Czy to jest tekst na dzień przed wigilią? Czy kończące go pytania są na ten czas? Czy kogokolwiek skłonią do poważnej i rozważnej na nie odpowiedzi? Nie wiem. Ale będąc wierny swoim dla Was życzeniom (vide: Namawiam i pocieszam – życzenia AD 2017/2018 z 21 grudnia 2017 r.), w którym zawarłem i taką prośbę: – Znajdźcie więc przy świątecznym stole choć troszeczkę czasu na spokojną i ważną rozmowę o tym co dziś w Polsce wywołuje wiele emocji. Pomyślcie o swojej aktywności. Wiem, to trudne. Dodaję więc Wam odwagi. Niech starczy jej na dłużej – choćby tylko na cały 2018 rok, zdecydowałem, że go dziś Wam podrzucę. Może przyda się w tej rodzinnej rozmowie?
Konkurencyjny autorytaryzm
Większością głosów rządowego ugrupowania Sejm przyjął ustawy oddające partii rządzącej władzę nad Krajową Radą Sądownictwa i Sądem Najwyższym. Senat też to uczynił, a Prezydent je podpisał bez wahania. I w ten oto sposób, wraz z innymi ustawami dotyczącymi TK i sądów powszechnych, dokonało się przejęcie systemu wymiaru sprawiedliwości przez jedna partię – PiS. Jeszcze trochę a dokona się też przejęcie procesu wyborczego.
Jeśli zapytacie, kto w sporze o KRS i SN wygrał: Prezydent czy naczelnik-prezes-zwykły poseł, to odpowiem, że z punktu widzenia konstytucyjnej zasady podziału władzy i niezależności sądów, nie ma to żadnego znaczenia. Oba projekty – prezydencki i sejmowy były, a uchwalone ustawy są niezgodne z Konstytucją, obie realizują wszystkie cele PiS. Zwróćcie jednak uwagę na wbudowany w ustawę o SN mechanizm, który zapewnia partii rządzącej kontrolę nad wyborami, i to nie tylko przyszłymi, ale nawet tymi, które już się odbyły; na mechanizm, który może posłużyć do unieważnienia wyborów prezydenckich, nawet tych podczas których dokonano wyboru obecnego.
Zwróćcie też uwagę na skargę nadzwyczajną i nową izbę w SN, która się ma nią zajmować. To fantastyczne rozwiązanie dla partii, która chciałaby rządzić do końca świata i jeden dzień dłużej. Przecież do tej izby – Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych (właściwie Izby Politycznej), będą trafiały wszelkie sprawy natury politycznej: rozpoznawanie protestów wyborczych i przeciwko referendum ogólnokrajowego i konstytucyjnego, też stwierdzanie ich ważności oraz… inne sprawy z zakresu prawa publicznego, w tym sprawy z zakresu ochrony konkurencji, regulacji energetyki, telekomunikacji i transportu kolejowego; odwołania od decyzji przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii; kontrola nad orzecznictwem SN – jeśli ten będzie chciał w jakiejś sprawie odejść od dotychczasowej linii orzeczniczej, zgodę na to musi wydać ta Izba.
Będzie ona pod pełna partyjna kontrolą, bowiem PiS zagwarantował sobie, że zostanie obsadzona od zera, i że trafią tam wyłącznie sędziowie ideowo odpowiadając PiS. Rekomendować ich będzie nowo wybrana przez sejmową pisowską większość KRS. A ani Kolegium SN, ani Pierwszy Prezes SN nie mają w tej sprawie nic do gadania, zaś minister sprawiedliwości może do niej skierować nawet prokuratorów, których wcześniej, już posłuszna KRS, przerobi na sędziów. Ten sam mechanizm obowiązuje przy obsadzie Izby Dyscyplinarnej, której prezes ma mieć własną kancelarię, budżet i być niezależny od Pierwszego Prezesa SN.
Do nowych izb SN mogą przyjść także sędziowie-urzędnicy pracujący dziś w Ministerstwie Sprawiedliwości. A minister sprawiedliwości może, do czasu wyboru prezesów nowych izb SN, delegować tam każdego sędziego z minimum 10-letnim stażem, w tym i sędziego sądu rejonowego – jego kompetencje oceni wyłącznie On.
Aha, Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Dyscyplinarna mają też mieć ławników. Tych wyznaczy większość parlamentarna.
I tak obsadzona i wyposażona Izba Kontroli Nadzwyczajnej będzie osądzać wybory. Może też te przeszłe – do pięciu lat wstecz, za sprawą skargi nadzwyczajnej, gdyż nie wyłącza orzeczeń o ważności wyborów spod możliwości zaskarżenia skargą nadzwyczajną. A co niezakazane, to dozwolone, tym bardziej, jeśli będzie to na rękę partii rządzącej. Możemy więc sobie wyobrazić, że jakaś grupa obywateli, choćby ta pisowska tworząca Ruchu Kontroli Wyborów, zaskarży legalność ostatnich wyborów samorządowych we wskazanych im przez naczelnika-prezesa-zwykłego posła konkretnych okręgach, a posłuszna Izba Kontroli Nadzwyczajnej je zakwestionuje. Ten sam mechanizm może być wykorzystany do wyborów prezydenckich, jeśli ten obecny zechce wetował pisowskie ustawy.
Pamiętajmy też, że przyjmowany właśnie po poprawkach Senatu, nowy Kodeks wyborczy eliminuje sędziów zarówno z Państwowej Komisji Wyborczej, jak i z funkcji komisarzy wyborczych. Zastąpią ich osoby wybrane przez Sejm – przez PiS. Ci m.in. (myślę, że Sejm odrzuci poprawkę Senatu i przywróci taka możliwość) wyznaczą odpowiednie okręgi wyborcze, a jak wiadomo, granice i wielkość okręgu wyborczego mogą zdecydować o wyniku wyborów – można je wyznaczyć pod określoną partię, dzięki analizie komputerowej danych z przeszłych wyborów i aktywności wyborców w internecie, która pokaże ich poglądy (niekontrolowany wgląd w tę aktywność dostały służby specjalne i policja już na początku rządów PiS). A od decyzji komisarzy nie ma możliwości odwołania do sądu.
Wydaje się więc, że tak przygotowane wybory nie mogą się partii rządzącej nie udać. Gdyby jednak, to oprócz własnych organów wyborczych ma się – patrz wyżej, własny sąd do rozpatrywania protestów wyborczych i stwierdzania ważności wyborów.
Czyli co? Czyli mamy pozamiatane – PiS domknął przejmowanie instytucji demokratycznego państwa prawa – stworzył fasadowy ustrój monopartyjny. Uważam, nie tylko ja, że w Polsce tworzony jest ustroju konkurencyjnego autorytaryzmu – system, w którym działają wszystkie instytucje demokratycznego państwa prawa, ale grupa rządząca wbudowała w nie mechanizmy, dzięki którym może „naprawić” dowolną sytuację, jeśli idzie ona nie po jej myśli.
Co się za tym kryje? Oto mamy wolne wybory, ale o ich wyniku decyduje partia rządząca, gdyby były nie po jej myśli, ma odpowiednią Izbę w SN, która je skoryguje. Oto jest parlament, ale opozycja nie ma w nic do gadania. Oto mamy sądy, ale wszystko wskazuje na to, że sędziowie będą orzekać zgodnie z wytycznymi partii rządzącej. Oto jest TK, ale jaki jest i komu służy wszyscy dobrze wiedzą. Oto mamy konstytucyjną zasadę subsydiarności i samorząd lokalny, ale jego kompetencje i środki finansowe są systematycznie ograniczane. Oto jest wolność zgromadzeń, ale pierwszeństwo w korzystaniu z niej mają nasi, a pozostali – protestujący, nie tylko że nie są chronieni przed atakami, to jeszcze prześladowani i szykanowani przez aparat przemocy: wielogodzinne „legitymowania”, zatrzymania, akty oskarżenia, wnioski o ukaranie. Oto mamy NGO, ale wspierane przez władzę są tylko nasze, zaś „obce” mogą obejść się smakiem – pozbawiane finansowania, zastraszane i dezawuowane przez aparatu propagandy, kontroli i represji. Oto mamy konstytucyjne gwarancie równości i swobody, ale co z tego, kiedy władza w oparciu o nasz do niej stosunek dzieli nas na obywateli lepszego i gorszego sortu. Oto mamy prawa i wolności, ale kadrowe przejęcie instytucji demokratycznego państwa chroni władzę przed tym, by obywatele nie mogli ich skutecznie dochodzić w sposób prawem przewidziany – sądy są ich.
Wszystko powyższe potwierdza i to, że veta i prezydencki projekty o KRS i SN nie stanowiły ukłonu w stronę demonstrantów, ale wyłącznie kartę przetargową w walce o głowę Antoniego, reprezentowanie Polski w Brukseli czy demonstrowanie większego szacunku dla Adriana przez prezesa i pozostałych polityków jego ugrupowania. To okazało się ważniejsze niż przywrócenie niezależność sądownictwu.
I co ja na to? I co Wy na to? Ja się nie boję, ja mam raka. A wy, co macie? Pozostało jeszcze trochę odwagi by podjąć walkę z tą patologią?
No i fajnych świąt mimo wszystko!