacją polityczną; że pożądane rzeczy są osiągalne, choć niekoniecznie pewne; że nadzieja jest przekonaniem złożonym ze słów i języka, jakiego się używa.

Apeluję więc do całej pisowskiej opozycji i jednocześnie życzę: świątecznie i noworocznie, odnajdźcie wreszcie ten język, te słowa, które spotkają się z pozytywnym społecznym odzewem.

Konkurencyjny autorytaryzm

wia181014Czy to jest tekst na dzień przed wigilią? Czy kończące go pytania są na ten czas? Czy kogokolwiek skłonią do poważnej i rozważnej na nie odpowiedzi? Nie wiem. Ale będąc wierny swoim dla Was życzeniom (vide: Namawiam i pocieszam – życzenia AD 2017/2018 z 21 grudnia 2017 r.), w którym zawarłem i taką prośbę: – Znajdźcie więc przy świątecznym stole choć troszeczkę czasu na spokojną i ważną rozmowę o tym co dziś w Polsce wywołuje wiele emocji. Pomyślcie o swojej aktywności. Wiem, to trudne. Dodaję więc Wam odwagi. Niech starczy jej na dłużej – choćby tylko na cały 2018 rok, zdecydowałem, że go dziś Wam podrzucę. Może przyda się w tej rodzinnej rozmowie?

Konkurencyjny autorytaryzm

Większością głosów rządowego ugrupowania Sejm przyjął ustawy oddające partii rządzącej władzę nad Krajową Radą Sądownictwa i Sądem Najwyższym. Senat też to uczynił, a Prezydent je podpisał bez wahania. I w ten oto sposób, wraz z innymi ustawami dotyczącymi TK i sądów powszechnych, dokonało się przejęcie systemu wymiaru sprawiedliwości przez jedna partię – PiS. Jeszcze trochę a dokona się też przejęcie procesu wyborczego.

Jeśli zapytacie, kto w sporze o KRS i SN wygrał: Prezydent czy naczelnik-prezes-zwykły poseł, to odpowiem, że z punktu widzenia konstytucyjnej zasady podziału władzy i niezależności sądów, nie ma to żadnego znaczenia. Oba projekty – prezydencki i sejmowy były, a uchwalone ustawy są niezgodne z Konstytucją, obie realizują wszystkie cele PiS. Zwróćcie jednak uwagę na wbudowany w ustawę o SN mechanizm, który zapewnia partii rządzącej kontrolę nad wyborami, i to nie tylko przyszłymi, ale nawet tymi, które już się odbyły; na mechanizm, który może posłużyć do unieważnienia wyborów prezydenckich, nawet tych podczas których dokonano wyboru obecnego.

Zwróćcie też uwagę na skargę nadzwyczajną i nową izbę w SN, która się ma nią zajmować. To fantastyczne rozwiązanie dla partii, która chciałaby rządzić do końca świata i jeden dzień dłużej. Przecież do tej izby – Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych (właściwie Izby Politycznej), będą trafiały wszelkie sprawy natury politycznej: rozpoznawanie protestów wyborczych i przeciwko referendum ogólnokrajowego i konstytucyjnego, też stwierdzanie ich ważności oraz… inne sprawy z zakresu prawa publicznego, w tym sprawy z zakresu ochrony konkurencji, regulacji energetyki, telekomunikacji i transportu kolejowego; odwołania od decyzji przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii; kontrola nad orzecznictwem SN – jeśli ten będzie chciał w jakiejś sprawie odejść od dotychczasowej linii orzeczniczej, zgodę na to musi wydać ta Izba.

Będzie ona pod pełna partyjna kontrolą, bowiem PiS zagwarantował sobie, że zostanie obsadzona od zera, i że trafią tam wyłącznie sędziowie ideowo odpowiadając PiS. Rekomendować ich będzie nowo wybrana przez sejmową pisowską większość KRS. A ani Kolegium SN, ani Pierwszy Prezes SN nie mają w tej sprawie nic do gadania, zaś minister sprawiedliwości może do niej skierować nawet prokuratorów, których wcześniej, już posłuszna KRS, przerobi na sędziów. Ten sam mechanizm obowiązuje przy obsadzie Izby Dyscyplinarnej, której prezes ma mieć własną kancelarię, budżet i być niezależny od Pierwszego Prezesa SN.

Do nowych izb SN mogą przyjść także sędziowie-urzędnicy pracujący dziś w Ministerstwie Sprawiedliwości. A minister sprawiedliwości może, do czasu wyboru prezesów nowych izb SN, delegować tam każdego sędziego z minimum 10-letnim stażem, w tym i sędziego sądu rejonowego – jego kompetencje oceni wyłącznie On.

Aha, Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Dyscyplinarna mają też mieć ławników. Tych wyznaczy większość parlamentarna.

I tak obsadzona i wyposażona Izba Kontroli Nadzwyczajnej będzie osądzać wybory. Może też te przeszłe – do pięciu lat wstecz, za sprawą skargi nadzwyczajnej, gdyż nie wyłącza orzeczeń o ważności wyborów spod możliwości zaskarżenia skargą nadzwyczajną. A co niezakazane, to dozwolone, tym bardziej, jeśli będzie to na rękę partii rządzącej. Możemy więc sobie wyobrazić, że jakaś grupa obywateli, choćby ta pisowska tworząca Ruchu Kontroli Wyborów, zaskarży legalność ostatnich wyborów samorządowych we wskazanych im przez naczelnika-prezesa-zwykłego posła konkretnych okręgach, a posłuszna Izba Kontroli Nadzwyczajnej je zakwestionuje. Ten sam mechanizm może być wykorzystany do wyborów prezydenckich, jeśli ten obecny zechce wetował pisowskie ustawy.

Pamiętajmy też, że przyjmowany właśnie po poprawkach Senatu, nowy Kodeks wyborczy eliminuje sędziów zarówno z Państwowej Komisji Wyborczej, jak i z funkcji komisarzy wyborczych. Zastąpią ich osoby wybrane przez Sejm – przez PiS. Ci m.in. (myślę, że Sejm odrzuci poprawkę Senatu i przywróci taka możliwość) wyznaczą odpowiednie okręgi wyborcze, a jak wiadomo, granice i wielkość okręgu wyborczego mogą zdecydować o wyniku wyborów – można je wyznaczyć pod określoną partię, dzięki analizie komputerowej danych z przeszłych wyborów i aktywności wyborców w internecie, która pokaże ich poglądy (niekontrolowany wgląd w tę aktywność dostały służby specjalne i policja już na początku rządów PiS). A od decyzji komisarzy nie ma możliwości odwołania do sądu.

Wydaje się więc, że tak przygotowane wybory nie mogą się partii rządzącej nie udać. Gdyby jednak, to oprócz własnych organów wyborczych ma się – patrz wyżej, własny sąd do rozpatrywania protestów wyborczych i stwierdzania ważności wyborów.

Czyli co? Czyli mamy pozamiatane – PiS domknął przejmowanie instytucji demokratycznego państwa prawa – stworzył fasadowy ustrój monopartyjny. Uważam, nie tylko ja, że w Polsce tworzony jest ustroju konkurencyjnego autorytaryzmu – system, w którym działają wszystkie instytucje demokratycznego państwa prawa, ale grupa rządząca wbudowała w nie mechanizmy, dzięki którym może „naprawić” dowolną sytuację, jeśli idzie ona nie po jej myśli.

Co się za tym kryje? Oto mamy wolne wybory, ale o ich wyniku decyduje partia rządząca, gdyby były nie po jej myśli, ma odpowiednią Izbę w SN, która je skoryguje. Oto jest parlament, ale opozycja nie ma w nic do gadania. Oto mamy sądy, ale wszystko wskazuje na to, że sędziowie będą orzekać zgodnie z wytycznymi partii rządzącej. Oto jest TK, ale jaki jest i komu służy wszyscy dobrze wiedzą. Oto mamy konstytucyjną zasadę subsydiarności i samorząd lokalny, ale jego kompetencje i środki finansowe są systematycznie ograniczane. Oto jest wolność zgromadzeń, ale pierwszeństwo w korzystaniu z niej mają nasi, a pozostali – protestujący, nie tylko że nie są chronieni przed atakami, to jeszcze prześladowani i szykanowani przez aparat przemocy: wielogodzinne „legitymowania”, zatrzymania, akty oskarżenia, wnioski o ukaranie. Oto mamy NGO, ale wspierane przez władzę są tylko nasze, zaś „obce” mogą obejść się smakiem – pozbawiane finansowania, zastraszane i dezawuowane przez aparatu propagandy, kontroli i represji. Oto mamy konstytucyjne gwarancie równości i swobody, ale co z tego, kiedy władza w oparciu o nasz do niej stosunek dzieli nas na obywateli lepszego i gorszego sortu. Oto mamy prawa i wolności, ale kadrowe przejęcie instytucji demokratycznego państwa chroni władzę przed tym, by obywatele nie mogli ich skutecznie dochodzić w sposób prawem przewidziany – sądy są ich.

Wszystko powyższe potwierdza i to, że veta i prezydencki projekty o KRS i SN nie stanowiły ukłonu w stronę demonstrantów, ale wyłącznie kartę przetargową w walce o głowę Antoniego, reprezentowanie Polski w Brukseli czy demonstrowanie większego szacunku dla Adriana przez prezesa i pozostałych polityków jego ugrupowania. To okazało się ważniejsze niż przywrócenie niezależność sądownictwu.

I co ja na to? I co Wy na to? Ja się nie boję, ja mam raka. A wy, co macie? Pozostało jeszcze trochę odwagi by podjąć walkę z tą patologią?

No i fajnych świąt mimo wszystko!

Miłuj zwierzaka swego jak siebie samego…

wia181014No jestem miłośnikiem zwierząt, szczególnie psów, i już. Gotów jestem wierzyć, że do niektórych jutro przemówią ludzkim głosem, więc nic na to nie poradzę, że podpisany nawet przez naczelnika-prezesa-zwyczajnego posła nowy projekt ustawy o ochronie zwierząt, mi się podoba.

Oto Kościół twierdzi, że zwierzęta nie mają żywej duszy, a wnioskodawcom ustawy, mnie też, wbrew temu autorytetowi, roi się, że zwierzęta są istotami do złudzenia przypominającymi ludzi – wyposażone w umysły świadome posiadają jakiś punkt widzenia w otaczającej je rzeczywistość. A na dodatek posiadanie psa chroni przed zgonem z powodu chorób układu krążenia i z innych przyczyn, zaś osoby samotne przed samotnością, bowiem, choć oczywiście nie wszystkie, zwierzęta są miłe i mądre, a to, co robią, jest urocze i rozczulające, tylko ludzie czasem zachowują się jak bydlęta.

Zapisy projektu ustawy są nareszcie naprawdę prozwierzęce. Zakazany ma być chów zwierząt futerkowych – zabijanie z przeznaczeniem na futra, oraz ubój rytualny. Za znęcanie się nad zwierzętami uznane ma być przetrzymywanie ryb poza środowiskiem wodnym – za transport karpia ze sklepu w plastikowej torbie przewidziano nawet pozbawienie wolności. A że… cyrki nie są w stanie zapewnić zwierzętom warunków adekwatnych do ich potrzeb, m.in. kontaktu ze stadem, możliwości izolacji, pełnowymiarowych wybiegów, stymulacji psychiczno-ruchowej, poczucia bezpieczeństwa, możliwości samodzielnego zdobywania pożywienia i dostosowania diety do indywidualnych potrzeb, niedopuszczalne jest ich tam utrzymywanie, a więc i występy na cyrkowych arenach. W okresie przejściowym, w przypadku trzymania psa na łańcuchu, ten nie może być krótszy niż 5 mb, a po tym okresie obowiązywać będzie całkowity zakaz trzymania psów na łańcuchu. Seks ze zwierzętami uznany ma być za torturę, a gołębie nie będą mogły być odstraszane kolcami przeciw ptakom.

Tak, dla mnie nie ma wątpliwości, że nasz stosunek do zwierząt powinien zostać lepiej usystematyzowany. M.in. trzeba wskazać, które zwierzęta w naszym kraju nie mogą być zabijane w ogóle, a które humanitarnie i wyłącznie w celach kulinarnych; że nie mogą być one w żadnym wypadku zastawem bankowym ani przedmiotem komorniczej egzekucji.

Tak nawiasem to wypada wspomnieć, że to III Rzeszą posiadała najbardziej kompleksowy zbiór praw ochrony zwierząt w Europie (vide ustawa chroniąca zwierzęta uchwalona przez Reichstag w 1933 r.). Była to pierwsza w historii próbą odejścia od tradycyjnego podziału na ludzi i zwierzęta. Według jej zapisów ludzie utracili nadrzędny status w świecie fauny. M.in. zabroniono wiwisekcji (otwierania żywych zwierząt), gotowania homarów żywcem i bolesnego podkuwania koni.

No i fajnie! Ale wracam do dzisiejszego polskiego projektu. Jeśli ustawa w proponowanym przez pisowców kształcie zostanie uchwalona, można będzie mówić o upaństwowieniu kotów wolno bytujących, o wyzwoleniu zniewolonych psów oraz udomowieniu bezdomnych, o gołębiach, które wreszcie srać będą tam gdzie im się będzie żywnie podobało – zwierzęta odzyskają godność!

Tylko coś mnie niepokoi. Obawiam się, że tu nie tyle chodzi o zwierzęta, co o władzę. Oto analitycy PiS wyczuli ogólny trend społeczny, więc zasugerowali rządzącym łatwy sposób zdobycia dodatkowych kilku procent w sondażach – przyszłych wyborców tego ugrupowania. Ja się na to nie piszę – nie dam się na to nabrać. A Ty???

Cześć…

logoCześć,

w środę Prezydent podpisał ustawy zmieniające ustrój Polski i oddające partii rządzącej kontrolę nad sądami. Oglądałam jego wystąpienie z pewnym niedowierzaniem. Tak, do ostatniej chwili miałam cień nadziei, że to się nie wydarzy.

W takich momentach mogą nam towarzyszyć różne emocje. Wściekłość, smutek, strach. To wszystko jest zrozumiałe. Stoimy przed nieznanym. Nie wiemy, jak szybko sądy zostaną przejęte przez podporządkowanych politykom ludzi. Nie wiemy, jak daleko posunie się PiS we wpływaniu na wyniki wyborów samorządowych i parlamentarnych. Doświadczenie uczy nas, że będą to działania zdecydowane, łamiące Konstytucję i złożone wcześniej przysięgi [1].

Ta odrobina nadziei, która pozwalała mi do ostatniego momentu wierzyć choć trochę w weta Prezydenta, towarzyszy mi też dzisiaj. Mamy siebie nawzajem. Już nie raz pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie dokonać wielkich rzeczy. Od 2015 roku w Polsce powstały liczne grupy aktywistów i aktywistek. Jedni skupiają się wokół Akcji Demokracji, inni działają w lokalnych zespołach różnych organizacji i grupach nieformalnych [2]. Wielokrotnie łączymy siły i wspólnie stajemy w obronie naszych praw. Tak było w lipcu, listopadzie i grudniu.

Tak więc to nie koniec. To dopiero początek. W trakcie przerwy świąteczno-noworocznej, zachęcam Cię do złapania chwili oddechu, ponieważ przed nami długa droga. Nabierzmy sił, tak, żebyśmy w 2018 roku wszyscy razem kontynuowali to, co tak dobrze nam się wspólnie udaje.

Będziemy dalej zachęcać Cię do wspólnych działań. To w nich tkwi nasza siła. Będziemy się spotykać, dzwonić do siebie, organizować demonstracje, tworzyć piosenki, pisać listy, wymieniać się pomysłami. Będziemy bronić środowiska i praw nas wszystkich. Autorytarne rządy [3] w Polsce kiedyś się skończą. A wtedy będziemy to razem świętować!

Z pozdrowieniami,

Weronika Paszewska z Akcji Demokracji

PS Niezależnie od tego, jak spędzasz przerwę świąteczną, życzę Ci w tym czasie dużo spokoju i odpoczynku. Zespół Akcji też będzie odpoczywać. W przyszłym roku odezwiemy się do Ciebie i będziemy robić razem wspaniałe rzeczy. Wierzę w to mocno.

PS1 Akcja Demokracja buduje ruch ludzi zaangażowanych w ważne dla nich sprawy. Wykorzystując nowe technologie dajemy możliwość działania na rzecz lepszego, bardziej sprawiedliwego, polskiego społeczeństwa.

[1] Prezydent Andrzej Duda, kiedy w 2015 roku obejmował urząd, przysięgał: “Obejmując z woli Narodu urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji, będę strzegł niezłomnie godności Narodu, niepodległości i bezpieczeństwa Państwa, a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem”. Dzisiaj już nie mamy wątpliwości, że kłamał.

[2] M.in. lokalne grupy Komitetu Obrony Demokracji, Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, „Dziewuch”, lokalne Łańcuchy Światła, jak również indywidualni lokalni działacze i działaczki.

[3] Rzeczy trzeba nazywać po imieniu. PiS dąży do przejęcia władzy w demokratycznych instytucjach. Nie mamy już funkcjonującego Trybunały Konstytucyjnego, publiczne media są w pełni podporządkowane, pakiet trzech ustaw o sądownictwie oddał kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości politykom partii rządzącej. Parlament podporządkowany jest prezesowi Kaczyńskiemu i jego rozkazom.

 

Apeluję i zachęcam…

wia181014 Proszę potraktować ten wpis jako taką zachętę do specyficznej aktywności w czas świątecznego rozleniwienia, bowiem przed nami długi weekend.

Apeluję i zachęcam…

Na Facebooku (Fb) zarejestrowanych jest miliardy osób. Ma on zapewnić powszechny dostęp wszystkim chętnym do dzielenia się swoimi poglądami, sukcesami i porażkami, zaś cenzura ma dotyczyć wyłącznie treści erotycznych i ewentualnie zapobiegać wulgarnym zachowaniom i rozpowszechnianiu nienawiści. Tak stanowi facebookowa zasada. Ale nie w Polsce te numery – tu cenzura obejmuje też wpisy o zabarwieniu politycznym i religijnym. Ale nie dokonują jej pracownicy Fb, lecz „ochotnicy”, zwykle wynajęci przez organizacje polityczne lub kościelne. Siedzą i śledzą, i kombinują, jak tu nie dopuścić do publikacji niewygodnych treści.

A że wrzucane na Fb posty usuwane są też automatycznie wtedy, gdy co najmniej 100 osób zgłosi naruszenie standardów portalu, trzeba taką setkę znaleźć. A to nie jest takie trudne. Najlepsi w tej mierze są: Kościół i ONR. I mają swoich wyrobników, a oni robią to z ogromnym zaangażowaniem. Najczęściej tuż przed długim weekendem lub świętami, gdy nie ma pracowników Fb, a posty usuwa automat. Po takiej przedświątecznej akcji przez kilka dni pracownicy portalu nie mogą rozpatrzyć reklamacji „wyrzuconego” i taki delikwent przez kilka dni nie istnieje w sieci. I o to właśnie chodzi. Podobnie działają grupy zgłaszające do sądu obrazę uczuć religijnych w internecie oraz te, które piszą do pracodawców prośby o ukaranie niepokornego pracownika, który coś chlapnął na Fb.

Wiesz już więc czemu Twoje wpisy czasem znikają z Fb, a strony są blokowane. A dotyczy to głownie treści: antykościelnych i antypisowskich. Nie musi w tych postach być wulgaryzmów ani prezentowania fotek erotycznych, by na jakiś czas lub całkowicie zniknęły z sieci.

Ale uwaga, internetowe bojówki nie traktują wszystkich jednakowo, swoim pobłażają nawet wtedy, kiedy ich wpisy urągają przyzwoitości – naruszają obowiązujące standardy. Przykłady można mnożyć. Tego typu wpisy nie są usuwane, bowiem nie ma specgrup, które by się tym zajmowały – odpowiadały pięknym za nadobne grupom kościółkowych i narodowców. A działalność w takich grupach jest często wstępem do „pięknej” kariery politycznej w PiS, też warunkiem załapania się na intratną fuchę.

A przecież wg Rzecznik Praw Obywatelskich… wolność wyrażania poglądów oznacza wolność wszelkich zachowań (działań i zaniechań) stanowiących formę ekspresji własnych myśli, zarówno zwerbalizowanych, jak i posługujących się innym niż słowo kodem znaczeniowym. Poglądy bowiem można wyrażać w różny sposób, nie tylko słownie (mówiąc lub pisząc), lecz także za pomocą obrazów. Swoboda wypowiedzi nie może ograniczać się do informacji i poglądów, które są odbierane przychylnie albo postrzegane jako nieszkodliwe lub obojętne, lecz odnosi się w równym stopniu do takich, które obrażają, oburzają lub wprowadzają niepokój w państwie lub jakiejś grupie społeczeństwa. Takie są wymagania pluralizmu, tolerancji i otwartości na inne poglądy, bez których demokratyczne społeczeństwo nie istnieje.

Więc apeluję: blokujcie „prawaków” na Fb, nie wahajcie się! 100 skarg i sprawa załatwiona. Niech oni też spadają na drzewo… Nie może bowiem być tak, że to Kościół i PiS rządzi na polskim Facebooku, a obecnej tam opozycji brakuje jaj.