Apetyt rośnie w miarę jedzenia Cz. 3.

wia181014Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ujawniło wreszcie, że muzeum powstanie i będzie współtworzone z fundacją Lux Veritatis; że umowa została podpisana 20 czerwca. Wskazuje ona na to, że chodzi tylko (?) o 70 mln zł dotacji dla fundacji Ojdyra – na budowę i wyposażenie Muzeum „Pamięć i Tożsamość” im. św. Jana Pawła II w Toruniu. Beneficjentem jest oczywiście fundacja Lux Veritatis o. Tadeusza Rydzyka. Z komunikatu resortu wynika, że w 2018 r. muzeum otrzyma 5 mln zł dotacji, w 2019 r. – 55 mln zł, a w 2020 r. – 10 mln zł. A dyrektora muzeum będzie powoływał minister kultury po uzgodnieniu kandydatury z założycielem muzeum – Fundacją Lux Veritatis.

Muzeum „Pamięć i Tożsamość” wypełni istotną lukę w naszej ofercie muzealnej, która wciąż w niedostatecznym stopniu obejmuje zarówno aksjologię Jana Pawła II, jak i kwestie relacji polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej – stwierdził minister. Odniósł się też do krytyki współpracy jego resortu z Fundacją Lux Veritatis.

– Chciałbym przypomnieć, że toruński ośrodek od lat zajmuje się bardzo cenną działalnością edukacyjną i kulturotwórczą docenianą swego czasu m. in. przez Jana Pawła II, który w marcu 1994 r. podkreślał, że „cenny wkład Radia Maryja w dzieło Nowej Ewangelizacji buduje rodzinę Bogiem silną, wychowuje społeczeństwo, a zwłaszcza młode pokolenie do cywilizacji miłości” – powiedział.

Powstanie Muzeum „Pamięci i Tożsamości” im. św. JP2 zapowiedział już rok temu Ojdyr, ale nie było wtedy jeszcze mowy o sfinansowaniu jego budowy z pieniędzy publicznych. Muzeum miało powstać na działce położonej między akademikami Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej a sanktuarium NMP Gwiazdy Nowej Ewangelizacji w Toruniu.

Medialne informacje o tej umowie wskazywały na kwoty 100 i więcej milionów, ale resort oznajmił, że publikacje… zawierały nieprawdziwe informacje; że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie komentuje informacji pochodzących z niewiarygodnych źródeł.

A ja myślę, mam pewność, że właśnie te publikacje – upublicznienie treści i kwot w tajemnicy przygotowywanej umowy, zmusiły ministerstwo do chwilowego ograniczenia ojdyrowego apetytu. Ale niech tylko sprawa przycichnie – niech przestaną zajmować się nią media, to wypracuje się aneksy do przedmiotowej umowy i pod byle pretekstem dalsze dziesiątki milionów popłyną do rączek Ojdyra. I każdy kto zna apetyt tego katabasa i gest (vide zakup „Damy z gronostajem” za pół miliarda) ministra od kultury i czegoś tam jeszcze, na pewno to potwierdzi.

A tak nawiasem, to chyba już wiecie komu tak naprawdę ta władza służy. Gdy więc po raz kolejny usłyszycie, że brakuje pieniędzy na pomoc dla niepełnosprawnych, przypomnijcie sobie o ogromie baniek, jakie wicepremier – minister zamierzał po cichu dać Ojdyrowi w prezencie i ile już dał. Przypomnijcie też sobie o tym przy urnach wyborczych – tych samorządowych, europarlamentarnych i parlamentarnych oraz prezydenckich, a może i referendalno-konstytucyjnych.

 

Z honorem lec…

wia181014Mieli walczyć o honor, o uratowanie twarzy, a… to nadal była żenada. Co prawda wygraliśmy (1:0), ale to i tak był blamaż. A ostatnie minuty to nic tylko kabaret. Koniec „przygody” z mistrzostwami świata. Nie ma już tam dla nas miejsca. Myślałem – marzyłem, że od dokonań pisowskiego rządu na arenie międzynarodowej, większa kompromitacja już nas nie spotka. A tu do domu wracać wstyd. Na szczęście nigdzie nie wyjeżdżałem.

Zachowawczość Japończyków w drugiej połowie jest zrozumiała. Sytuacja w grupie tak się ułożyła, że awans Japończykom dawała nawet jednobramkowa porażka. Grali więc ostrożnie, zachowawczo, bezkontaktowo. Żeby tylko nie stracić kolejnej bramki i nie załapać się na kolejną żółtą kartkę. Ale dlaczego nasza drużyna na to pozwoliła? Gdybym był podejrzliwy, myślałbym o ustawce.

A przecież mieli walczyć o odzyskanie twarzy. O godne pożegnanie, o radość dla zgnębionych kibiców, a… odstawili szopkę. Przecież w tym wypadku walka o honor winna polegać na tym, że piłkarze niezłomnie walczą, jak to się mówi, gryzą trawę – walczą totalnie. Miast tego grali na wyniszczenie. Nie, nie przeciwnika, a najwierniejszych kibiców – tych na boisku i tych przed telewizorami. Właśnie takich jak ci w Strefie kibica zorganizowanej przez WM „Wolności 299” w Jeleniej Gorze – Cieplicach, którzy miast radochy dostali w twarz od drużyny, która honor rozmieniła na minuty wstydu.

Takim zwycięstwem nie umiem się cieszyć. Ale cieszę się, że były wraz ze mną jeszcze cztery osoby, w tym jedna przedstawicielka mieszkańców bloku 303, których zaprosiliśmy do wspólnego kibicowania naszym. Była też jedna osoba, która nie życzy sobie by jej fizis plątała się po sieci. Wytrwaliśmy do ostatniego gwizdka. Ze zwieszonymi głowami opuszczaliśmy ogrodową altankę – naszą Strefę kibica. Mi pozostało „zakluczyć” bramkę w ogrodzeniu oddzielającym nasz ogród od budynku 303 i dokonać zamknięcia Strefy kibica – jeszcze nieoficjalnie.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia Cz. 2.

wia181014Przypatrzmy się bliżej projektowi umowy Ministerstwa Kultury i czegoś tam jeszcze z Ojdyrem, dotyczącej utworzenia Muzeum „Pamięć i Tożsamość” im. JP2. Uderzająca jest jednostronność tego dokumentu. Minister daje wielkie pieniądze, w zamian nie otrzymując praktycznie nic poza pozornymi wartościami typu: koncepcja, plan, projekt, wartości intelektualne. Ziemia wnoszona do projektu przez zaradnego zakonnika jest oczywiście coś warta, ale jest to nikły promil inwestycji. O zgromadzonych artefaktach, mających być eksponatami, nic nie wiadomo, gdyby jednak Ojdyr posiadał jakieś naprawdę wartościowe dzieła sztuki, byłoby o tym głośno.

Dalej. Oto minister daje kupę szmalu i nawet nie będzie mógł bez zgody tego katabasa obsadzić dyrektorskiego stołka. Na dodatek Umowa przewiduje, że muzeum będzie funkcjonować co najmniej do 31 grudnia 2022 r. Znaczy to, że po tej dacie minister i zakonnik mogą postanowić o kontynuacji projektu albo o jego zamknięciu, a gdyby doszło do zamknięcia, to mienie muzeum pozostanie własnością Ojdyra, z tym że w tym wypadku musiałby on zwrócić nakłady poniesione przez ministerstwo. Jednak jeśli Założyciel będzie w dalszym ciągu prowadził działalność muzealną przez okres co najmniej dziesięciu lat w określonym umową zakresie, niezależnie od prawnej formuły takiej działalności i pod warunkiem utrzymywania w całości oraz eksponowania w ramach ww. działalności zbiorów stanowiących własność zlikwidowanego Muzeum, to nie będzie zobowiązany do zwrotu poniesionych przez Ministra środków. Czyli w razie likwidacji muzeum wszystko pozostaje własnością Rydzyka, jeśli zadeklaruje, że nadal będzie swoje eksponaty pokazywał publiczności. A dlaczego miałby nie zadeklarować?

Ale w tej sprawie jest coś jeszcze. Jest odpowiedzialność rządu PiS. Jest przestępstwo – próba wyprowadzenia ogromnej kwoty z budżetu państwa wprost do kieszeni toruńskiego redemptorysty. I choć przedmiotowa umowa jest już podpisana (może wcześniejsze nagłośnienie zapobiegło niektórym jej zapisom, a na pewno planowanej olbrzymiej kwocie), to pamiętajmy, że zamiar popełnienia przestępstwa w polskim prawie karnym jest tak samo karany jak jego popełnienie. Jak więc myślicie, ktoś za to odpowie? Jestem pewien, że nikt.

Ukazała się już informacja o podpisaniu zaprezentowanej tu umowy. Warto więc do sprawy powrócić. Uczynię to w następnym wpisie, czyli cdn.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia

wia181014Od czasu przejęcia władzy przez PiS przedsięwzięcia Rydzyka – Ojdyra z Torunia, były wspierane przez resorty: zdrowia, środowiska, sprawiedliwości, spraw zagranicznych, sportu i turystyki, rolnictwa, rodziny, pracy i polityki społecznej, obrony narodowej i inne – właściwie wszystkie, oraz przez spółki skarbu państwa. Łącznie do jego imperium wpłynęło w tym czasie prawie 81 mln z. W tym m.in.: 600 tys. zł z Ministerstwa Zdrowia za emisję programu „Na zdrowie” i spotu „Zdrowo jest wiedzieć” dla Telewizji Trwam, 600 tys. z Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju na produkcję i emisję programów, 316 tys. z Ministerstwa Środowiska na przygotowanie audycji telewizyjnych poświęconych jakości powietrza. Powyższe wyliczenia nie uwzględniają wszystkich pieniędzy, które wpadły w łapy tego klechy. Przecież państwowe spółki, które zasilają media związane z Ojdyrem reklamami i darowiznami, nie ujawniają, ile za nie zapłaciły.

A wyobraźcie sobie, że fundacja ta założona przeszło 20 lat temu przez trzech redemptorystów, odpowiadająca dziś za telewizję Trwam, geotermię i operatora komórkowego „W naszej Rodzinie”, a także za Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej oraz Sanktuarium Gwiazdy Nowej Ewangelizacji, pierwsze biznesowe kroki stawiała w sprzedaży kaset VHS. No i z pomocą budżetu biznes rozkręcił się w imponującym tempie.

To dojenie pieniędzy podatników, jak się wydawało, już miało imponujący wymiar, jednak wobec daniny, jaką szykował wicepremier i minister od kultury w jednym, stawało się niewinną wprawką.

Po raz pierwszy o muzeum „Pamięć i Tożsamość” świat dowiedział się w grudniu 2017 r. z Radia Maryja. Chcemy jeszcze jedną rzecz zrobić – Muzeum „Pamięć i Tożsamość”. Historia Polski, jak ją widział, jak ją nam przekazywał św. Jan Paweł II; od początku aż do św. Jana Pawła II… – informował Ojdyr, wzywając do szczodrych wpłat na ten zbożny cel. Jednak chyba dostał zbyt mało, albo katabas uznał (to bardziej prawdopodobne), że nadarza się okazja do wydojenia jednocześnie dwóch cycków: wyznawców toruńskiej rozgłośni i budżetu państwa.

I tak dochodzimy do kolejne, ale nie ostatniego, dokonania Ojdyra – do projektu umowy między wicepremierem i ministrem kultury w jednym a Ojdyrem. Z jego treści wynika zamiar powołania Muzeum „Pamięć i Tożsamość” im. św. Jana Pawła II, a tak naprawdę, była to ordynarna próba wydojenie skarbu państwa z bardzo dużej forsy.

Sens tej umowy jest mniej więcej taki. Oto minister zamierza dać w sumie setki milionów złotych na „wydatki majątkowe Muzeum” zaś Ojdyr grunt między akademikami a sanktuarium przy Porcie Drzewnym w Toruniu (niedawno kupił go okazyjnie od wojewody za nieco ponad 100 tys. zł, czyli z 85% bonifikatą); prawo do użytkowania istniejącego już budynku biblioteki Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej, z zastrzeżeniem, że muzeum nie będzie wyłącznym jej użytkownikiem; prawo do użytkowania Kaplicy Pamięci w Sanktuarium pw. NMP Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II, czyli kawałka kościoła, który już dawno temu wybudował, oczywiście z zastrzeżeniem, że korzystanie przez muzeum z kaplicy będzie miało charakter niewyłączny w związku z jej funkcją kultu religijnego; koncepcję architektoniczną, projekt budowlany, pozwolenia budowlane i projekt wykonawczy obiektu muzealnego; no i zbiory muzealne, których nikt jeszcze nie widział i o nieznanej wartości, ale określono w umowie na niebagatelną kwotę 100 mln zł wg opinii jakiegoś bogobojnego rzeczoznawcy. Ale uwaga, uwaga! Dyrektora muzeum powołuje minister… po uzgodnieniu kandydatury z Założycielem, czyli z Ojdyrem.

Przypatrzmy się temu bliżej. Ale uczynię to dopiero w następnym wpisie, czyli cdn.

Kłamią na każdym kroku…

wia181014Otwieram internet na stronie WP i w oczy bije mi tytuł: Od 1 stycznia znika relikt z czasów PRL. „Gigantyczna operacja” będzie kosztowała 130 mln rocznie. I dalej: Od nowego roku zlikwidowane zostanie prawo użytkowania wieczystego. Zmiany póki co będą dotyczyły gruntów mieszkaniowych, ale wiceminister inwestycji i rozwoju (…) zapowiedział, że jego resort zajmie się dalszymi nowelizacjami… Relikt? Przecież to wierutne kłamstwo! Ma zohydzić czasy PRL i gloryfikować dokonania PiS. Uzasadnienie? Proszę bardzo.

Na każdym rozwiniętym rynku nieruchomości pojawiły się dwa rodzaje praw: prawo własności oraz pochodne od niego prawa do wykorzystania nieruchomości. A instytucja użytkowania ma stary rodowód i występuje w różnych formach w większości krajów europejskich.

Jeśli chodzi o własność podzieloną co do treści, której przykładem jest w istocie użytkowanie wieczyste wywodzi się ona ze starożytnych koncepcji rzymskich i choć rozwinęły się one na przestrzeni wieków i zróżnicowały w prawodawstwie poszczególnych krajów europejskich, idea pozostała wspólna.

W prawie rzymskim była prawem rzeczowym do czerpania korzyści z cudzej nieruchomości, bez prawa nabycia własności przy jednoczesnym dziedzicznym i zbywalnym prawie do dysponowania tą nieruchomością.

W piątym wieku pojawiła się konstrukcja, której cechami charakterystycznymi były: prawo dziedziczne i zbywalne; dowolna eksploatacja gruntu, pod warunkiem nie pomniejszania jego wartości; roczny czynsz; prawo pierwokupu przysługujące użytkownikowi, a gdy z niego nie skorzystał otrzymywał 2% ceny; możliwość odwołania przez właściciela w przypadku pogorszenia gruntu, niezawiadomienia o sprzedaży, czy niepłacenia czynszu (np. przez okres 3 lat). Konstrukcja ta dotyczyła gruntów nadających się do produkcji rolnej. Ale oprócz użytkowania wieczystego istniało również czasowe.

W prawie rzymskim istniało też prawo rzeczowe, które dotyczyło budynków wzniesionych na cudzym gruncie. Mogło być bezterminowe, lub terminowe (np. 99 lat). Właściciel zachowywał prawo użytkowania zabudowanego gruntu w sposób niesprzeczny i niekolidujący z istotą użytkowania oraz pobierał roczną opłatę. Użytkownik mógł rozporządzać budynkiem (nawet zburzyć go i w jego miejsce postawić inny) oraz dysponować swoim prawem (np. zbyć), obciążać je zastawem lub służebnościami. Użytkowanie tego typu podlegało dziedziczeniu.

Na przestrzeni dziejów prawo rzymskie różnie ewoluowało w różnych krajach europejskich, czego efektem są różnice w sposobie kodyfikacji praw zbliżonych do rzymskich. Rozwiązania prawne podobne do polskiej konstrukcji użytkowania wieczystego stosowane są na całym świecie i w większości krajów europejskich. Analogiczne formy korzystania z gruntów występują na całym świecie, choć pod różnymi nazwami. M.in. w Niemczech i Austrii. Szwajcarski kodeks cywilny ukształtował prawo zabudowy jako służebność. W krajach Europy Wschodniej oraz Południowo-Wschodniej również napotkać można podobne konstrukcje prawne. Prawo zabudowy znane jest m.in. na Litwie, Słowenii, Chorwacji i w Estonii.

Prawa zabudowy, czy użytkowania, które ze swojej natury są prawami rzeczowymi, nie występują w krajach gdzie stosuje się wieloletnie dzierżawy. Dla przykładu w Wielkiej Brytanii występują dzierżawy gruntów przeznaczonych do zabudowy ustanowione na okres 99 a nawet 999 lat. W praktyce częściej spotyka się jednak umowy zawarte na krótsze okresy – 15, 25 czy 50 lat, a czynsz płatny jest zwykle raz w roku.

W kontekście znanej i wywodzącej się z kodeksu rzymskiego zasady tego dotyczącej, rozwiązania prawne w krajach europejskich można podzielić na dwie grupy: kraje, gdzie właścicielem budynku pozostaje właściciel gruntu, na którym budynek został postawiony (przykładami są Szkocja i Holandia) i kraje, gdzie własność budynku jest oderwana od własności gruntu, na czas w którym obowiązuje (w zasadzie w większości krajów europejskich). Jeśli chodzi o długość okresu trwania można wyróżnić prawa: terminowe (o z góry określonym czasie trwania) i wieczyste, które w swojej istocie zbliżają się do prawa własności.

Podsumowując. W niektórych krajach prawa podobne do polskiej konstrukcji użytkowania wieczystego, zdobyły sobie bardzo silną pozycję, a w Szwecji jest nawet formą dominującą, funkcjonującą od 1907 r. Mimo różnic w ujęciu prawnym funkcje społeczno ekonomiczne tego typu praw są podobne we wszystkich krajach. Konstrukcje tego typu są jedną ze znanych na świecie form władania gruntami, która pozwala obu stronom umowy realizować swoje interesy gospodarcze. Użytkownik wieczysty otrzymuje silne prawo do gruntu z możliwością jego zabudowy, bez konieczności angażowania pełnych środków finansowych, które musiałby wydatkować, nabywając własność.

Wiem, że uzasadnienie to jest nieco przydługie, ale nie umiałem inaczej, a może chciałem pochwalić się wiedzą wyniesioną ze szkół w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Proszę o zrozumienie i wybaczenie.

Zaostrzenie nieludzkiej ustawy antyaborcyjnej wydaje się przesądzone

wia181014Przypominam, że jesienią 2017 r. posłowie PiS złożyli wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, by ten stwierdził niezgodność z konstytucją przepisów pozwalających na przeprowadzenie aborcji w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu. A obecny minister sprawiedliwości i prokurator generalny w jednym przesłał do tego organu swoje stanowisko w tej sprawie: – Prokurator Generalny jest zdania, że sam fakt ciężkiego upośledzenia dziecka poczętego lub jego nieuleczalnej choroby, a tym bardziej prawdopodobieństwo tego faktu, nie może być uznany za konstytucyjnie uzasadniony powód dopuszczalności przerywania ciąży. Konstytucja kategorycznie zakazuje bowiem różnicowania godności ludzkiej czy wartościowania życia ludzkiego.

W Sejmie znajduje się kolejny projekt ustawy o jej zaostrzenie w tym samym duchu. Jeśli więc pisowska większość w Sejmie go nie przegłosuje, to doprowadzi do tego zniewolony przez PiS niekonstytucyjny Trybunał Konstytucyjny. Czeka tylko na przyzwolenie z nowogrodzkiej. A tam się jeszcze kalkuluje, co bardziej się opłaca i czy jest już na to odpowiedni czas.

Z opiniami usłużnych prawników na temat projektu ustawy zakazującej aborcji ze względu na ciężkie uszkodzenie płodu nie ma problemu. Już takowa jest. Napisał ją sędzia, którego wspomniany wyżej jeszcze minister osadził w listopadzie 2017 r. na stołku prezesa Sądu Rejonowego. Tak ten sam, który od niedawna reprezentuje partię władzy w RRS (Resortowej Radzie Sądownictwa) – tak od jakiegoś czasu nazywana jest przejęta przez PiS Krajowa Rada Sądownictwa (KRS); ten sam, który o sobie mówi, że… Jestem zbyt prostym człowiekiem, by chcieć się komukolwiek przypodobać. Chcę się przypodobać jedynie Jezusowi Chrystusowi. To są dla mnie wartości, to jest skala mojego życia; i ten sam, który podczas Kongresu Prawników Polskich, podczas którego główni mówcy krytykowali reżim za łamanie prawa, jako jeden z nielicznych stanął po stronie PiS; i wreszcie ten sam, który w lutym 2018 r., podczas publicznego wysłuchania kandydatów do nowej KRS, wręczył przedstawicielce Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka Pismo Święte ze słowami: To są zapisy księgi, którą kieruję się w życiu.

Nie może więc dziwić, że przedmiotowa opinia tego sędziego jest diametralnie różna od tej, miażdżącej dla obywatelskiego projektu ustawy zaostrzającej prawo aborcyjne w Polsce, sporządzonej przez prawników z Biura Analiz Sejmowych. Sporządził ją na prośbę szefowej inicjatywy „Zatrzymać aborcję”. Jest całkowicie po myśli katolickich fundamentalistów. Twierdzi w niej, że aborcja z tzw. przyczyn medycznych jest sprzeczna z prawem; że kobiety mają rodzić nawet wtedy, gdy badania prenatalne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. – Prawo do życia dziecka nienarodzonego jest ważniejsze niż, prawo źle rozumianej wolności sprowadzającej się do zaspokajania żądz dorosłych. (…) Aby człowiek mógł korzystać z prawa do wolności, to najpierw musi żyć i się urodzić. Nienarodzony człowiek ma prawa równe kobiecie, w której ciele się rozwija – twierdzi ten prawnik i uzupełnia, iż… należy mieć świadomość wagi i odpowiedzialności Rzeczypospolitej za ochronę praw fundamentalnych, a takim prawem jest prawo do życia; prawo do życia człowieka jest prawem pierwotnym wobec państwa, dlatego nie może być ono przedmiotem sondaży czy referendów, bo żaden człowiek nie może drugiemu tego prawa dać czy też go odebrać; obowiązkiem państwa jest natomiast prawo do życia człowieka podkreślić i chronić.

Tak więc nie ma co się łudzić – zaostrzenie tej nieludzkiej, ustawy antyaborcyjnej jest raczej przesądzone. No, chyba, że wkurzone kobiety ponownie tak masowo wyjdą na ulicę. Ale nawet to Nowogrodzką nie powstrzyma, jeśli po kolejnych wyborach parlamentarnych PiS utrzyma się przy władzy. Pamiętajcie więc i o tym przy urnach wyborczych!

Podwójna porażka…

wia181014W minorowych nastrojach opuszczaliśmy Strefę Kibica. – Polacy nic się nie stało – pocieszaliśmy się po klęsce z Senegalem. Kto? Kibicowska Brać Wspólnoty Mieszkaniowej „Wolności 299” w Jeleniej Górze. Z nadzieją i wiarą, pełni zapału, upiększaliśmy naszą Strefę na kolejne mecze Polaków, które miały zagwarantować nam wyjście z grupy. Precyzując, należy donieść, że urządzenie Strefy Kibica w naszym ogrodzie to zasługa Pana Stanisława Gawora. Który własnym staraniem i na własny koszt zaopatrzył ją w mundialowe gadżety.

Padła propozycja by do tej wspólnej zabawy – oglądania i przeżywania meczów z Kolumbią i Japonią, zaprosić mieszkańców, sąsiadującego z naszym ogrodem, bloku SM „FAMPA” nr 303. Chcieliśmy upiec co najmniej dwie pieczenie. Pierwsza, to nadzieja na wspólne emocjonowanie się piłką nożną na dobrym poziomie, mające nie tylko wymiar sportowy, ale też towarzyski – integrujący naszą osiedlową społeczność. Druga to też nadzieja, że kiedy w naszym ogrodzie odbywać się będą jakieś okolicznościowe imprezy, które w jakiś tam sposób mogą zakłócić ciszę nocną, mieszkańców wskazanego bloku nie będą Oni zaraz prosić o interwencję – nasyłać na nas, Policji czy Straży Miejskiej; że będą bardziej wyrozumiali.

Jak pomyśleliśmy tak i zrobiliśmy. Odpowiednie ogłoszenie zawisło na wszystkich czterech klatkach tego budynku: – Wspólnota Mieszkaniowa „Wolności 299” Zaprasza mieszkańców bloku Wolności 303 do altanki – „Strefy Kibica”, i zachęca do wspólnego oglądania, przeżywania oraz ewentualnego wyrażania radości ze zwycięstw polskiej drużyny. Altanka na ten cel będzie zarezerwowana i udostępniona wszystkim zainteresowanym, a bramka od strony wskazanego bloku otwarta, w następujących dniach i godzinach: Polska – Kolumbia, 24 czerwca, od 19:50; Japonia – Polska, 28 czerwca, od godz. 15:50. I się wykosztowaliśmy. Bramkę, która od wielu już lat nie spełniała swojej roli – była zaspawana, naprawiliśmy, zaopatrzyliśmy w zamek i klamki. A na niej zawisła kartka przygotowana przez mieszkańca tego bloku Pana Pawła Drewniaka: – Wejście do „Strefy Kibica” dla mieszkańców bloku Wolności 303.

I nadszedł ten dzień i czas. Zbieramy się w altance – Strefie Kibica. Bramka dla zaproszonych gości otwarta na oścież. Zaopatrzenie, jak na kibicowanie odpowiednie i w odpowiedniej ilości. Ale czy to kwestia pogody – wieczór zapowiadał się chłodny i mokry, czy zniechęcenie po meczu z Senegalem, czy niewiara w umiejętności i piłkarskie możliwości naszych, czy może inne nieznane powody sprawiły, że do kibicowania zjawiło się o wiele mniej osób niż na pierwszy mecz Polaków, a z zaproszonych gości, tylko 1 (słownie: jedna, ale zawsze to coś) osoba, ale za to z wielkim pudłem wspaniałych rogalików – przydały się na pocieszenie, bowiem mecz Polska – Kolumbia pozbawił nas wszelkich złudzeń, upokorzył grą i zasłużonym wynikiem: 0:3. Przestaliśmy liczyć się w walce o wyjście z grupy. Mecz ten pokazał, że piłkarzy mamy głównie słabych, a drużyny nie mamy w ogóle.

A jednak my kibice dotrwaliśmy do ostatniego gwizdka. Nie umiem powiedzieć na co jeszcze liczyliśmy przy wyniku 0:2. Padały słowa nie do powtórzenia. Wódka i piwo, o zgrozo, przestały smakować. Zaczęto kibicować Kolumbijczykom. Zastanawiano się nad sensem istnienia Strefy Kibica i oglądaniem ostatniego meczu o pietruszkę z Japonią.

Wyłączony telewizor i światła. Zamknięta „gościnna” bramka. Smutni i wściekli opuszczamy altankę i ogród. Zawisło tylko pytanie. – Czy „Strefa Kibica” w naszym ogrodzie ma jeszcze sens?. Ma, oczywiście, że ma. Warto i trzeba kibicować dobrej piłce i dobrym drużynom, już bez narodowej megalomanii.

Odchodzenie z wdzięcznością…

wia181014Wyjątkowo nie podobał mi się wczorajszy mecz polskiej Narodowej Drużyny. Do sprawy powrócę dziś jeszcze w kolejnym wpisie. Ale Wyjątkowo podoba mi się pomysł Daniela Passenta (vide POLITYKA nr 24 (3164), 13.06-19.06.2018), związany z opracowaniem przez Rząd i przyjęciem w formie ustawy przez Parlament (o podpis jeszcze prezydenta, nawet najbliższej nocny, nie ma obawy) Polskiego Narodowego Programu: „Odchodzimy z Godnością”. Ma on dotyczyć każdego, kto będzie odchodził w siną dal. No bo skoro jest wyprawka szkolna dla dzieci (Wyprawka +), to my już starzy ludzie (premier twierdzi, że nas bardzo kocha) powinniśmy też upomnieć się o wyprawkę na tamten świat (Pakiet Pożegnalny+). Tym bardziej, że ten rząd w niego wierzy. Pakiet ten winien obejmować: elegancki garnitur trumienny, nekrolog w TVP Info, w „Naszym Dzienniku” lub w czasopismach okołorządowych, przygotowanie do odejścia, kremację i nabożeństwo (zwrot kosztów kościelnych).

Przecież my, emeryci, stanowimy najtańsze mięso wyborcze. W przeliczeniu na głosy wyborców inwestycja w nas jest najbardziej efektywna. Dostaniemy parę złotych, to z wdzięczności podrepczemy i zagłosujemy. Na kogo? To już każdego z nas słodka tajemnica.

Pakiet taki, to naprawdę pionierski pomysł. Poprzednie rządy przez całe osiem lat, nie ruszyły w tej sprawie nawet palcem w bucie, a umieralność była wtedy wyższa. Wąskim gardłem może okazać się kremacja, do której czekają długie kolejki chętnych, ponieważ i na tym odcinku przez osiem lat poprzednie rządy nic godnego nie uczyniły. Oczywiście wszystkiemu winna Platforma i Tusk. Ale i w tym względzie PiS ma szansę zrobić wiele dobrego.

A my z radości i wdzięczności będziemy odchodzić bardziej komfortowo i szybciej, co może rozwiązać wiele problemów osób niepełnosprawnych, do których też się często zaliczamy.

Zakłamywanie historii

wia181014Kiedy wyszedłem z moją Polli na poranny, „mokry” spacer w głowie miałem słowa i zdania nawiązujące do MŚ w nogę – Mundial, Rosja 2018. Marzył mi się wpis o tryumfalnych okrzykach, oczywiście po zwycięstwie naszych, wydobywających się z gardeł uczestników Strefy Kibica znajdującej się w ogródku WM „Wolności 299”. Ale zaraz ta przedwczesna wiara stłumiona została obrazami radości Senegalczyków po grze z naszą Narodową Drużyną. Umysł chcący uchronić mnie przed niedzielnym, porannym stresem usiłował skierował moje rozważania na coś przyjemniejszego, ale trafił na czerwcowe wybory – wybory parlamentarne 1989 r., zwane też wyborami kontraktowymi – wyborami do Sejmu kontraktowego, przeprowadzone 4 i 18 czerwca na zasadach uzgodnionych w trakcie rozmów Okrągłego Stołu. Pierwsze częściowo wolne wybory w historii Polski po II wojnie światowej. Wybory uznawane za moment przełomowy dla procesu realizowanych przemian politycznych, które zapoczątkowały zdecydowane przyspieszenie transformacji ustrojowej.

No i znalazł się powód do optymistycznych, radosnych rozmyślań, ale zaraz pojawiło się pytanie o obchody tej znaczącej dla Polski rocznicy. I okazuje się, że minęła bez większego echa; że ciepłym moczem olano pomysł, aby tę rocznicę uczynić świętem państwowym; że w ocenie tych wyborów obóz posolidarnościowy jest poróżniony, i że z każdym rokiem coraz bardziej.

Dla jednych, okolice PO, to historyczny sukces – zwycięstwo ludu, inicjacja światowego procesu upadku tzw. komunizmu. Dla drugich, skupionych wokół PiS, to jedynie namiastka prawdziwej rewolucji antykomunistycznej, rezultat spisku, który zapewnił przetrwanie i rozkwit postkomunizmu oraz stał się źródłem wszystkich patologii III RP.

Ale jedni i drudzy lansują zakłamaną wizję tych wydarzeń, całkowicie ignorując geopolityczny kontekstu zmian, jakie w Europie i świecie nastąpiły w latach 1989-1991.

Oto zimna wojna dobiegała końca, Związek Radziecki uznał swoją przegraną. Rozpoczął się burzliwy proces stanowienia nowego ładu światowego. Obydwa supermocarstwa: ZSRR i USA, wynegocjowały go tylko w sprawach najważniejszych: rozbrojenia i zjednoczenia Niemiec oraz ich statusu, a także w kwestii likwidacji konsekwencji Jałty. W tej sprawie uzgodniono, że uchylając polityczno-ustrojowe konsekwencje Jałty, pozostawi się nienaruszalnymi jej decyzje terytorialne; że demontaż pojałtańskiego ładu odbywać się będzie pokojowo i ewolucyjnie. I w zasadzie tak on przebiegał zarówno w Polsce gdzie istniała silna antyustrojowa opozycja, jak i w Czechosłowacji, w której takowa była bardzo słaba, ale i w krajach, w których w ogóle jej nie było. Oba mocarstwa dbały o to, aby procesy te przebiegały sprawnie i mniej więcej podobnie, interweniując, raczej dyskretnie, rzadziej ostentacyjnie i zdecydowanie, gdy ich bieg się zacinał. Świadomie liderzy światowej polityki nie chcieli dopuścić do rewolucyjnych wstrząsów I chwała im za to.

Tak więc gadki typu, że w Polsce bez Jaruzelskiego, Wałęsy i Michnika, przebieg zmian ustrojowych i zrzucania pojałtańskich uzależnień przebiegałby zasadniczo inaczej, niż to się działo, jest złudzeniem lub oszustwem. Na nic znacząco innego nie pozwoliłaby geopolityka, jak również potężni strażnicy jej praw. Tak więc i bez „Solidarności” byłoby mniej więcej podobnie, a może nawet lepiej, bowiem jej politycznym sukcesorem stał się nie tylko słaby i ślepy na ryzyka socjalne nurt demokratyczno-liberalny, lecz znacznie silniejszy nurt nacjonalistyczno-populistyczny o skłonnościach archaiczno-autorytarnych.

Nie przeszkadza to jednak niektórym politykom z uporem i bezczelnością mącić sobie i innym w głowach fałszywą megalomańską wizją przeszłości. Są oni o tyle niebezpieczni, że cechuje ich skłonność do też irracjonalnego wyobrażania teraźniejszości. A wśród dziś rządzących oni właśnie dominują.

No i sami widzicie. Chciałem pisać o czymś optymistycznym, ale szaruga czy nawyk skierowały mnie na meandry pesymizmu. Wybaczcie. Ale może w okolicach 22:00 znajdzie się powód do radosnej popijawy? Niechby nawet z porannym, nieznośnym bólem głowy.

Cyberpornoseks… Cd.

wia181014Nieletni mają swobodny dostęp do pornografii i nagminnie ją oglądają (vide poprzedni wpis), a rodzice nie wiedzą, co powiedzieć, bo nie mają pojęcia o świecie, w którym żyją ich dzieci, a i sami nie wiedzą, co o tym myśleć. W Polsce, ciążącej ku konserwatyzmowi, zostali bez szans na przećwiczenie w głowie różnych sposobów myślenia, czy nawet skonfrontowanie się z różnymi poglądami.

Europa próbuje sobie jakoś z tym radzić – o nieświadomy kontakt z pornografią coraz trudniej, bowiem standardem jest automatyczne blokowanie treści porno w telefonach, zakładane jeszcze przed ich sprzedażą. W wielu krajach, operatorzy sami, bez udziału państwa, postanowili wprowadzić takie ograniczenia. Blokady można zdjąć, ale tylko świadomie, wchodząc w ustawienia telefonu.

W Polsce, miast dyskusji wiceminister od kultury nawołuje do zamknięcia młodzieżowych pisemek typu „Brawo”, które dawno, dawno temu udzielały młodzieży konkretnych rad dotyczących seksu, a teraz same kolejno znikają z rynku wyparte przez internet. A ten obudził się i grzmi, że owe niemieckie media negują wartości wyznawane w naszym kraju i… są próbą wywołania przemian kulturowych. A rozwiązań systemowych, zabezpieczających dzieciaki, nigdy nie wprowadzono. Były próby ze strony jednego ze stowarzyszeń namówienia koncernów na takie działania, ale się nie udało – operatorzy przekonywali, że nie mogą samodzielnie niczego blokować, ponieważ… godziłoby to w zasadę nieingerencji operatora w udostępniane treści.

Pozostaje dla rodziców/opiekunów prawnych podjęcie pewnych dostępnych działań: można zamówić odpłatną usługę blokowania stron z pornografią za kilka złotych miesięcznie lub pogrzebać w menu, w ustawieniach telefonu – aplikacja kontroli rodzicielskiej. To podstawowy poziom ochrony, który będzie blokował wszystko, co podejrzane. Precyzyjniejsze warianty wymagają głębszej ingerencji w ustawienia telefonu, by zabezpieczyć telefon przed porno. Ale da się znaleźć wiele szczegółowych opisów takich działań nawet dla konkretnego modelu telefonu.

Trzeba, i to też jest bardzo ważne, by dziecko wiedziało, że podając jakiekolwiek prywatne informacje o sobie bądź udostępniając zdjęcia, zawsze pytało o zgodę swoich rodziców. A ci, ze swojej strony, powinni docenić zaufanie, jakim ich dziecko obdarza. Ważne też, żeby dziecko potrafiło odróżnić treści niewłaściwe od pozytywnych i zdawało sobie sprawę z niebezpieczeństw.

Warto tym bardziej, iż problemy nie kończą się wyłącznie na porno. Internet pełen jest szaleńców, namawiających dzieci do samookaleczenia, próbujących je uwodzić, serwujących lekcje wrogości, ksenofobii itp.

Nie wystarczy założyć blokadę, trzeba jeszcze rozmawiać, też w szkole, o poczuciu własnej wartości, o tym, co to znaczy być dziewczyną/kobietą, chłopakiem/mężczyzną. O seksie. Według WHO o tych sprawach należy rozmawiać już z czterolatkami, albo i wcześniej, jeśli dzieci chcą pytać. Rozmawiać by przekazywać wiedzę, odpowiadać szczerze, ale też by przyzwyczaić dziecko, że seksualność jest normalnym tematem do rozmowy, by było oczywiste, że mogą zapytać, zaufać, i że zostaną potraktowane serio.

Alternatywą jest pozostawienie nieletnich sam na sam z internetowym porno – światem znieczulającym na przemoc, uczącym, iż nie ma bardziej skutecznej waluty od seksualność.

Dziś polskie nastolatki próbują budować tożsamość na dziwnym mariażu konwencji porno i kobiecości uświęconej mitami macierzyństwa i ochrony wszelkiego życia poczętego; na męskości zbudowanej z krzyżówki porno-macho oraz mitów powstańczych i wojennych. A pozostawieni sami sobie w tym świecie młodzi nie tylko znieczulają się na przemoc, ale też uczą się, że nie ma drugiej tak skutecznej waluty jak seksualność. I brną w to.

A konwencja porno schodzi głębiej. Ciało staje się walutą. – I tak dziewczęta dowiadują się, że istnieje się poprzez ciała i jako ciało, i że za jego pomocą wszystko można dostać albo skontrolować, zaś chłopcy będą szukać nie partnerek, które ich interesują, ale takich, które będą się podobać innym – jak z porno. A konsekwencje życia w pornoświecie są groźne i dla zdrowia, i dla prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie.