23 marca 2018 r. Plac Ratuszowy w Jeleniej Górze. Godz. 16:00 – oficjalne rozpoczęcie kolejnego protestu przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego – odpowiedź na pozytywne zaopiniowanie w Sejmie projektu ustawy: „Zatrzymaj aborcję”.
Mnie do udziału w nim zachęcili jego organizatorzy w moim mieście: – Kobieta myśli, czuje i decyduje. Jako przeciwnicy narzucanych ograniczeń w ustawie antyaborcyjnej nikomu nie nakazujemy i nie namawiamy do stosowania aborcji, chcemy jedynie mieć prawo wyboru zgodnie z własnym sumieniem. Jesteśmy za wolnością. Tego dnia nie może Cię zabraknąć, nie pozwól, aby ktokolwiek decydował za Ciebie. W kobietach jest moc. W obronie prawdy oraz konstytucyjnie zagwarantowanej wolności nie zawahamy się jej użyć. Z kobietami nie wygracie! Przyjdź koniecznie! Zabierz flagę, parasolkę, białą różę i bądź… Zapraszamy oczywiście też wszystkich mężczyzn. Bądźcie z nami i wesprzyjcie nas. Wspierałem jak umiałem i mogłem.
A wszystko zaczęło się od komunikatu wydanego 14 marca 2018 r. przez Konferencję Episkopatu Polski, w którym ponaglano władzę do rozpoczęcia prac nad tym projektem ustawy, która odbiera kobietom prawo do aborcji w przypadku płodów z nieusuwalnymi wadami, jednocześnie nie przewidując żadnej formy pomocy dla rodzin z niepełnosprawnymi dziećmi. Pisiaki skierował projekt pod obrady komisji 19 marca, a dzień wcześniej – niedziela, pod kuriami w całej Polsce odbyły się demonstracje przeciwko projektowi. Protestujący trzymali w rękach wieszaki, symbol niebezpiecznych aborcji dokonywanych przez zdesperowane kobiety. A projekt pozytywnie zaopiniowała Sejmowa Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka.
A jeszcze, o czym warto przypomnieć, posłowie komisji ustawodawczej przyjęli i wysłali do Trybunału Konstytucyjnego stanowisko dotyczące aborcji ze względu na ryzyko poważnych wad płodu – uznali, że tego typu aborcja jest niezgodna z konstytucją.
Spodziewano się, że projekt zaostrzający prawo aborcyjne zostanie rozpatrzony podczas środowego lub czwartkowego (21-22.03.18 r.) posiedzenia Sejmu. Tymczasem Sejm odwołał te obrady. Antyaborcjoniści stwierdzili, że to kolejna gra na zwłokę, a Kościół wyraził rozczarowanie, zaś organizatorki strajku kobiet dały jasno do zrozumienia, że pomimo odwołania obrad, Czarny Piątek i tak się odbędzie, bowiem sprzeciw przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego wyraziło 85% osób objętych sondażem.
Czarny Piątek – 23 Marca, to ponownie dzień rozłożonych parasolek, wieszaków i plakatów – protestów przeciwko planom wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji, w wielu, bardzo wielu polskich miejscowościach. Też przeciwko stylowi prac nad tą ustawą, cechujący się pogardą i arogancją, czemu dali przykład posłowie z Komisji Sprawiedliwości: – A co kobieta ma do tego? Dziecko ma się urodzić.
– To kolejny zamach na prawa kobiet do godnego życia! Mówimy: dosyć! Tysiące kobiet i mężczyzn z całej Polski zmobilizowało się i wykrzyczało: STOP barbarzyńskiemu prawu! Ubrali się na czarno – ten kolor stał się międzynarodowym symbolem protestów kobiet na całym świecie. Pokazali, że z kobietami się nie zadziera. Niech wiedzą, że to nie tylko strajk kobiet, ale też strajk wszystkich.
Tak, PiS znów wkurzył kobiety. Masowo wyszły na ulice i place by zademonstrować swój gniew. Powody? Oto Sejm pracuje nad zmianą ustawy o warunkach przerywania ciąży. Jeśli nowe przepisy wejdą w życie, kobiety będą zmuszone donosić ciężko uszkodzone płody niezdolne przeżyć poza organizmem matki nawet kilku dni. Prawo zmuszające do tego trzeba wprost nazwać torturą. Nie ma co się dziwić, że kobiety nie chcą się zgodzić na tą państwową przemoc w pokorze i milczeniu. Wkurza to nie tylko kobiety, także mężczyzn, więc solidarnie włączyli się w czarny protest – w drugim szeregu, nie wpychając się do pierwszego, wspierając prowadzoną przez kobiety walkę. I to nie tylko dlatego, że dalsza penalizacja aborcji uderza w nasze partnerki, matki i siostry, stawia nasze rodziny w dramatycznych egzystencjalnych sytuacjach. Solidarność z walką kobiet wynika z najbardziej podstawowego odruchu moralnego – z poczucia zwykłej, ludzkiej przyzwoitości.
Może tego nie pamiętacie, ale na początku lat 90. w TVP czterej zgromadzeniu w studio panowie, prześmiewczo spierali się „czy kobieta to człowiek”. – „Równie dobrze moglibyśmy przekonywać, że kangur to człowiek” – argumentował jeden z nich. Niestety, dziś dyskusja „czy kobieta to człowiek” toczy się w polskim Sejmie zupełnie na poważnie. Posłowie mówią rzeczy, od których pięść sama zaciska się w gniewie. Jeden przekonuje kobiety o ich „macierzyńskiej powinności”. Drugi argumentuje, że kobietom powinno być obojętne, czy urodzą żywe, czy martwe dziecko, bo i tak wszyscy kiedyś umrzemy. Taki język odbiera kobiecie podmiotowość i ludzkie prawa, redukuje ją do roli inkubatora na „dziecko poczęte”.
Nie mogę, jako obywatel godzić się na to, by posłowie bezkarnie używali w debacie publicznej takiego języka. Na to, by polski Sejm mówił o połowie obywateli Rzeczpospolitej językiem, który byłby odpowiedni do regulacji zasad odstrzału cietrzewia, nie do określania reguł rządzących życiem dorosłych osób.
Tym bardziej nie można zgodzić się na prawo, które idzie za tym językiem. Czy to na obecny tzw. kompromis aborcyjny, obwarowujący dostęp do bezpiecznej, legalnej aborcji większą liczbą zastrzeżeń niż w większości krajów UE. Czy na jego zmianę w kierunku warunków najbardziej wstecznych państw globalnego południa. Nie można godzić się na takie rozwiązania także dlatego, że nieproporcjonalnie uderzają one w kobiety ubogie. W dobie Schengen i otwartych granic realną granicą obowiązującego prawa aborcyjnego będą dochody umożliwiające przeprowadzenie zabiegu, w którymś z sąsiednich krajów.
I nie zmieni tego dalsza penalizacja aborcji. Przyjęcie wskazanych przepisów jeszcze bardziej uczyni Polskę krajem bezwzględnym dla najsłabszych i najuboższych. Zamożniejsze kobiety będą mogły uniknąć traumy rodzenia płodu z bezmózgowiem, a uboższe będą musiały donosić ciążę. Jest to niesprawiedliwość, na którą trudno się godzić, niezależnie jakiej jest się płci.
Oczywiście, poczucie tego, co jest sprawiedliwe i przyzwoite pozostaje głęboko subiektywne. Każdy w swoim sumieniu określa je inaczej. Nawet jeśli walka uczestniczek czarnego protestu nie budzi w was podstawowego odruchu solidarności, to za wsparciem dla jego uczestniczek przemawia coś jeszcze: własny interes – podporządkowanie praw reprodukcyjnym politycznemu katolicyzmowi pchnie Polskę w stronę państwa wyznaniowego, co w ostatecznym rachunku uderzy także w wolność mężczyzn.
Gdy prawo raz zostaje podporządkowane nie negocjowanemu w ramach demokratycznej wspólnoty dobru wspólnemu, a wskazaniom religii objawionej, bardzo trudno postawić będzie później tamę takim procesom. Dziś episkopat – zapominając o konstytucyjnej autonomii Kościoła i państwa – wyraża zniecierpliwienie tym, że prace nad dalszą penalizacją aborcji się przeciągają, jutro zgłaszał będzie kolejne żądania.
A pamiętajmy, że z punktu widzenia katolickiej antropologii problemem jest nie tylko terminacja ciąży, ale także in vitro, skuteczna antykoncepcja, rzetelna edukacja seksualna. Naprawdę chcemy życia w państwie, gdzie o wszystkich tych kwestiach decydują rozstrzygnięcia o charakterze religijnym? Wydaje mi się, że nawet większość katolików by tego nie pragnęła.
Dlatego zachęcałem także wierzących do poparcia piątkowego strajku. Katolicy i katoliczki, osobiście najbardziej nawet przeciwni aborcji, powinni zastanowić się, czy chcą, by ich wiara, by rozstrzygnięcia, jakie poczynili we własnym sumieniu, były narzucane niezgadzającym się z nimi ludziom, przy pomocy państwowego przymusu.
W okresie PRL Kościół katolicki występował w swoich najlepszych momentach w obronie wolności sumienia, gwałconego w autorytarnym państwie. Zajmując takie, a nie inne stanowisko w kwestii dopuszczalności aborcji, polski Kościół katolicki dziś sam łamie z pomocą represyjnego aparatu państwa, sumienia kobiet.
Nikt nie zmusza Kościoła, by zmienił moralną ocenę aborcji. Nikt nie zabrania mu ewangelizowania wiernych i niewiernych tak, by aborcji nie przeprowadzali. Ale narzucanie przez biskupów, rękami zaprzyjaźnionych polityków, rozwiązań, do których społeczeństwo nie jest przekonane; które przyjmuje pod przymusem; które prowadzić będą do życiowych dramatów najsłabszych, mało ma wspólnego z ewangelicznym duchem.
Upolityczniony katolicyzm jest duchem z przypowieści o Wielkim Inkwizytorze, jaką Fiodor Dostojewski umieścił w „Braciach Karamazow”. – Chrystus trafia tam przed hiszpańską inkwizycję i zostaje znów skazany na śmierć. Kościół Wielkiego Inkwizytora nie potrzebuje bowiem miłosierdzia Jezusa – wybrał władzę i jej logikę. Gdybym nawet był, jak nie jestem, katolikiem, też byłbym w piątek pod Sejmem także dlatego, że nie chciałbym, by mój Kościół podążał tą drogą.
Niezależnie od motywacji, warto było wziąć udział w zorganizowanych protestach. Przypomnieć politykom, że poza zorganizowanymi grupami o ekscentrycznych opiniach, w kraju istnieje jeszcze opinia publiczna, która nie zgadza się na to, by polityka państwa przejmowana była przez skrajne, nie reprezentujące nikogo poza samymi sobą grupy.
?
Tzw. kompromis aborcyjny z lat 90. jest martwy. Skrajna prawica, grupy kościelne, a sądząc po ostatnich ruchach także episkopat, nie zamierzają go w żadnym wypadku szanować. Ataki na niego będą się powtarzać. Choć trzeba go taktycznie bronić, to warto pomyśleć co dalej. Prawo do bezpiecznej, legalnej terminacji ciąży w pierwszych miesiącach jest pewnym cywilizacyjnym standardem w Europie. Nawet w państwach z dużą pozycją Kościoła katolickiego.
?
?
Trudno więc znaleźć argumenty dlaczego akurat Polkom mamy odmówić tego prawa. Czemu w przeciwieństwie do kobiet z innych europejskich krajów państwo polskie traktuje swoje obywatelki jako nie dość dojrzałe, by mogły podjąć decyzję w sprawie przerwania lub utrzymania ciąży. Czemu coś, co np. w polskim Cieszynie jest przestępstwem, w czeskim jest rutynowym zabiegiem.
Ten paternalistyczny, niepoważny stosunek mojego państwa do połowy obywateli – nawet jeśli mnie osobiście nie dotyka – wywołuje mój głęboki sprzeciw. Dlatego cieszę się, że niezależnie, od płci, wzięliśmy udział w „Czarnym Piątku”. Tak trzymać!
?
?
Tak to widzi wkurzona kobieta: – Tak, jesteśmy Strajkiem Kobiet. Tak, jesteśmy wszędzie. Tak, walczymy, protestujemy u siebie. To nas zbudowało, to nas niesie. Tylko że tym razem jedziemy na Warszawę. I tam będziemy u siebie. I tam będziemy wszędzie. To jest moment, kiedy właśnie w tamtym miejscu trzeba będzie pokazać naszą moc. Bez względu na to, co sejmowe potwory nienawidzące kobiet i chore na dźwięk słów „wolność”, „równość”, „solidarność” uchwalą lub nie uchwalą jutro lub pojutrze. (…). Wiemy jednak, jak działa PiS. Nocą. Jak szczury. Wiemy też, że możliwych scenariuszy jest wiele. Jeden mamy przećwiczony – PiS cofa się tylko przed masą i siłą ludzkiego gniewu. Jeśli uchwalą zakaz – powiemy im, co o tym myślimy, a Czarny Piątek będzie początkiem Polski czarnej od protestów, którymi zmusimy PiS do wycofania się z tego zakazu, albo Prezydenta do jego niepodpisywania. Albo… No właśnie. Tak, na każdym etapie tego piekła damy z siebie wszystko. I będziemy walczyć do końca. A duch w nas jest! Wierzymy. Walczymy. (…).
Nie mogę nie odnotować „Białego Piątku” – białych marszów w niektórych miastach i modlitw w intencji życia poczętego. Akcji zainicjowanej na Facebooku: „Kobieta nieziemskich obyczajów”. Tego dnia zaangażowani w akcję, ubrani na biało, walczyli o zakaz aborcji poczętego – o godz. 15 modli się Koronką do Miłosierdzia Bożego w intencji ochrony życia. To była odpowiedź na „Czarny Piątek”.
Foto: AW. i Bellisima